ponieważ dopadła mnie ciąża świąteczna i ledwo mogę się ruszać, to posiedzę przy kompie i coś tam znowu naskrobię.
Wieczór w Sapancie, był to pierwszy i ostatni nocleg pod namiotami. Szkoda było czasu na codzienne rozwijanie i zwijanie namiotów. Ceny noclegów w pensjonatach nie straszyły aż tak bardzo aby wybierać nocleg pod płótnem. Przy okazji spotkaliśmy na tym noclegu grupę motocyklistów z Polski. Czasami miałem wrażenie że w Rumunii na moto to tylko Polacy. Jedynie na Transalpinie i Transfogarskiej to prawdziwa międzynarodówka.
Zazwyczaj w czasie całej wyprawy, wieczorem docieraliśmy do miejsca, które od rana dnia następnego zwiedzaliśmy. Pierwsze co zwiedziliśmy w Rumunii był to Wesoły Cmentarz w Sapancie. Zrobił na mnie duże wrażenie. Szukałem jakiegoś motocyklowego akcentu na nagrobkach, ale nie znalazłem. Stamtąd udaliśmy się w stronę wąwozu Bicaz. Po drodze mijaliśmy autochtonów w strojach ludowych, gdyż akurat tego dnia uroczyście obchodzili święto Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny. Droga która wiodła w stronę wąwozu była drogą w budowie, czyli szutrowa i tysiąca dziur. Jak dobrze że jechałem na, chociaż z nazwy, enduro. Nie wytrzepało dupska aż tak bardzo. Za to widoki były przepiękne. Cóż jak Strabag skończy drogę trzeba będzie jeszcze tu przyjechać. Dojechawszy na miejsce, długo nie mogliśmy poszukać noclegu. Telepka na szutrówce oraz zapadający zmierzch powodował że już chcieliśmy naprawdę odpocząć. W końcu zajeżdżamy do jakiegoś pensjonatu. Pytamy o to czy są miejsca, w jakiej cenie. Właścicielka odpowiada, że miejsca zaraz się znajdą. Ok, ale jaka cena. Ona nie wie, musi się mamy zapytać. To gdzie te miejsca? Na to przynosi łóżka polowe które rozstawia w dużym salonie. Dalej nie znamy ceny. Kobieta unika odpowiedzi jak może. W końcu jak przynieśliśmy swoje graty, rozpakowaliśmy się, podała cenę. Nie pamiętam dokładnie ile, ale sporo jak na te warunki. Tylko dlatego że nie chciało nam się z powrotem pakować dobytku i było już ciemno zaakceptowaliśmy jej ofertę. Z całego wyjazdu, ten nocleg najgorzej wspominam, jedynie nocna rozmowa z Arszenikiem, na najtrudniejszy temat świata, okraszony % miło wspominam. Wcześniej skoczyliśmy na moto do sklepu. Na parkingu na Arszenika napadły dzieci
Jeden z łukiem, druki z karabinem. Cóż robić, trzeba było skoczyć szybko do sklepu po batoniki i wyrwać towarzysza z niewoli
Nastał następny dzień. Dzień jak się okazał, był dla mnie dniem strat
Nie miałem pomysłu gdzie zamontować kamerkę, więc wpiąłem ją tylko na taki klips. Zaczęliśmy zwiedzać wąwóz. Wąwóz robi naprawdę wrażenie. Niesamowite co potrafi stworzyć natura. Przy okazji staram się jak najczęściej nagrać na kamerę naszą grupę. W pewnym momencie wjeżdżam w tunel a w tunelu dziura jak krater wulkanu
. Motocykl podskoczył, kamera wyskoczyła i szukaj ją teraz w ciemnym tunelu. Po długich poszukiwaniach znalazłem zwłoki kamery, karty pamięci z nagranymi filmami już nie
I tyle z moich filmów w Rumunii. Cóż, trzeba będzie tu kiedyś wrócić i to wszystko nagrać od nowa
. Pod koniec dnia docieramy do rezerwatu wulkanów błotnych. Ledwo schowaliśmy moto pod wiatę, przeszła mega ulewa. Udało nam się
Właściciela pensjonatu bardzo sympatyczna. Rozwaliła mnie jak pytała się czy jesteśmy głodni, bo ona ma zupę - flaki. Mówiąc to rękami pokazywała brzuch, no flaki
Po całym dniu podróży, wskoczyłem pod prysznic. Z łazienki prowadziły 2 stopnie. Wychodząc mokra stopa wpadła z poślizg i jebut po tych dwóch stopniach. Uff, ja na całe szczęście cały ale okulary połamane
Co teraz? Bez okularów nie pojadę. Koledzy wzięli blaszkę taśmę i okulary zrobione. No prawie zrobione. Ważne że z nosa nie spadają i można w nich jechać. Dzień pełen wrażeń i......... strat..........kamerki i okularów.