O tym jak spaliłem sobie instalację

O tym jak spaliłem sobie instalację

Postautor: Luca dodano: 26 maja 2008, 11:32

Już pisałem o mojej przygodzie na forum motocyklistów ale skopiuje to też tutaj bo jak ktoś szuka informacji to mu będzie łatwiej.
No to miłego czytania jak ktoś jeszcze nie czytałał :D

Cytat(Luca @ 18.05.2008 - 15:55)
No a teraz trochę o konkretach.
Miałem dzisiaj dziwną przygodę ze swoim Jelonkiem.
Wyrwałem się na chwilę z domu i śmigam sobie beztrosko no i coś mnie podkusiło brzy przerwać moje spacerowe tępo i trochę dać w rurę.
No i na trzecim biegu manetka do oporu, obrotomierz zbliża się do czerwonego pola, na liczniku gdzieś około 90km/h (na III biegu ti już ryk zażynanego silnika) i tu nagle wskazówki na ładowaniu i obrotomierzy lecą gwałtownie na 0. Silnik dalej ciągnie ale widząc co się dzieje odpuściłem.
Zatrzymałem się na poboczu, silnik chodzi jak by nigdy nic, a wskaźniki usilnie twierdzą, że jest brak czynności życiowych maszyny.
Oglądam moto dookoła i patrzę a tu wszystkie światła nie działają.
No to ładnie, pomyślałem sobie, padła instalacja (regulator, może alternator).
Wyłączyłem przełącznikiem i tak niedziałające światła, a tu wskaźniki ożyły. Załączyłem ponownie i wskaźniki zdechły.
Ochoo, pewnie jakieś zwarcie. Zgasiłem sprzęta, naciskam na starter, a tu ani ani. Taaa, jeszcze tego mi trzeba 25km od domu i kto by tyle żelastwa dopchał
Ściągam siedzenie i zaglądam do bezpiecznika i okazuje się, że spalony. Uradowany, że znalazłem przyczynę całego zajścia zakładam zapasowy. Sprzęt zapalił od pierwszego, wszystkie systemy sprawne, włączam światła i ruszam łapać wiatr we włosy.
No i nie zdążyłem złapać tego wiatru, bo po 100 metrach wskazówki ładowania i obrotomierza jak by się zmówiły pokazują 0.
Całą procedurę zaczynam od nowa i jak można było przypuszczać drugi i zarazem ostatni bezpiecznik poszedł w ślady pierwszego.
No i trochę się zeźliłem, myśle ja ci tu pokaże, albo ty albo ja
Wywaliłem bezpiecznik i zwarłem kabelki na sztywno (nie polecam nikomu tak robić, ja zrobiłem to świadom konsekwencji i ewentualnych kosztów).
Odpalam maszynę i na wolnych obrotach obserwuje co się dzieje. Wszystko działa prawidłowo do momentu włączenia świateł. Ładowanie wtedy spada na jakieś 9V i żarówki się świecą na pół gwizdka. Nie świeci tylko moja niedawno wstawiona postojówka LED.
Po chwili pojawia smrodek i efekty pirotechniczne w postaci wydobywającego się dymku z przedniej lampy.
Ochooo, mam cię. Zwarcie jak nic, pewnie to ja coś namieszałem w tej przedniej lampie bo napodłączałem tam sporo różnego dziadostwa musiałem coś źle zaizolować albo co.
Nie ma co teraz na drodze rozkręcać sprzęta bo tylko pogorszę sytuacje lepiej bez światełek dojechać do domu i tam na spokojnie rozeznać sprawę.
Dojechałem bez żadnych kłopotów i niespodziewanych patroli policji.
W domu rozkręcam lampę, a w środku jak by nigdy nic się nie działo, nic nie jest nadpalone, nic nie śmierdzi, światła działają jak by nigdy nic.
Zrobiłem prowizorkę bezpiecznika z cieniutkiego drusika i dalej nic. Nic się nie grzeje, nic nie śmierdzi, a moja dioda LED od przedniej postojówki, którą podejrzewałem o zwarcie świeci sobie jak by nigdy nic śmiejąc mi się w twarz.
No i bądż tu mądry, poskręcałem lampę i do następnego razu, to w końcu wylezie wcześniej, czy później.
Teraz już będę mądrzejszy bo przyczyna jest gdzieś w lampie.
cdn... pewnie nastąpi tak, że czekajcie cierpliwie

Cytat(Luca @ 18.05.2008 - 22:57)
Pojechałem wieczorkiem ponownie z nadzieją, że zrobi mi się to samo a tu nic a nic. Światła świecą i wcale nie mają zamiaru nic kombinować
No i niech tak zostanie a jak znowu mi spali bezpiecznik to się odezwę.
P.S.
Są nawet pozytywne aspekty tej przygody. Jak padły światła to szybciej przyjechałem do domu a po chwili luneło ostro z nieba. Tak to bym jeszcze jeździł i wrócił jak zmokła kura

Cytat(Luca @ 24.05.2008 )
No i kto czekał cierpliwie ten się doczekał happy end-u.
Pojechałem sobie dzisiaj na zlot do Skarżyska a właściwie z braku czasu tylko na samą paradę. 60km w jedną stronę to szybko śmignę.
W połowie drogi pół na pół w deszczu znowu spaliło mi bezpiecznik. Wymieniłem na mocniejszy i w drogę.
Dojechałem na teren zlotu, światełka sobie świecą, ja szczęśliwy, zabieram się za wyłączenie a tu wyłącznik świateł nie chce sie wyłączyć no to na chama wyłączyłem. No i lepiej było tego nie robić tylko zgasić stacyjką bo ponownie przełącznik już nie chciał zaskoczyć.
No i tym sposobem na paradzie w obie strony śmigałem bez oświetlenia.
Po paradzie trzeba było coś z tym zrobić bo jechać taki kawał główną trasą bez światełek to jeszcze gorzej niż Lefthandy bez prawa jazdy.
Rozebrałem manetkę z przełącznikami i połączyłem kabelki razem. Światła znowy lśniły pełnym blaskiem.
Taki rozświetlony ale z deka wnerwiony dojechałem do domu a, że znowu mnie poniosło to wydusiłem z Jelonka 140km/h, przynajmniej tak wskazywał licznik. Tak tak to nie ściema było równo 140km/h. Rozpędziełem go wprawdzie z górki do tej prędkości ale potem już na prostej trzymał prawie jak tempomat.
Wracając do tematu, zajechałem pod dom zacząłem trochę dawać po garach i padł drugi bezpiecznik.
No i zacząłem rozbierać po kolei.
Okazało się, że przełącznik świateł na kierownicy jest stopiony w środku, w lampie natomiast zaczęła prawie się palić kostka z diodą półprzewodnikową.
No i masz babo placek
Przełącznik na kierownicy zreanimowałem ale nie na długo i trzeba będzie kupić nowy. Znając życie to trzeba będzie kupić cały komplet z manetką bo w takie drobnostki jak sam przełącznik importerzy się nie bawią.
Taką kostkę z diodą też nie wiem czy dostanę ale z tym sobie poradziłem i wlutowałem inną.
Niestety długo nie podziałała bo przy następnej przygazówce dioda niemalże odleciała gdzieś w kierunku zachodzącego słońca (schowanego za chmurami oczywiście).
Normalnie jest jakieś pierońskie zwarcie w instalacji, które pojawia się i znika.
No to jadę po kolei od żarówek w głąb instalacji i nic nie mogę znaleźć. Dostałem załamki, że nie dam sobie z tym rady i trzeba będzie poszukać fachowca.
Zamknołem garaż i w drodze do domu mnie olśniło.
Zaraz zaraz co to ja ostatnio grzebałem przy sprzęcie, ano podłączałem sobie dodatkowe światło stopu które przeciez działa. Ściągam siedzenie, wyciagam ten plastikowy pojemnik na narzędzia i moim oczom ukazuje się wiązka przewodów z jednym kabelkiem bez jakiejkolwiek izolacji na złączu konektorowym. Izolacja jest i nawet fabryczna, tylko, że ja po skończeniu podłączania dodatkowego stopu zapomniałem ponownie zaciągnąć tą koszulkę

Podsumowanie:
Jak zawsze w 90% niedomagań chińskiego sprzętu i nie tylko chińskiego jest jakaś pierdoła, którą tym razem sam osobiście sobie zafundowałem.
Człowiek całe życie się uczy a nauka kosztuje, tutaj był przełącznik i kostka z diodą a co jeszcze przy okazji sknociłem to wyjdzie prędzej, czy później.
Pozdrawiam i uczcie się na cudzych błędach
wychodzi taniej
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5080
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Wróć do Jinlun/Romet 250

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości