Minęło kilka tygodni, mogę już podsumować efekty zmiany karburatora.
Moto ewidentnie żwawsze niż było. Vmax się, naturalnie, nie zmienił, ale wyskok spod świateł większość samochodów zmienia w malejące w lusterkach figurki.
Odpalanie jest nieco trudniejsze niż na oryginalnym PZ26 (choć to zapewne kwestia regulacji) - niezależnie od temperatury, nawet w upały, muszę uruchamiać zimny silnik metodą Beniamina.
I najważniejsze. Po kilku wizytach na stacji (zawsze tej samej), stwierdzam, że spalanie wzrosło acz nie tragicznie. Wynosi teraz ok. 3.1 l/100 km (90% to jazda do i z pracy w warszawskich korkach, która to jazda z eco-drivingiem ma tyle wspólnego, co motocykl z marchewką i polega na kontrolowanych kilkusekundowych skokach N-1-2-N-1-2-3-2-N etc...)
.
Podsumowując - moim zdaniem, warto.