to opowieści ciąg dalszy ...
rano wstajemy zwiedzić wulkany błotne. Krajobraz iście księżycowy. Rozczulające są gdzieś tam te wulkany które co jakiś czas robią plum, plum
Jak wracamy pani z pensjonatu siedzi już na kasie i kasuje za wstęp. Jeśli dobrze pamiętam, goście pensjonatu mają wstęp na free. Na ściance obok pani pełno naklejek. Zostawiam też naklejkę naszej wyprawy. Może jak ktoś z naszego klubu kiedyś też tam pojedzie, może jeszcze będzie wisieć? Z właścicielką robię wymianę na foldery reklamujące region. Ona daje swoje a ja foldery które dostałem z gminy Oborniki i starostwa. To gdzie teraz? Chyba wisienka na torcie - Transalpina
Na rumaki i w drogę
Łańcuch waludiego coś tam hałasuje. Waludi tego nie słyszy bo słucha swoich przebojów. I stało się
Spadł łańcuch. Na całe szczęście udało się ogarnąć sytuację na miejscu. Jedziemy dalej. Niestety zaczyna padać deszcz. Zjeżdżamy na parking. Ubieramy się w "kondony" a zaparkowanego obok samochodu wychodzi pani po wykonaniu usługi. Docieramy do miejscowości przed Transalpiną. Szukamy pensjonatu Ela, polecanego przez Freexa. Niestety już zajęty przez Czechów na GS-ach. Właściciela gdzieś dzwoni i zaraz przyjeżdża jakiś gość i mówi żebyśmy za nim jechali. Dojeżdżamy do pięknego domu. Niezłe latyfundium. Wszystko w marmurach, przeszklona jadalnia z widokiem na góry, imponująca kuchnia z kostkarką do lodu. Czego chcieć więcej. Ten dom stanie się naszą bazą wypadową na kilka najbliższych dni.
Następnego dnia spełnia się me motocyklowe marzenie - Transalpina
Ok. 150km drogi w górach, z zapierającymi dech w piersiach widokami, z tysiącem fantastycznych winkli. Trzeba samemu tam pojechać i to przeżyć, słowa tego nie oddadzą. Koniecznie trzeba przejechać trasę dwa razy. Raz turystycznie, podziwiając widoki. Drugi raz skupiając się na frajdzie w winklach. Trzeba tylko uważać na osiołki (w dosłownym tego słowa znaczeniu) konie, oraz samochody które czasami w dziwnych miejscach zatrzymują się aby podziwiać widoki. Miałem sytuację gdzie wchodząc w jeden zakręt, gdzie nie widziałem co dalej bo skały zasłaniały, samochód cofał
Trzeba jechać cały czas z ręką na hamulcu. W najwyższym miejscu trasy, a trasa wiodła nawet na wysokości 2145 m.n.p.m. powietrze już delikatnie rozrzedzone i silnik trochę inaczej pracuje. Winkle robią naprawdę wrażenie. Pierwszy zakręt - robię w gacie, drugi zakręt- boję się, trzeci zakręt - dzida dzida dzida. Po którymś tam zakręcie, człowiek jedzie już jak w transie. Endorfiny działają. Przestaje myśleć. Jadę. Zakręt lewo, prawo, lewo, prawo, lewo ...... poddaje się maszynie i to ona mnie prowadzi a ja staram się jej nie przeszkadzać. Trochę to przypomina mi bieganie. Po którymś km, przestaje myśleć jak stawiam stopy, jak oddycham, po prostu biegnę i cieszę się tym. Pewnie to upojenie endorfinami
Jest SUPER. Jestem w motocyklowym raju
Na Transalpinie prawdziwa międzynarodówka. Motocykliści wszystkich krajów. Pędzę po drodze, szuruję podnóżkami o asfalt. Ale jazda !!! Za chwilę Niemcy na GS-ach biorą mnie jak dzieciaka. Kurde oni to kuframi bocznymi prawie tarli o asfalt
W takim tempie, z taką pewnością wchodzili w te zakręty że naprawdę mi zaimponowali
Bardzo dużo nauczyła mnie Transalpina. Poczułem że moje umiejętności znacząco wzrosły. Zakończenie dnia bardzo sympatyczne. Z Księciuniem wyprawiamy nasze urodziny. Robimy grilla. Zamiast torów dostajemy arbuzy, zamiast świeczek lizaki
Kolejnego dnia ruszam dalej ujeżdżać Transalpinę. Dużo czasu spędzam wśród dziko pasących się koni. Obserwuję jak w taki warunkach zachowuje się stado. Zawsze lider pozostaje na straży i obserwuje otoczenie. Reszta się pasie. Co dziwnego, siwki trzymają się z siwkami, gniade z gniadymi. Jeden z koni podchodzi do mnie, daje się pogłaskać, zaraz potem chciał zjeść mi lusterko
Konie motocykle góry - jest cudownie. Wracając spotykam orszak weselny który chyba szedł zrobić sobie zdjęcie w plenerze. Wszystkie panie ubrane w żółte sukienki.