beniamin82 pisze:Ej, no. Na moje to wygląda na pszczołę...
Jeśli masz rację, tym bardziej się cieszę, że nosze okulary, a nie poszło prosto w oko
Wracając do relacji tego pechowego dnia
Upał, stres dnia dzisiejszego powodują, że chcemy być już jak najszybciej w Polsce. Navi w Słowacji kieruje nas drogą nr 543.
https://www.google.com/maps/@49.4096357 ... .98z?hl=PLOd dłuższego czasu po drugiej stronie Dunajca, widzimy polski brzeg. Jak już bardzo chcemy tam być. Tak blisko a wciąż tak daleko. Jedziemy i jedziemy. Szubinka mówi, dawaj wpław i jesteśmy.
Niestety Viadro to jak wcześniej pisałem enduro tylko z nazwy. Trzeba jechać dalej. W końcu przejeżdżamy granicę, jesteśmy u siebie
Radość w sercu. Teraz jeszcze tylko podjechać do pensjonatu w okolice Szaflar, gdzie mamy zarezerwowany nocleg.
W końcu docieramy zmordowani niesamowicie.
Zrzucamy graty i lecimy do sklepu i do jakieś knajpy na obiad, bo głodni po tym dniu pełnym wrażeń. Dojeżdżamy do polecanej knajpy przez właścicielkę pensjonatu, niestety akurat dzisiaj są tam chrzciny. Kurde jak pech to pech. Naprzeciwko jest sklep. To zjeżdżamy do sklepu stromym zjazdem. Staram się zjeżdżać jak najostrożniej, bo zjazd bardzo stromy, ja już dziś wykończony a coś mi znowu w głowie się kołacze, że to nie koniec wrażeń w dniu dzisiejszym
Robimy zakupy na kolacje i śniadanie. Pani ze sklepu daje nam ulotkę z jedzeniem na dowóz. Szubinka ubiera plecak z butelkami z piwem. W kufrze zwykle piwo ucieka przez kapsel. Mówi żebym ostrożnie jechał. Pytam się dlaczego dopiero teraz to mówi jak już przejechaliśmy tyle kilometrów i krajów. Bo teraz ma piwo w szkle w plecaku. Odpalam moto. Obok na placu dzieciaki grają w piłkę. Wyjazd od sklepu też jest bardzo stromy i dodatkowo droga główna prowadzi ostro w dół. Jadąc ostro pod górkę muszę następnie skręcić w drogę która ostro idzie w dół.
Dojeżdżam do drogi głównej i nagle przed motocyklem leci piłka. Przyhamowuję i ... czuję, że nie mam sił utrzymać moto. Leci na prawą stronę. Pady z karate się przydają. Nie walczę, nie napinam mięśni, pozwalam ciału się toczyć. Szubinkę motocykl przygniótł
Boję się czy jej nic nie jest, czy noga nie złamana. Wstaje. Uff całe szczęście. Choć mówi, że upadła na jakiś kamień chyba, bo pośladek mocno boli. Trochę kuleje.
Obok całego wydarzenia stały kobiety, ale w żaden sposób nie zareagowały. Znieczulica kompletna. To z tej karczmy naprzeciwko gdzie były chrzciny podbieg jakiś facet z pytaniem czy nic nam nie jest, czy nie pomóc. Dzisiaj to już się czuję jak wdeptany w ziemię. Za dużo tego wszystkiego jak na jeden dzień. Podnoszę w końcu ten motocykl. Oceniam straty. Fajnie, Szubinka też będzie jechała bez podnóżka. Drugi się złamał
Kierowcy złamał się na Transalpinie, teraz pasażera.
Lusterko tez trochę dostało.
Co jeszcze, co jeszcze, dziś nas spotka?
Wsiadam na moto i ... nic. Nie chce odpalić. Jeszcze raz i nic
Teraz to już nie tylko wbity w ziemię ale jakby jeszcze walec po mnie przejechał. Co teraz
Trudo Szubinkę busem do Zakopanego i pociągiem do domu, a ja będę kombinował z moto. Na całe szczęście w końcu odpalił. W lekkim strachu wsiadamy i jedziemy. Dojeżdżamy do pensjonatu. Nigdzie już nie jedziemy, do żadnej karczmy !!! Nie będziemy w tym pechowym dniu kusić losu. Zamawiamy jedzenie z dowozem z ulotki otrzymanej w sklepie.
Szubinka pierze pierogi z baraniną. Pyszne są
U mnie kotlet z oscypkiem. Tez dobry.
Głód zaspokojony. Przydałby się jakiś reset po tym dniu pełnym wrażeń. Od samego rana pod górkę
Guma, brak gotówki, problemy u wulkanizatora, problem na jednej granicy, potem na drugiej i na koniec jeszcze wywrotka. Dużo jak na jeden dzień
W pensjonacie jest mini spa. To pakujemy się do SPA.
Te bąbelki robią dobry masaż, tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę
O jak dobrze jest się zrelaksować to tak stresującym dniu . . .
c.d.n