Czas akcji: powrót ze zlotu Star Wars, niedziela. Deszcz, a w zasadzie mżawka. Miejsce akcji: Poznań.
Jedziemy sobie niespiesznie drogą 92, w miejscu gdzie jest ona już jednopasmowa. Ruch na drodze jest, ale nieduży, prędkość ok. 50 km/h, bo mokro, a i mandaty zdrożały. Przede mną dwa, może trzy samochody. Droga prosta, po lewej stronie las, żadnych posesji ani zjazdów, po prawej dość duża podporządkowana. Ukształtowanie terenu takie, że widzę tylko samochód przed sobą, a wyglądając zza niego, widzę, że na podporządkowanej stoi auto.
I wtedy, jakby napisał klasyk, WTEM! - dostrzegam, że samochód przede mną stoi. Nie hamuje, ale właśnie już stoi. Książkowe 0,7 sekundy na reakcję, w moim stanie psychofizycznym pewnie około 1,0. Nie myślę, odruchowo cisnę klamkę jak kto głupi. Niestety, droga jest mokra, a motocykl obciążony. Słyszę tylko turkotanie ABS-u, motocykl jedzie jak po lodzie, a tył stojącego samochodu zbliża się nieubłaganie. Wiem już, że nie wyhamuję. Gwałtowny przeciwskręt i robię unik, tak jak ćwiczyłem to tydzień temu na szkoleniu. Motocykl posłusznie składa się, ale ja już widzę, że nie zmieszczę się pomiędzy samochodem a krawężnikiem, bo mam z tyłu zbyt szerokie kufry. Klamka cały czas naciśnięta, ABS trzeszczy. Decyzja, krawężnik, trawnik. Zapomniałem o sprzęgle, motocykl gaśnie. Stoję. Moje pierwsze pytanie do Michasi, zadane z niedowierzaniem "Czy ja go zaczepiłem?" Michasia lekko w szoku, mówi że nie. I faktycznie, na skrzyżowaniu już nikogo nie ma, kto by się tam przejmował motocyklistą jeżdżącym po trawniku. Jakbym go zaczepił, to by chyba poczuł i tak spokojnie nie odjechał. Uspokajam nerwy przez ok. 2 minuty, odpalam silnik i jedziemy dalej. Koniec.
Ponieważ wszystko trwało maks. 2 sekundy, to nie wiem - albo się zagapiłem, albo ten samochód przede mną miał zepsute światła stop. Jestem prawie przekonany, że nie widziałem w ogóle hamowania, ale to w sumie już nieistotne. Wniosek mój jest taki, że ABS po raz kolejny uratował mi tyłek, i to tym razem dość spektakularnie. Na zablokowanym przednim kole od razu bym się położył na mokrej jezdni, a jeśli cudem udałoby mi się utrzymać pion - nie byłoby mowy o żadnej kontroli kierunku ruchu. Z ABS-em nie dość, że nie było mowy o uślizgu, to jeszcze mogłem prawidłowo wykonać przeciwskręt, wyprostować motocykl i wskoczyć na krawężnik. Mówiłem to już po Bandicie, a teraz powtarzam - jeśli motocykl, to tylko z ABS-em.
PS. Tak cisnąłem klamkę, że musiałem naderwać sobie jakiś mięsień - dzisiaj ledwo oddycham prawym płucem, tak mnie boli że nie mogę nabrać pełnego oddechu