

Wracam sobie z egzaminów, piękna pogoda, chyba wyskoczę sobie gdzieś dalej nabić trochę kilometrów. A tu nagle zaczyna coś szarpać i się krztusić. Na początku sporadycznie, ale z czasem kaszel się nasila i słychać nawet takie pyknięcia w tłumiku. Na światłach mi gaśnie więc muszę trzymać obroty. Czuć jakiś dziwny smród jakby palonego tworzywa. Odkręcam ssanie bo mi gaśnie. Tak jakby do jednego z cylindrów nie dochodziło paliwo. Na jednych z ostanich świateł to mi tak zgasł, że musiałem się stoczyć na pobocze i odczynić bardziej złożony rytuał, żeby odpalił. Po przyjeździe sprawdziłem najpierw przewody paliwowe czy czasem jeden nie jest gdzieś załamany ale nie. Może zalałem świecę? Ale cholera nie miałem klucza do świec. Jak odpaliłem w garażu chodził znowu ładnie i równo. Jak zrobiłem rundkę po garażu nic. Wszystko ładnie. Wyjechałem na zewnątrz znowu kaszel, pykanie i szarpanie. Myślę, że coś jest z jednym cylindrem jutro jadę do mechanika.
Co to może być i gdzie tkwi przyczyna? Wydaje mi się, że to może być jakiś duperel. Coś nie jest wyregulowane. A i jakiś przewód dotykał mi do cylindra tak, że się przykleił.
