Nieco ponad miesiąc temu przetestowałem Dominara 400. Sprzęt nie jest taki mały jak myślałem a silnik jest dość dynamiczny. Udało mi się go rozpędzić do 156 km/godz i nie miałem problemu na trasie szybkiego ruchu z wyprzedzaniem ciężarówek czy nawet wolniejszych samochodów osobowych. Mając wzrost 182 cm mieściłem się na nim komfortowo. Kolana o nic nie zapierały i układały się z zapasem w profilach zbiornika. Pozycja była naprawdę wygodna i zachęcała do dalszego wypadu. Zniechęcająca jest praktycznie żadna ochrona przed wiatrem (ale znam takich, dla których jest to esencja jazdy na moto). W cenie 2000 do tego motocykla dostępny jest dodatkowy pakiet: dłuższa szyba i 3 dobrej jakości kufry wraz ze stelażami. Tak więc żeby się jako tako turystycznie jeździło za taki kompletny motocykl trzeba dać 17500 (sam motocykl w salonie, w którym go brałem do testu był za 15500 zł za rocznik 2019). Testowy motocykl z przebiegiem 2600 km był na sprzedaż za 14000 zł. Sprzęt jest naprawdę solidnie wykonany, zero tandety, nic nie odstaje i wizualnie naprawdę świetnie się prezentuje. Motocykl jest niesamowicie manewrowy i lekki. Prowadzi się fantastycznie przy każdej prędkości a niezłe gumy pozwalają na mocne pochyły w zakrętach. Heble na 5, dobra dozowalność i siła hamowania. Sprzęgło niesamowicie miękkie i dobrze wyczuwalne. Anty hoppingowe zresztą jak w KTM-ie RC 390. W standardzie ma gmole co zabezpieczy motocykl w razie upadku i pozwoli go lepiej upiąć na przyczepce.
Minusy... Niestety w testowym motocyklu ciekła już i to mocno jedna laga, co przy tak znikomym przebiegu nie powinno mieć miejsca. Było to bardzo zniechęcające i dziwiłem się ze diler w ogóle wystawia takie moto z defektem do testu bo na mnie jako na potencjalnego klienta zadziałało to odpychająco. Mając do dyspozycji warsztat serwisowy mógł taką usterkę szybko usunąć. A nie zrobił tego...
Myślałem naprawdę o zakupie tego sprzęta, jako maszyny do wożenia na przyczepce gdzieś daleko na rodzinne wypady i do polatania w czasie gdy moja druga połowa zapragnie pobyć z dala ode mnie i vice versa
Drugim zniechęcającym mnie bodźcem był fakt, że diler zamknął salon i serwis wraz z końcem sezonu. Zlikwidował znaczy i zwinął się. Przypomniało mi to bardzo wyraźnie o stałej już praktyce Rometa, Almotu i innych rodzimych "producentów" jednośladów polegającej na wypuszczaniu krótkich serii motocykli, które potem trzeba serwisować samemu i dobierać części od innych marek. A także o polityce rodzimych "sprzedafców" pragnących tylko upchnąć jak najwięcej towaru i uciec potem od jego serwisowania ogłaszając bankructwo. To już niestety norma. Takich serwisów jak "Lux Mot" w Kobyłce i pasjonatów jak Kamil nagrywających filmy z warsztatu i z trasy jest niestety niewielu. A szkoda bo parę dalekowschodnich sprzętów sprzedawanych w Polsce uważam za bardzo udane. Jak Bajaj Dominar 400- bo to ciekawa propozycja dla osób mających prawko A2 lub takich, dla których od prędkości i pojemności ważniejsze są doznania z nieśpiesznej jazdy nowym motocyklem. Analiza wpisów na profilu Facebookowym posiadaczy tego modelu to przekrój różnych opinii od tych o ciągłych usterkach do tych pełnych zachwytu. Wyznacznikiem popularności modelu jest jednak jego sprzedaż a chińskie i teraz indyjskie sprzęty o pojemnościach powyżej 125 cm nie schodzą na pniu. Może jest w tym zasługa samych dilerów i ich praktyk, o których wspomniałem powyżej. A może jednak że polski kupujący wciąż woli za 16000 zł kupić np DL-a 1000 z 2006 roku i mieć pewność że zawsze starczy mu mocy i przez wiele lat kupi do niego każdą śrubkę.
Pozdro
Non Omnis Moriar...