nastał nowy dzień. Towarzystwo jeszcze śpi. Hmmm piękna ta Transfogarska

Nie wiadomo kiedy będzie dane mi znowu ją ujrzeć? No to co, na moto i na trasę

Zanim wstaną zdążę wrócić. O tej godzinie mało pojazdów na drodze. Rozkoszuję się trasą i widokami. Gdy wróciłem wszyscy już wstali. Pakujemy graty na moto. Niestety zaczyna padać deszcz. W sumie przez nasz 2 tygodniowy pobyt w Rumunii, tylko dwa razy padało. Można powiedzieć że pogoda nam dopisała.
Dojeżdżamy do miejscowości w której znajduje się kopalnia soli Salina Turda. Po znalezieniu noclegu idziemy zwiedzać kopalnię. Co dziwnego na kasie mówią po polsku. Chyba dużo Polaków odwiedza tę kopalnię. Schodzimy korytarzem w dół i potem idziemy długim tunelem. Idziemy i idziemy, nuda nic się nie dzieje, aż chce się wyjść z tej kopalni a tu tylko ściany z soli i tunel bez końca. Tak przeszliśmy ok. 2 km chyba, patrzymy a na końcu tego tunelu drugie wejście

Ale atrakcja uhmmm

tunel solny i tyle. Chwila. Jak sprawdzałem w internecie dużo lepiej to wyglądało. Wracamy więc z powrotem. W tunelu są miejscami wnęki gdzie stoi wagonik z kryształami soli, jakaś machina, nic specjalnego, ......... ale z jednej z wnęk korytarz prowadzi dalej i naszym oczom ukazuje się olbrzymia sala pięknie oświetlona. Sala jest na tyle duża że zmieściła się tam karuzela diabelski młyn, amfiteatr, stoły do tenisa stołowego i bilarda. Poziom niżej jest jeszcze podziemne jezioro, gdzie można popływać łódką. Wszystko to razem robi niesamowite wrażenie. Nie sądziłem że tak olbrzymie sale mogą być pod ziemią. Aby wrócić na górę trzeba pokonać wiele, wiele schodów lub czekać w długiej kolejce na windę. Moim zdaniem warto wziąć pod uwagę te kopalnie przy planowaniu wyprawy do Rumunii.
Wszystko co dobre szybko się kończy

Czas wracać do kraju. Wyruszamy z samego rana. Rano było bardzo rześko, wręcz zimno, ale ujechaliśmy tak z ok. 100 km, gdy któryś z nas wpadł na pomysł, a może by tak coś na siebie jeszcze założyć. Nawet taka przeciw deszczówka dużo daje jak się jedzie w dżinsach. Na działce Waludiego korzystamy z jego gościny. W nocy słyszymy buszująca na dachu kunę. Czas pożegnać towarzyszy podróży

. Lepszej ekipy i bardziej wyrozumiałej w stosunku do mnie nie mogłem sobie wymarzyć. Choć pierwszego dnia przeklinałem, że jedziemy na totalny spontan, bez żadnego planu, to potem było SUPER.
Człowiek nic nie musiał a mógł wszystko 
W końcu nigdzie nie musiał gonić, no może poza tym jak goniłem Niemców na GS-ach na Transalpinie

Jedni nie byli w stanie mi odjechać

. Najdłużej jechałem razem z Beatką. Niestety, jak rozpoczynałem swą podróż była ulewa, tak i teraz kończąc wyprawę to samo. Z Beatką pożegnałem się we Wrocławiu i każdy w swoją stronę. Przyjeżdżam do domu, a tam nikogo nie ma

Okazuje się że pojechali do Torunia na Festiwal światła SKYWAY. Dwa razy mi nie mówić. Graty zwalone w domu i dzida na Toruń

Festiwal w Toruniu bajeczny. Tego dnia od Waludiego wyjechałem ok. 9.20 do domu z Torunia wróciłem ok. 2.15 w nocy. Chyba to był mój dotychczasowy rekord jednodniowej trasy. Wyszło ok. 800 km
