" ludzie dzielą się na tych co są zakochani w Rumunii, i na tych co jeszcze tam nie byli" i tym cytatem z przewodnika Pascala rozpoczynam moją relację z podróży do Rumunii, bo jakże prawdziwe to zdanie. Boję się, że pominę wiele faktów, spostrzeżeń, które człowiek, tam na miejscu, doświadczał na bieżąco, gdyż było tego aż tak wiele. Wyjazd był w dużej mierze spontaniczny, choć też częściowo zaplanowany
. Szczerze nie planowałem żadnych dalszych wyjazdów w tym roku. Ot, jeden dzień byliśmy nad morzem. Kupno nowego amora do moto za prawie 2000zł przetrzebiło kieszeń. Sprawy osobiste związane z chorobą w rodzinie rodziły komplikacje. Największym problemem w naszym wypadku i tak pozostaje zawsze opieka nad naszymi końmi. Psa, kota, chomika, dziecko, zawsze komuś można podrzucić na przechowanie. Z końmi gorzej.
Tak szczęśliwie się złożyło, że córka Szubinki miała praktyki weterynaryjne i spała u nas i mogła zająć się konikami. Znajomi zaoferowali pożyczkę na wyprawę. Zaczęło to nabierać realnych kształtów. Pozbierałem wszystkie zaskórniaki, bony z firmy itp. i budżet zaczął się spinać. W międzyczasie pojawiały się kolejne kłody stawiające wyjazd pod znakiem zapytania , ale nie będę tu już więcej zanudzał. Ostatecznie uwierzyłem w marzenia i zaczęły się spełniać.
Dzień pierwszyGeneralnie jestem punktualnym człowiekiem i zawsze staram się być kilka minut przed czasem. Jedynie jak jadę na wyprawę, zawsze jestem spóźniony z wyjazdem
Może przez tzw. "raise fibe" czyli taki niepokój przed podróżą, czy wszystko się zabrało, o niczym się nie zapomniało itp. Już w trasie do Poznania Szubinka mi mówi, że zapomniała przeciwdeszcza spakować. Trudno lecimy dalej, bo i tak jesteśmy spóźnieni na spotkanie z ekipą w Poznaniu. W miejscu spotaknia, w Swarzędzu, czekają już na nas Biedrona z Kubusiem oraz Natalia z Dziadkiem Zbyszkiem. Bez zbędnego gadania lecimy dalej. Po drodze krótki przystanek na śniadanie w MC. Nawigacja google prowadzi nas "trasą turystyczną"
Koniec końców docieramy. W ośrodku rekolekcyjnym zrzucamy graty i lecimy na obstawę ślubu Nikt-ów. Mam nadzieję, że młodzi byli zadowoleni z oprawy jaką stworzyliśmy. Tu wielkie podziękowania dla osób zaangażowanych w przygotowania. Wieczorem w ośrodku, chwilę posiedzieliśmy na ognisku i trzeba iść spać, bo wyprawa przed nami.
no to startujemy do wyprawy
przerwa na śniadanie
Nikt, jak się dzisiaj dowiedziałem, zupą gołąbkową karmi
dekoracje zrobione przez Biedronę i jej mamę
stroimy motocykle i nie tylko
i oprawa przed kościołem
prezenty wręczone, życzenia złożone,
pisać czy zdjęcia widać
z tego co widzę zdjęcia nie wyświetlają się w całości