Szybkie podsumowanie
Start sobotnim porankiem, powrót piątkowym wieczorem, czyli siedem dni przygody
Przejechałem ? kilometrów, zatankowałem (o ile nie zgubiłem żadnego paragonu) 230,25 litra zielonej 95`tki. Większych awarii brak, z mniejszych padł prędkościomierz/drogomierz oraz przednia lampa (akurat lampa to cecha DL`i z tego co czytałem, zwłaszcza że to już drugi raz u mnie). No i tylna opona się skończyła, ale miała prawo - ostre hamowanie przed zakrętem, wyjście pełnym ogniem, i tak pewnie kilkaset razy... dziennie
"Zaliczone" kraje - Słowacja, Węgry, Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Serbia, Rumunia. Obyło się bez zacieśniania więzi ze służbami mundurowymi i wspierania obcych budżetów (chyba że jakaś pamiątkowa fotka przyjdzie, Jacor coś tam wspominał że niby fotki z tyłu mogłem mieć robione...) Pogoda udała się niemal idealnie, w Słowenii na wieczór złapał nas szybki grad, pod Sarajewem kilka minut drobnego deszczyku, a tak słońce cały czas.
Węgry:
Budapeszt - niestety tylko przelotem, ale kiedyś zapewne wybiorę się tam na dzień-dwa, pozwiedzać na spokojnie, bo warto.
Balaton - cóż... Nigdy nie zrozumiem fascynacji jeziorami
Granica Rumuńsko-Węgierska - tragedia. Może złe przejście trafiłem, ale o ile na każdej innej obsługa była na bieżąco, to tu straciłem pół godziny. Na słońcu, przy 29 stopniach widniejących na termometrze...
Słowenia:
Ogólnie, tu zacząłem czuć klimat wyjazdu
Góry, wszędzie góry, ośnieżone szczyty, i wszędzie zakręty.
Przełęcz Vršič - trasa za krótka
No i zakręty z czegoś w stylu kostki zamiast asfaltu. Ale było warto
Chorwacja:
Węzeł drogowy w okolicy Rijeki - mieli rozmach
Kilkanaście kilometrów "ślimaków" w tunelach pod górami albo puszczonych mostami.
Magistrala Adriatycka od Rijeki do Zadaru - idealna
Widoki, zakręty, nawierzchnia, masa motocykli... Właściwie mógłbym ją przejechać 20 razy w tę i tamtą, i wrócić zadowolony do domu.
Zadar - sam nie wiem... Efektu WOW jak dla mnie nie ma, ale przy okazji można zobaczyć.
Sveti Jure - tu już efekt WOW jest
Choć mijanie się z czymkolwiek szerszym od drugiego motocykla stanowi pewną atrakcję... Prawy kufer przerysowany o barierkę, trzy razy
Restauracja gdzieś - leniwa atmosfera, uczucie zawieszenia w czasie "kiedyś", taki widok naprzeciwko:
https://lh3.googleusercontent.com/v0v0C ... 94-h895-no - brakowało mi tylko mariachi
Choć muzyka w tym klimacie się sączyła z głośników.
Bośnia i Hercegowina:
Medjugorie - skoro było po drodze, to zajechaliśmy. Ot, żeby się przekonać, że więcej nie ma po co
Mostar - warto zobaczyć... wczesnym rankiem, gdy da się coś zobaczyć
Tłum i ścisk tego nie ułatwiał. Jak dla mnie, do ponownego zobaczenia w przyszłości. Najlepiej przed 7 rano
Sarajewo - kolejne miejsce, któremu warto poświęcić co najmniej dzień. Wciąż postapokaliptyczny klimat przypomina, że apokalipsa była całkiem niedawno...
Czarnogóra:
Przejechaliśmy tylko kawałek północą, ale ogólnie syf. Śmieci porozrzucane wszędzie, na wysypiskach po prostu je palą... Pierwsze wrażenie po prostu złe. Będę musiał się kiedyś przekonać, czy nie zmienię zdania.
Serbia:
Przede wszystkim - albo dobrze trafialiśmy, albo po prostu tanio. Obiad na hmmm... "rynku" około 6 euro (na dwóch), z czego 2 euro kapitalistyczna Cola (znaczy, dwie). Albo 660 dinarów na dwóch, z czego Cola po 100
Hotel, całkiem porządny, 17 euro za jedynkę. Burek na ciepło, całkiem pożywny, podany z uśmiechem - po 100 dinarów. No i wyraźnie widać wpływy muzułmańskie.
Stari Ras - cóż... na liście UNESCO na pewno bez powodu się nie znalazł. Ale fundamenty wystające lekko z ziemi... Jak dla mnie, bez szału. Ale gdybym nie zobaczył, to bym żałował
Zamek Golubac - będzie całkiem fajny. Jak go odrestaurują, bo obecnie jest zamknięty dla zwiedzających
Urlop po prostu genialny jak dla mnie. Najeździłem się, naoglądałem, na Bałkany wrócę, choć na pewno na dłużej. Może nawet już we wrześniu się uda. Albo za rok, co za różnica. Przydatne rzeczy - czołówka o ile nie planujemy wyłącznie hoteli
Interkomy też się przydały, prawdopodobnie dzięki niemu zaoszczędziłem sporo waluty. Gdyby Jacor nie krzyczał, że wyprzedziłem policję, dałbym im wieeele powodów do radości
PRAWIE wszędzie da się płacić euro, nawet jeśli po kursie wybitnie turystycznym. Jedynie w spożywczakach w Sarajewie nie było ani terminali płatniczych, ani chęci przytulenia paru groszy ekstra. No i euro mieć warto, raz trafiliśmy na stację benzynową gdzie po tankowaniu się okazało, że "only casch". I wcale nie była zabita dechami...
Drogi? Wspaniałe. No, może nie jeśli chodzi o nawierzchnię, tu jest różnie. Ale dłuższych prostych odcinków to za wiele nie ma
Choć z drugiej strony trzeba wybierać - albo podziwiamy okolicę, albo mieścimy się w drodze
W miastach miałem wrażenie trochę wolnej amerykanki. Linie na drogach mocno powycierane, ale sprawdzało się "aby do przodu i w nic nie trafić". Ze znajomością angielskiego, nawet w sektorze usług, jest... różnie. Ale dla chcącego nic trudnego, migowy albo kartka papieru i rysujemy
Mają też takie fajne pieczywo, najprawdopodobniej było to somun jak teraz szukam. Dostaliśmy w hostelu w Sarajewie, i w paru innych miejscach.
Fotki:
https://photos.app.goo.gl/Rn22DCB2xJTcW43m1