W pogoni za słońcem

Wycieczki krajowe i zagraniczne oraz relacje z ich przebiegu

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: selmen dodano: 19 lut 2015, 10:03

Niezła rzeźnia. Szacun. Luca wydaj w końcu ksiązkę i potem już tylko będziesz sprawdzał konto ciesząc się z napływu gotówki. Myślę, że "Bezdroża" to najlepsze wydawnictwo dla Ciebie :D
Non Omnis Moriar...
Awatar użytkownika
selmen
Klubowicz
 
Posty: 1465
Rejestracja: 19 sie 2010, 22:08
Lokalizacja: Białystok; Czerwony Bór
Motocykl: WSK;KZ550;Fj;R1100RT;Duke II
Płeć: mężczyzna
Wiek: 51

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: krysz dodano: 19 lut 2015, 14:40

Luca pisze:P.S.
A w 2013 na zjazdowych serpentynach w stronę Petrosani też były te dziury w drodze na 1/3 koła?

I dziury i gałęzie, konary leżące na drodze, bo było zaraz po burzy. Lekki stresik był :))
Ale to jest "prawdziwy smak motocyklizmu" :))
"Nieważne jaki masz motocykl, ważne gdzie nim byłeś"
http://chomikuj.pl/krysz2/Podr*c3*b3*c5 ... uiser*27em
Awatar użytkownika
krysz
Klubowicz
 
Posty: 1570
Rejestracja: 21 cze 2011, 21:52
Lokalizacja: Łosice
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 602433923
Płeć: mężczyzna

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: DaJan dodano: 21 lut 2015, 10:08

Szacun...Luca TY....ale jak mi sie kto spyta :w jaki sposób Luca pokonał Alpine....weżykiem wężykiem... :D -pozdro.
Największym przeciwnikiem marzeń jest portfel.
Awatar użytkownika
DaJan
Klubowicz
 
Posty: 1519
Rejestracja: 30 sie 2009, 10:58
Lokalizacja: Krosno
Motocykl: Keeway Cruiser 250V-Romet R150
Tel. kom.: 511429521
Płeć: mężczyzna
Komunikator: 5789859
Wiek: 69

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: Luca dodano: 23 lut 2015, 11:16

DaJan pisze: ....w jaki sposób Luca pokonał Alpine....weżykiem wężykiem... :D

No tak, mi Alpina też już się zawsze z tym będzie kojarzyć :D
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: krysz dodano: 24 lut 2015, 11:16

Dopiero teraz w całości przeczytałem dzień 8 i stwierdzam, że szkoda Łukasz, że nie zadzwoniłeś... Trasa E79 z Calafat do Craiovej faktycznie jest remontowana, dlatego z DaJanem jechałem równoległą "561" i "561A", ruch niewielki, asfalt dobry. Tak nam podpowiedział tubylec i chwała mu... zaoszczędziliśmy sobie sporo czasu i telepawki.
Druga sprawa to nocleg za Petrosani; w 2013 spałem w m. Banita, kwatera full wypas za 50 Lei. Nie musiałbyś poszukiwać tyle czasu w deszczu :)
"Nieważne jaki masz motocykl, ważne gdzie nim byłeś"
http://chomikuj.pl/krysz2/Podr*c3*b3*c5 ... uiser*27em
Awatar użytkownika
krysz
Klubowicz
 
Posty: 1570
Rejestracja: 21 cze 2011, 21:52
Lokalizacja: Łosice
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 602433923
Płeć: mężczyzna

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: Luca dodano: 24 lut 2015, 16:03

No widzisz a ja wtedy w ogóle nie skojarzyłem tego, że razem z DaJanem tędy jechaliście.
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: Luca dodano: 26 lut 2015, 14:04

No i przyszła pora na ostatni dzień.

Dzień dziewiąty, niedziela 7 września

Nie mogę się ruszyć. Oczy mi się jakoś otworzyły, ale reszta nadal odmawia posłuszeństwa. Czuję się, jakby mnie walec drogowy przejechał i to co najmniej dwa razy. Obolały jestem od paznokci do paznokci, tak na coś w pozycji statuy wolności, tylko tak w wersji leżącej, czyli boli mnie wszystko na obszarze od paznokci nóg do paznokci bezwładnie wyciągniętej, ponad głowę ręki. Najbardziej bolą plecy, barki i zadek. Dzisiaj chyba nie wstanę. Po prostu tak będę sobie leżał na tej krzywej, rumuńskiej łące.
Poranek jest raczej chłodny a nawet bardzo chłodny. W nocy chyba nie padało, ale namiot i tak jest cały mokry od rosy i od moich wyziewów. No i przecież mokrym go rozstawiłem, to jak ma być teraz suchy? Za to znacznie mniej śmierdzi zgnilizną albo wywietrzał na świeżym, górskim powietrzu albo się już zdążyłem przyzwyczaić do odrażającego smrodu zgnilizny.
Zimno spowodowało, że jednak przestało mi się tak bardzo chcieć leżeć. Postanowiłem wykrzesać z siebie odrobinę energii i się zabezpieczyć przed chłodem. Jak już się w końcu ubrałem, to zaryzykowałem jeszcze bardziej i zamiast się znowu położyć, wyszedłem z namiotu. Zaczęło się od jednego małego kroku, tak niewielkiego dla ludzkości a tak wielkiego dla tego człowieka. Stawy, przeguby, mięśnie i co tam jeszcze mam zaczęło się ruszać.
Najpierw powoli, ociężale ruszyła maszyna po szynach, znaczy się ja ruszyłem nie po szynach, tylko po mokrej trawie. Ruszyłem po to, by zrobić to zdjęcie co widzicie poniżej.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 511452.jpg

Zdjęcie wyszło jakieś takie, bez wyrazu i głębi. Kompletnie nie widać, że zaraz za namiotem spadek terenu się gwałtownie nasila. Nawet nie widać tego, że miejsce w którym stoję kosztowało mnie zadyszkę, bo było pod górkę. Nie widać też, że te krzaczki przed żwirownią, to nie są żadne krzaczki, tylko czubki dużych drzew, rosnących wzdłuż drogi asfaltowej.
Uskoku też nie widać, ale jak tak na to wszystko teraz za dnia patrzeć, to całkiem fajne miejsce do spania miałem. Żaden rumuński Rom mnie tu nie miał prawa dostrzec. Ich się najbardziej obawiałem, bo niektórzy skrupułów nie mają. Potrafią nawet napadać na lekarzy i personel medyczny, będący w karetce, wezwanej do pomocy jakiemuś innemu Cyganowi. Ostatnio władze Rumunii zakazały wyjazdów karetek do osad romskich w obawie o życie pracowników służby zdrowia. Właśnie sobie przypomniałem, że ubezpieczenie zdrowotne miałem wykupione do wczoraj, no bo przecież dzisiaj to już miałem być dawno w domu.
Mam już głoda a nie mam nic do jedzenia, więc z każdą minutą motywacja mi rośnie do zwinięcia tego obozu.
Namiot się buntuje i nie chce się dać zwinąć. Mokry, nasiąknięty wodą to i się w pokrowcu nie mieści. Zdusiłem go ile się dało i wrzuciłem do hermetycznego wałka. Pod koniec dnia będzie kiszonka jak nic. Zwłaszcza, że zaczyn pleśniowy już poprzedniego dnia został zainicjowany. Potem przyjdzie pora na mchy, grzyby i porosty he he.
Wszystko spakowane. Jelon odpala od pierwszego, no to jedziemy. Na początku luzik, ale jak dojechałem do uskoku to zbaczałem się ślizgać na mokrej trawie. Hamowanie tylnym kołem nic nie daje. Koło się blokuje a ja się rozpędzam. Próbuję delikatnie wspomóc się przednim, ale przednie też od razu łapie ślizga i tracę panowanie nad motocyklem. Ściągnęło mnie do koleiny zrobionej przez ciągnik i tam odzyskałem przyczepność. Na spodzie nie było mokrej trawy i o dziwo błoto i kamienie mnie uratowały. Wryłem biednego Jelona w ziemię. Zatrzymałem się w głębokiej koleinie, podparty obiema nogami. Moje podejście do zjazdu musiało wyglądać bardziej na ujeżdżanie dzikiego, rozjuszonego byka, niż na kontrolowany zjazd zmechanizowanym jednośladem.
Jestem gdzieś w połowie zjazdu, więc to jeszcze nie koniec. Teraz jednak się nie rozpędzam nawet do prędkości manewrowej, tylko powolutku, ślimaczym tempem, kawałek po kawałku osuwam się w dół razem z motocyklem. Trzymam oba hamulce zaciśnięte, puszczam na chwilę, by ponownie po sekundzie zacisnąć. Zsuwam się z góry takimi małymi odcinkami, broniąc się przed nabraniem jakiejkolwiek prędkości, bo drugi raz mogę już nie mieć tyle szczęścia i w końcu wyglebię. Pomalutku, pomalutku, niczym ślimak winniczek, bezpiecznie sprowadziłem Jelonka na sam dół. Znowu sam się sobie dziwię, jak w ogóle ja wczoraj w nocy tutaj podjechałem? Właściwie to Jelon sam wyjechał a ja tylko na nim siedziałem.
Na asfalcie otrzepaliśmy się z błota. Gaz do dechy, bo do domu będzie jeszcze z osiemset kilometrów. Niestety nie da się jechać szybko, jest zbyt zimno, droga dziurawa i jeszcze do tego co kawałek jest w remoncie.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 507847.jpg

Jeden pas ruchu nieczynny, światła i obowiązuje ruch wahadłowy. Spowalnia mnie to strasznie. Tu jest wykop już zasypany a czasem droga wybrana jest na głębokość prawie metra i jadąc do krawędzi się lepiej nie zbliżać.
Jest pierwsza stacja benzynowa hurraaa! Napiję się gorącej kawy, zjem jakieś śniadanie i zatankuję Jelona. Z tych trzech marzeń udało mi się tylko zatankować. Na stacji praktycznie nic nie było oprócz paliwa. No był jeszcze automat do kawy na banknoty, których nie miałem. Aż mi ślinka ciekła na sam widok obrazka z kawą.
Wokoło były tylko rumuńskie, stare wioski, dopiero budzące się ze snu. Chyba jeszcze pamiętają czasy Drakuli. Nic tu raczej nie zjem.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 507802.jpg

Nasmarowałem łańcuch ostatnią resztką oleju. Od tej pory koniec ze smarowaniem. Będzie musiał wytrzymać pozostałą drogę do domu. Napęd i tak już jest zmęczony życiem, więc mi na nim nie zależy. Byleby tylko dotrwał do końca wyprawy.
Jadę dalej i z każdym kilometrem coraz bardziej denerwuje mnie ta droga i te ciągłe remonty.
Wioski się skończyły i zaczęły się serpentyny. Niestety też dziurawe i remontowane. Rumuni musieli wyciągnąć sporo kasy z UE, bo to jakaś grubsza inwestycja. Umacniają brzegi, poszerzają drogę i karczują miejscami las. Z każdą pokonaną serpentyną jestem coraz wyżej i klimat robi się typowo górski. Jest jeszcze bardziej zimno, pojawiają się mgły i mała mżawka. Na szczęście nie na długo i po drugiej stronie góry zaczyna zza chmur pojawiać się słoneczko. Zjazd w dół poszedł w miarę sprawnie, choć trafił się odcinek drogi zupełnie bez asfaltu. Na samym dole wjechałem w cieplejsze powietrze i od tej pory już było tylko coraz cieplej.
Te remonty i ruch wahadłowy doprowadza mnie do szału. Mimo, że za każdym razem mijam samochody i podjeżdżam pod samo czerwone światło to i tak długo stoję i bezczynnie czekam na zmianę koloru. W końcu nie wytrzymałem nerwowo i wryłem się na czerwonym. Jak nie ma nic z przeciwka to ogień w tłoki a jak coś jedzie to uciekam na pobocze w krzaki i czekam aż sobie przejedzie. Motocykl ma tą zaletę, że w większości przypadków da się go gdzieś na poboczu wcisnąć. Raz się dałem złapać. Mój pas, czyli prawy był zerwany na głębokość około metra i ruch był tylko na lewym. Odcinek zerwany bardzo długi z kilka kilometrów i gdzieś na środku spotkałem się z kolumną samochodów. Uciec nie mam gdzie, więc zjechałem na samą krawędź uskoku i tak stoję. Minęło mnie na żyletki tak ze dwadzieścia pojazdów. Od kilku musiałem się nasłuchać coś w rodzaju ‘baranie, gdzie się ryjesz’. Na szczęście rumuńskiego nie znam, ale należało mi się, bo się zachowałem jak debil. Więcej już tak nie robiłem. Teraz tylko wjeżdżałem na czerwonym, gdy zerwany był pas ten przeciwny, czyli lewy. Miałem wtedy swoje pobocze na które mogłem w miarę bezpiecznie uciekać. Żeby była jasność, to nie pochwalam takiego zachowania. Doznałem wtedy załamania nerwowego i w wyniku doznanego szaleństwa i niepoczytalności, decydowałem się na te desperackie kroki. Rumuńska policja powinna mi wlepić bardzo kosztowny mandat jak nic, ale jakoś mi się udało i jeszcze nie wlepili. Ryzykowałem też kolizję, nie mówiąc o możliwości poważnego uszczerbku na zdrowiu.
Dojechałem w końcu do cywilizacji, czyli do miasta Beius. Zatrzymałem się, by sprawdzić na mapie gdzie mam jechać i przy okazji zrzuciłem z siebie nadmiar garderoby. W mieście jest ciepło a nawet bardzo ciepło. Słoneczko zaczyna mocniej przygrzewać i zapowiada się piękny dzień.
Nieoczekiwanie podszedł do mnie człowiek ubrany w czarną kurtkę skórzaną. Tak na pierwszy rzut oka wygląda na motocyklistę i pyta mnie czy mi w czymś nie pomóc?
Skoro jest chętny do pomocy to oczywiście wykorzystałem sytuację. Pytam zatem, jak najlepiej przejechać przez Beius, żeby wylecieć w kierunku Oradea?
Sympatyczny Rumun po chwili stwierdził, że ciężko mu będzie wytłumaczyć i najlepiej będzie, jak pojadę za nim. W sumie to całkiem wygodna dla mnie propozycja.
Widzę, że ogląda mój wymęczony motocykl. Po czym pyta, czy to dwieście pięćdziesiątka?
Teraz jestem już pewien, że to motocyklista, bo jak słychać zna się na rzeczy.
Przyznał się, że sam ma DragStara 650 a jego żona ma Viragro 535. No to od razu była inna gadka. Porozmawialiśmy sobie trochę o motocyklach. Był bardzo zainteresowany jak mi się sprawuje ten mój chińczyk.
Nie chciałem mu mówić, że właśnie rozsypała mi się skrzynia i już trzeci dzień próbuję na czwartym biegu jakoś się dowlec do domu. Jeszcze by mi chciał pomóc, bo na takiego wyglądał co motocyklisty w biedzie nie zostawi.
Jestem już tak blisko domu, że będę jechał ciągiem, aż Jelon całkiem się rozleci. Czym bliżej domu tym będzie łatwiej o ewentualną lawetę.
Ruszyliśmy zatem. Jechałem za passatem combi, który mnie dynamicznie prowadził przez skrzyżowania. Było nawet trochę kluczenia i cieszyłem się, że mam przewodnika. Z drugiej jednak strony kierowca pasata chciał pokazać swoje umiejętności a mi przecież brakowało biegów i każde ruszanie i przyśpieszanie, to był dla mnie stres.
Wykręcałem w Jelonie maksymalne obroty, by jakoś nadążyć za 130 konnym passatem.
Nie zdziwiłbym się, gdyby wtedy wał w Jelonie wyskoczył bokiem. Jednak nie wyskoczył i po raz kolejny ten mały silniczek mnie zaskoczył swoją trwałością.
Gdy już wyjechaliśmy na dobry kierunek, gdzie dalej to już tylko cały czas prosto, motocyklista zjechał samochodem na pobocze i się zatrzymał. Podjechałem pod jego drzwi, uścisnęliśmy sobie dłonie w ramach przyjaźni polsko-rumuńskiej i odjechałem.
Od dzisiaj jak tylko zobaczę jakiegoś Rumuna na motocyklu w Polsce to na pewno się zatrzymam i zagadam czy przypadkiem czegoś nie potrzebuje?
Byłem tak zestresowany tym przejazdem przez miasto i wygłodzony, że zaraz na wylocie postanowiłem sobie zrobić przerwę na relaksującą kawusię i jakieś większe papu.
Przy okazji spotkałem coś równie chińskiego i też jednośladowego. Bardzo mało jest w Rumunii motocykli, ale skutery się trafiają i spora część z nich jest właśnie made in China.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 506447.jpg

Kawałek za miastem dobra droga się skończyła i znowu zaczęły się remonty i ruch wahadłowy. Najgorsze jest, że droga najczęściej jest rozkopana i tak zostawiona. Mało gdzie trafiają się jakieś maszyny budowlane i ślady robót z ostatnich dni.
Pewnie ciągną ogrom kasy z UE na naprawę dróg i by jej nie stracić musieli wejść w pierwszy etap i dlatego zaczynają jeden kawałek a potem zostawiają i idą zaczynać kolejny.
Dzięki temu przejechałem już z osiemdziesiąt kilometrów, kompletnie rozkopanych. Dosłownie co kilka kilometrów trafia się kolejnych kilka kilometrów ruchu wahadłowego i tak cały czas, bez ustanku. Nadal nerwowo nie wyrabiam widząc czerwone światło i ryję się na chama za każdym razem, jak tylko mam taką możliwość. Mam tylko nadzieję, że jakiś równie wnerwiony Rumun mnie nie rozjedzie. Droga nrE98 jest drogą przeklętą, przynajmniej na razie. Za kilka lat jak będzie nowiutki asfalt sytuacja zapewne się niebagatelnie zmieni, ale teraz jest, że tak powiem przesrane.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 506328.jpg

Co jakiś czas robiłem małe przerwy, by nie zwariować. Po drodze trafił się nawet fajny zabytkowy kościółek, ale niestety zamknięty.
Aż przez jakieś 130km cierpiałem męki z powodu tych ciągłych remontów i ruchu wahadłowego. Wjechałem na czerwonym świetle ze dwadzieścia razy, chyba więcej niż na zielonym. Wstydzę się tego i mam nadzieję, że już nigdy w życiu czegoś tak głupiego i nieodpowiedzialnego nie odstawię. To był pierwszy i ostatni raz.
Dopiero przed samym miastem Oradea, droga zrobiła się w miarę normalna. Mam wszystkie mięśnie pospinane po tym ekstremalnym odcinku. Skóra na barkach aż piecze od naprężeń a palce u rąk mdleją i nie chcą się już zaciskać na kierownicy.
Jestem tak wnerwiony i zmęczony, że …….@##$%@##$%... i …##@#$%#@^@#~#%##.
W mieście musiałem jakoś odreagować i udobruchać swoje skołatane nerwy, więc zaszalałem i kupiłem sobie normalny, pełnowartościowy, ciepły obiad, którego od ponad tygodnia nie dane mi było spożywać.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 496655.jpg

Od razu lepiej po takim obiadku. Jest bardzo ciepło i atmosfera zrobiła się bardzo senna. Nie pomogła nawet kawa. Organizm się rozluźnił, najadł, to by się teraz zdrzemnął, ale nic z tych rzeczy. Jechać trzeba.
Miasto się skończyło i zaraz było przejście graniczne z przekroczeniem którego nie miałem najmniejszych problemów.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 496613.jpg

Znowu jestem u Madziarów, czyli cywilizacja pełną gębą. Asfalt równiutki jak stół. Och jaka rozkosz! Normalnie jakby człowiek jechał po mięciutkim dywanie. Już mi kierownicy nie wyrywa i już nie muszę łamać przepisów, by w ogóle się poruszać do przodu. Miejscowej policji nie brakuje, więc lepiej mieć się na baczności, bo mandaty tutaj nie należą do tanich a tutejsza policja słynie z braku litości dla obcokrajowców.
Nawet są banery z noclegami za 10euro. No proszę na Węgrzech można się spokojnie przespać za 10 euro a w uboższej Rumunii chcieli zedrzeć z człowieka ostatni grosz.
Jest cieplutko i bardzo przyjemnie. Jedzie mi się świetnie, cisnę Jelona tyle ile jest obowiązująca dopuszczalna prędkość. Nagle z nieokrzesanego dzikusa, pozbawionego skrupułów, zrobił się ze mnie przykładny turysta. Ot co dobry obiad robi z człowieka hehe.
Szybko dojechałem do węgierskiego miasta Debrecen. Po naszemu to będzie chyba Debreczyn. Miasto fajne, zorganizowane i dobrze oznaczone. Najbardziej jednak podobają mi się czasomierze, montowane wraz z sygnalizacją świetlną.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 496611.jpg

Świetna sprawa, ludzie znacznie spokojniej reagują na skrzyżowaniach. Dojeżdżając do skrzyżowania już wcześniej wiadomo czy się zdąży, czy lepiej już hamować. Nie ma zaskoczenia z pomarańczowym światłem tak jak u nas. To samo przy ruszaniu, wiem już wcześniej, kiedy wbić sobie jedynkę i puścić sprzęgło. Nie muszę też bezustannie wpatrywać się w to światło, tylko jak wiem, że mam jeszcze czas to spokojnie mogę się porozglądać po okolicy, czy nawet wyciągnąć aparat, zrobić zdjęcie i bez stresu zdążyć go ponownie schować do kieszeni. Proste, mało kosztowne a kulturalnie organizuje ruch na skrzyżowaniach. Nikt na nikogo nie trąbi bez powodu. Jednym słowem jak już mówiłem cywilizacja.
Przed jednym ze skrzyżowań chciałem zredukować biegi z trzeciego na pierwszy i się trochę zapomniałem. Wrzuciłem niechcąco dwójkę, usłyszałem trzask i po raz pierwszy zablokowało mi tylne koło na amen. Dobrze, że prędkość miałem małą i pociągło mnie tak ze cztery metry w linii prostej. Silnik oczywiście od razu został zadławiony i zgasł. Nic mi się nie stało, ale strachu się najadłem. Znalazłem w końcu luz i zepchnąłem Jelona na pobocze.
Uruchomiłem silnik, jedynka i delikatnie próbuję ruszyć. Jelonek ruszył jakby nigdy nic.
Potem od razu na trójkę i jedziemy jak wcześniej. Muszę się bardziej pilnować z tą uszkodzoną dwójką i piątką, bo jak widać to nie przelewki.
Wyskoczyłem na autostradę w kierunku Miszkolca. Na szczęście winieta, którą kupiłem pierwszego dnia jest jeszcze ważna i spokojnie mogę jechać. Do domu śpieszy mi się bardzo, więc wyciskam wszystkie soki z Jelona. Duszę go 120km/h na czwartym biegu i nie odpuszczam ani na chwilę. Mały silniczek nie poddaje się i dzielnie znosi kosmiczne obroty.
Przyjmując, że w oleju pływa pełno metalowych kawałków po zmielonych zębach, to w środku musi się dziać niezła masakra.
Ja już jednak o tym nie myślę, tylko skupiam się, by za wszelką cenę dojechać dzisiaj do domu. Niby jestem już tak blisko, prawie pod domem, ale to nadal kawał drogi a robi się już późne popołudnie.
W Miszkolcu autostrada się skończyła i wyskoczyłem na drogę nr3. Szybkie tankowanie i znowu zapuszczam dwa małe tłoki w ruch posuwisto-zwrotny.
Długo sobie nie pojechałem, bo zaraz za Miszkolcem dorwała mnie solidna burza z piorunami.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 495497.jpg

Najpierw pojawił się silny wiatr, potem wiatr zmalał i pojawiły się grube krople deszczu. Nie zdążyłem i przeciwdeszczówkę wciągałem już w ulewnym deszczu. Jest za to wyjątkowo ciepło. Burza wygląda na taką typową jak w środku lata.
Nie czekam aż przejdzie, tylko napieram do przodu. Miałem nadzieję, że choć ten jeden dzień nie będę musiał moknąć a tu nic z tego. Tyle już się wymokłem, to te dodatkowe dziesięć wiader wody nie zrobi już różnicy.
Przebiłem się przez burzę i przed granicą ze Słowacją, jechałem już po zupełnie suchym. Granicę łyknąłem ot tak i doznałem miłego zaskoczenia. Dobrze znam te tereny, bo kilka razy w życiu jeż tędy jechałem, ale tej drogi jeszcze nie widziałem. Nawet nie wiem kiedy Słowacy wybudowali tą nówkę drogę, niczym autostradę, prowadzącą od granicy do samych Koszyc. To mi zaoszczędzi z pół godziny czasu a może nawet i więcej. Droga idealna jak na amerykańskich filmach. Chwila moment i już byłem w słowackim mieście Koszyce.
Poczułem zapach czyjegoś obiadu i znowu zrobiłem się głodny. Po marnym jedzeniu przez ostatnie dni, teraz ciągle jestem głodny. Organizm domaga się zaległych kalorii.
No to kątem oka rozglądam się za jakąś jadłodajnią. Są namiary na McDonalds, no to już czuję te frytki i czekoladowego szejka w ustach. Już prawie dojechałem i już miałem zjeżdżać, ale zza góry zaczęła wychodzić czarna chmura i pojawił się silny wiatr. Jak mnie tu teraz burza dorwie to ze dwie godziny spędzę w McDonaldsie a na tyle czasu to nie mam, zatem zmiana planów. Jest szansa, że jeszcze uda mi się uciec przed tą chmurą, więc męczę manetkę ile tylko mogę. No i jak na złość po przejechaniu jednego ze ślimaków, droga zmieniła kierunek i się wpieprzyłem wprost pod tą czarną chmurę. Ledwo zdążyłem założyć moją dziurawą przeciwdeszczówkę. Wracał się przecież nie będę. Znowu wszystko mi przemaka. Grube krople lecą z nieba z taką intensywnością, że mało co widać. Jadę w środek Armagedonu z nadzieją, że się jakoś przebiję.
Mijam pozdrawiające mnie grupki motocyklistów, pochowanych pod wiaduktami. Fajnie to wyglądało, co wiadukt to po obu stronach schowani miłośnicy jednośladów. Jest dosyć ciepła niedziela a że motocykliści są jak muchy i wyłażą jak robi się ciepło, to było ich całkiem sporo. Widać, po motocyklach, że Słowakom się coraz lepiej powodzi. Pamiętam jeszcze czasy Czechosłowacji, więc mam porównanie.
Wyjechałem na autostradę w stronę Preszova. Wszystko już mam mokre, to już mi nie zależy. Kiedyś ta burza przecież musi się skończyć. No i w końcu odpuściła przed samym Preszovem. W mieście było już zupełnie sucho. Tutaj deszcz nie dotarł i mogłem spokojnie uczynić to co już zamierzałem w Koszycach. Wpadłem na niezdrowe żarcie do McDonalds-a i nażarłem się jak dzika świnia, albo jak wild hog. Jak człowiek głodny to zje wszystko i nawet mi smakowało. Słowakom chyba też, bo jadłodajnia pękała w szwach a do kas trzeba było chwilę postać w jednej z wybranych kolejek.
Dużą kawę mają stosunkowo drogo, ale w smaku niczego sobie, więc budy nie spaliłem.
Taki posiłek rozleniwia i chętnie bym trochę nicponierobił, ale komu w drogę temu czas.
Łańcuch znowu został wypłukany przez wodę. Nie mam go już czym nasmarować, więc będzie musiał jakoś wytrzymać dalszą jazdę na sucho.
Za Preszovem odbiłem na mniej uczęszczaną drogę w stronę Bardejova. Niestety niedziela popołudniu i wszyscy wracają z weekendu. Trochę mnie to spowalnia. Dzień się kończy i słoneczko zaczyna się bawić ze mną w chowanego za górami. Pojawia się i znika.
Przez Bardejov przemknąłem szybko bokiem. Za murami jest piękna starówka. Jak ktoś będzie w okolicy to warto zobaczyć.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 495451.jpg

Na WWS zwiedziliśmy dokładnie zabytkowe piwnice w Bardejovie, serwujące różne smakołyki. Niektórzy nawet odważyli się zdegustować pizzę o dumnie brzmiącej nazwie Katastrofa. Nazwa jednak nie była wyssana z palca, tylko w pełni zasłużona i mieliśmy nieplanowany, nagły postój, połączony ze zwiedzaniem okolicznych krzaczków.
Szybko odbiłem z drogi głównej w stronę granicy. Do ojczyzny zostało mi już zaledwie dziesięć kilometrów.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 457207.jpg

Jakieś długie było te 10km, bo mi się ciągnęło i ciągnęło. Zaczęło się też robić chłodno, ale postanowiłem, że będę twardy i mocniej ubiorę się dopiero na ojczystej ziemi.
Granica w Koniecznej. Dobrze ją pamiętam. Kiedyś tu miałem niezłą awanturę.
Parę, ładnych lat temu, wracałem ze Słowacji w środku nocy z moją już wtedy narzeczoną. Mieliśmy wtedy paszporty niezbyt ładne, bo były po przejściach. Zamokły nam pod namiotem na wcześniejszej wyprawie rowerowej. Mimo to już wcześniej przekraczaliśmy na nich granicę i nie było problemu. Słowacki strażnik też nie miał obiekcji, ale polskiemu strażnikowi coś się nie spodobało i zawołał szefa zmiany. Okazało się, że szefem zmiany był podobno szef całego przejścia granicznego. Na pierwszy rzut oka wredny typ, no i faktycznie taki był. Zaczął nas traktować nie jak obywateli RP, tylko jak jakichś więźniów obozu koncentracyjnego. Były krzyki i nieprzyjemne słowa. W końcu oskarżył moją narzeczoną, że coś ukrywa i że sfałszowała paszport, bo jedna pieczątka od wcześniejszego kontaktu z wodą, nieco się rozmazała. Uzbrojony pogranicznik stwierdził, że jest sfałszowana i nas nie puści.
No to nie wytrzymałem i trochę mnie poniosło. Przypominam, że jest środek nocy i wszyscy są zmęczeni. Trochę nabluzgałem, czyniąc wyrzuty, że jakim prawem obywateli RP nie chce wpuścić do ich ojczyzny. Strażnikowi też puściły nerwy i atmosfera zrobiła się nieciekawa.
O ile pamiętam to padły groźby, że może nas zatrzymać na 24h. Wtedy wyciągnąłem asa z rękawa, czyli mój jeszcze chyba komunistyczny, papierowy dowód osobisty.
Potem również krzykiem wyjaśniłem panu strażnikowi, że mieszkam w strefie przygranicznej i może mi nafikać, bo od niedawna obowiązuje umowa o ruchu przygranicznym i mieszkańcy strefy przygranicznej mogą na dowód osobisty przekraczać granicę ile razy sobie chcą i niech się udławi tym paszportem.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 457082.jpg

Strażnika zatkało, jakby dostał młotem w czaszkę. Jego wściekłość na twarzy pamiętam do dziś. Rzucił nasze paszporty przez otwartą szybę do samochodu i kazał jechać.
Najlepsze jest w tym, że tylko ja mogłem przekraczać granicę na dowód a moja narzeczona nie mogła i mógłby ją zatrzymać, gdyby się uparł. Jednak cyrk jaki odstawiłem na granicy musiał całkowicie zaabsorbować umysł strażnika i w ferworze walki nie zwrócił uwagi na ten mały szczególik. Człowiek był młody i głupi, teraz już czegoś takiego nie odważyłbym się zrobić.
To jednak nie koniec tej historii. Kilka kilometrów dalej w lesie w środku nocy, zatrzymała nas straż graniczna. Przetrzepali nam samochód dokumentnie i odpuścili dopiero jak znaleźli kilka butelek z alkoholem. Przypominam, że to były czasy, gdzie przemyt alkoholu z Słowacji do Polski przeżywał dynamiczny rozkwit. Gdyby nie ten alkohol to chyba zaczęliby rozbierać nam samochód he he. Odnalezienie alkoholu straż graniczną uspokoiło, że tylko jesteśmy zwykłymi przemytnikami, jak każdy Polak przekraczający tą granicę.
Nigdy z tak dokładną kontrolą się nie spotkałem. Coś mi tu jednak nie pasowało i sobie trochę porozmawiałem z jednym ze strażników. Okazało się, że to ten wredny szef przejścia, zadzwonił do nich i kazał im nas solidnie przetrzepać i gdyby tylko coś podejrzanego znaleźli, mieli nas zatrzymać. Przemyt alkoholu na szczęście nie należy do procederów podejrzanych, tylko do jak najbardziej normalnych, więc nas puścili. Panowie w gruncie rzeczy byli bardzo sympatyczni i na koniec sobie nawet trochę pożartowaliśmy na temat ich szefa.
Jakieś trzy lata później z mediów dowiedziałem się o dużej aferze na przejściu granicznym w Koniecznej. Podobno przyłapali straż graniczną na jakimś wymuszaniu i pobieraniu wysokich łapówek. Afera sięgała od zwykłych strażników do szefostwa. Podobno całe szefostwo zostało zwolnione i wymienione na nowych ludzi, czyli najprawdopodobniej ten nieprzyjemny typ też poleciał ze stanowiska.
Tak mnie teraz olśniło, że wtedy w nocy, to może on właśnie chciał jakąś łapówkę i dlatego nas straszył i robił z igły widły?
Teraz na przejściu granicznym są zupełne pustki. Nie ma żywego ducha. Po złotych czasach, albo inaczej po czasach przemytu Złotego Bażanta, został tylko nowoczesny budynek, który teraz jest kompletnie niewykorzystany.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 457065.jpg

Ktoś jednak go jeszcze pilnuje, bo obok stoi samochód osobowy a w oknach są nadal wszystkie szyby.
Po polskiej stronie asfalt całkiem dobry, to jedzie mi się nieźle. W lesie wciągałem na siebie odzież termoaktywną i co tam jeszcze ciepłego miałem. Teraz północny chłód mi nie straszny.
Dzień się skończył i okoliczne serpentyny pokonywałem już w mroku. Zanim dojechałem do Gorlic, zrobiło się zupełnie ciemno. Gdy tylko odbiłem w stronę Jasła, otoczyła mnie wataha motocyklistów na dużych armaturach. Przywitali się kulturalnie. Ja oczywiście też. Jechałem spory kawałek w miłym dla oka towarzystwie, aż przyjemniej kilometry uciekały. Niestety, gdy pojawiła się długa prosta, chłopaki odkręcili manety a ja zostałem znowu sam. No tak Jelonek cienias jesteś, zostały ci tylko trzy biegi i polecisz zaledwie 120 a to za mało w takim towarzystwie. Może lepiej zjedźmy gdzieś w krzaki, żeby nie robić obciachu hehe.
Oczywiście sobie żartuję. Do Jasła nawet szybko doleciałem. W zbiorniku rumuńskie paliwo już się kończy, więc zatoczyłem się na stację Orlen. To było kolejne moje małe marzenie dzisiejszego dnia. Nie żeby zatankować Jelona do pełna, tylko żeby zjeść tego gorącego hot-doga XXL. Za każdym razem się pociapię sosem, ale co tam. Ten smak chodził za mną już od kilkudziesięciu ładnych kilometrów. Normalnie nie jadam, ale na wyjazdach motocyklowych jakoś tak lubię spuentować dzień tym paskudztwem.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 454490.jpg

Pracownik stacji zapytał mnie, czy zlot się udał?
No w sumie to mi się udał, ale o jaki zlot chodzi?
Tu w okolicy był zlot i było pełno motocyklistów.
A nie to ja na tym zlocie to nie byłem. Byłem odrobinę dalej, ale też fajnie było.
Od Jasła do Pilzna drogę znam już niemalże na pamięć. W Pilźnie polecam wstąpić do baru Taurus. Mają tam wyśmienitą golonkę.
Przed Tarnowem na niebie pojawiły się błyskawice i trochę mnie to zmartwiło. Mam już wodowstręt w stopniu zaawansowanym i kolejnego moczenia w środku nocy już nie zniosę.
Jak będzie lało do samych Kielc to padnę po drodze. Każdy ma jakąś granicę wytrzymałości a ja już swoją mocno nadszarpnąłem.
Zadzwoniłem do BabaLucy, by zasięgnąć języka. Na szczęście pod Kielcami jeszcze nie pada, ale już idą jakieś opady od strony Krakowa. Tam już leje, zatem nie marnuję czasu, tylko ogień w tłoki i po trzydziestu kilometrach błyskawice mam już za plecami. Wyrwałem się z paszczy lwa. Czym bliżej Kielc noc robi się cieplejsza a niebo pogodniejsze. Pojawiły się nawet gwiazdy i księżyc.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 453905.jpg

Moja powrotna trasa prowadziła obok Pacanowa, więc gdy tylko zobaczyłem nazwę miejscowości, to nie omieszkałem przy okazji odwiedzić poczciwego, starego znajomego.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 454451.jpg

Koziołka Matołka oczywiście, beeee.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 454441.jpg


,,W Pacanowie kozy kują
więc Koziołek, mądra głowa,
błąka się po całym świecie,
aby dojść do Pacanowa.
Właśnie nową zaczął podróż,
by ją skończyć w Pacanowie.
A co przeżył i co widział
film ten wszystko wam opowie.’’ (albo inaczej, ta relacja Wam opowie, bee bee)

,,Myśli kozioł: Coś dla ciebie
ta zabawa nie jest zdrowa.
Idź ty lepiej, koziołeczku
szukać swego Pacanowa.
Westchnął cicho nasz koziołek
i znów poszedł biedaczysko
po szerokim szukać świecie
tego co jest bardzo blisko.”
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 454439.jpg


A Koziołek wziął tobołek i Jelona
I wędruje biedaczysko
Po szerokim szukać świecie
Tego co jest bardzo blisko.

Podobieństwo postaci oczywiście czysto przypadkowe, beee, beee.
Żeby nie było, to od razu zamieszczam fotkę z dnia następnego z przerwy śniadaniowej w robocie.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 448235.jpg

Było piękne słoneczko i ciepełko, ale pierwszy dzień w robocie zaraz po wyprawie to jakaś masakra jest.
Wracając jednak do samego powrotu, bo przecież jeszcze jestem w Pacanowie, jeszcze do domu nie dojechałem. Otóż resztę drogi przeleciałem jednym cięgiem, myślami będąc już dawno w domu. Dojechałem gdzieś przed samą północą. Domownicy już smacznie spali, więc cicho na paluszkach, wciągnąłem całą zawartość lodówki i również poszedłem spać. Tym razem już nie do gnijącego namiotu i już nie w samotności.
Dobranoc.



Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 750
Widzianych krajów: Rumunia, Węgry, Słowacja i oczywiście Polska.
Awarie: Na szczęście dodatkowych awarii tego dnia nie było.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 422368.JPG


Dodatek podsumowujący całą podróż:
W końcu przyszła pora na małe podsumowanie tego i owego i oczywiście trochę suchych faktów też nie zaszkodzi wspomnieć.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 447231.jpg

Mój wyjazd trwał dziewięć dni w trakcie których przejechałem 4293km, co daje średni przebieg dzienny 477km. Najśmieszniejsze jest to, że przez cały sezon motocyklowy udało mi się Jelonem przejechać ledwie trzy tysiące kilometrów a potem od weekendu do weekendu robię ciągiem ponad cztery tysiące kilometrów.
Miałem okazję przejechać w tym czasie przez jedenaście krajów:
Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Albanię, Kosowo w Serbii, Macedonię, Grecję, Bułgarię i Rumunię. W sześciu z nich, byłem pierwszy raz w życiu. Padało niestety codziennie i przez to wyprawa była znacznie bardziej męcząca, niż mogłem przypuszczać. Ostatnie 1300km musiałem przejechać przy użyciu tylko trzech biegów 1, 3 i 4, bo 2 i 5 przed Sofią, przy zjeździe z autostrady zostały chyba doszczętnie zmielone.
Jelon spalił 136,7L benzyny, co daje 3,18L/100km. Biorąc pod uwagę, że na manetce nie oszczędzałem, gór na trasie też nie brakowało i powrót był na czwartym biegu i kosmicznych obrotach, to średnie spalanie wyszło bardzo przyzwoicie. Jeśli chodzi o ekonomiczną jazdę na czwartym biegu i maksymalnych obrotach to śmiało mogę stawać w szranki z Cruiserem Krysza hehe.
Koszty:
- ubezpieczenie assistance 26zł (było189zł, ale zrezygnowałem po powrocie)
- ubezpieczenie zdrowotne 39zł
- paliwo około 730zł
- opłaty; bilet wstępu do parku, prom, autostrady itp. 170zł
- noclegi około 285zł
- żywność i inne zakupy 540zł
- koszt rozmów telefonicznych będzie z 40zł
Razem wyszło około 1830zł, czyli dziennie jakieś 203zł.

To jednak nie koniec kosztów, teraz będę musiał trochę wydać kasy, żeby Jelona doprowadzić do pełnej sprawności.
Przednia opona do wymiany na mus. Jak policzyłem ile ta opona Metzeler-a wytrzymała to sam się zdziwiłem. Przejechała 56 tysięcy i najdziwniejsze jest to, że jest to opona dętkowa, zamontowana przez ‘fachowca’ bez dętki.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 421853.jpg

Z resztą tylną też, by wymienić, bo mimo, że bieżnik głęboki to strasznie śliska.
Zgubiłem gdzieś w Bułgarii chromowaną osłonę, ale chyba Jelon będzie się musiał teraz obejść bez osłony. Brzydko wygląda tak bez, ale na razie będę miał na co kasę wydawać.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 421362.jpg

Po odkręceniu tylnej śruby, mocującej tłumiki, dolny tłumik po prostu spadł na ziemię.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 421003.jpg

Została tylko osłonka, ale za to jak fajnie teraz pierdzi hehe. Sąsiedzi od razu słyszą jak odpalam.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 420992.jpg

Łańcuch już się wysłużył, więc cały układ napędowy też będzie do wymiany. Chiński łańcuch, smarowany olejem przekładniowym, wytrzymał 39tyś, czyli całkiem nieźle. Zwłaszcza, że bardzo dużo jeździłem w deszczu i lekkiego życia nie maił.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 420964.jpg

Zakresu do naciągania jeszcze zostało, ale destrukcja jest poważna i nawet gołym okiem widać pęknięcia i ubytki na wymęczonych pierścieniach ogniwek.
Największy koszt będzie przy naprawie skrzyni i aż się boję na samą myśl jak duża może być skala zniszczeń. Mam już niejakie wyobrażenie po tym co zobaczyłem po spuszczeniu oleju na magnesie korka.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 464195.jpg

Jednym słowem masakra i najgorsze, że część metalu magnes wyłapał a reszta opiłek musiała krążyć po układzie smarowania.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 459583.jpg

U góry po lewej stronie widać spory kawałek ułamanego ząbka. To ten co się tak błyszczy.
Na dnie miski po odlaniu oleju też było trochę opiłków.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 457787.jpg

W takich sytuacjach filtr dokładnego oczyszczania może uratować silnik, ale Jelon niestety nie ma takiego filtra i gładź na cylindrach może być nieźle porysowana opiłkami.
http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 449520.jpg

Mimo wszystko ta podróż warta była wszystkich poniesionych kosztów. Widziałem fajne kraje i przeżyłem sporo ciekawych przygód. Wyprawa była bardzo męcząca, głównie ze względu na obfite opady, ale to co złe szybko się zapomina i teraz wspominam głównie te przyjemne chwile. Najbardziej niebezpieczna była jazda na granicy moich fizycznych możliwości i sam wiem, że znowu przegiąłem. Chyba przyszła pora dać sobie spokój z takimi hardkorowymi wyprawami i pora ograniczyć się do bardziej rekreacyjnej jazdy.
Na przyszły sezon nie mam żadnych motocyklowych planów a co czas pokaże to zobaczymy.
Na koniec jeszcze poglądowa mapka całej przejechanej trasy i to by było na tyle.

P.S.
Żono najwspanialsza na świecie, dzięki, że chętnie zostałaś sama z naszymi dzieciakami, tylko po to, bym mógł sobie przez dziewięć dni beztrosko łapać wiatr we włosy (oczywiście w te, które mi jeszcze zostały).

http://chomikuj.pl/Luca/W+pogoni+za+slo ... 420247.JPG
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: foxmolder dodano: 26 lut 2015, 16:29

Luca, chylę czoła. Jesteś naprawdę nie do pokonania. :buttrock:
---
foxmolder
Forumowicz
 
Posty: 844
Rejestracja: 01 lip 2012, 13:53
Motocykl: -
Płeć: mężczyzna
Wiek: 49

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: wydech dodano: 26 lut 2015, 16:33

opis ciekawy jak zwykle.
Ze jelonek dojechał mając tyle żelastwa w oleju to jestem zaskoczony, oby jak najszybciej wrócił na wstęgę szos
Awatar użytkownika
wydech
Klubowicz
 
Posty: 1225
Rejestracja: 14 lis 2012, 20:09
Lokalizacja: okolice Torunia
Motocykl: TS 350+GSF 600
Płeć: mężczyzna
Wiek: 52

Re: W pogoni za słońcem

Postautor: Maciu56 dodano: 26 lut 2015, 17:24

Luca! W pełni przychylam się do "Foxia" - wielki szacun i duża doza zazdrości, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jesteś wielki i masz wspaniałych bliskich. :oklasky:
Awatar użytkownika
Maciu56
Sympatyk
 
Posty: 1308
Rejestracja: 19 lis 2013, 10:17
Lokalizacja: Warszawa (obecnie UK)
Motocykl: Była"Ziuta"...
Płeć: mężczyzna
Komunikator: Skype: maciu561
Wiek: 69

PoprzedniaNastępna

Wróć do Podróże

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości