Dzień trzeci, poniedziałek 2 września.Na kempingu Krowie Pole noc przebiegła spokojnie i nawet nie padało ale namiot i tak mokry od rosy.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 877061.jpgPo śniadanku przyszła pora na plan działania. Punktem docelowym jest St.Tropez, ale w sumie różnymi drogami można by tam dojechać. Dwa tygodnie wolnego to trochę jest i można sobie pozwolić na małe odstępstwa. Kusi mnie Hiszpania i góry Sierra Nevada. Z tych gór już nie tak daleko do Gibraltaru, ale to trzeba by łoić cały czas autostradami by w dwa tygodnie się wyrobić a w drodze powrotnej np wylądować na plaży w St.Tropez.
Tak bym pewnie zrobił, gdyby przed samym wjazdem nie pokrzyżował mi planów pewien kolega motocyklista. Mnich na niego mówią. Napisał ,,Luca, olej St.Tropez, jedź na Wzgórze Świętego Michała” i podał linka z namiarami, którego nie omieszkałem otworzyć pół godziny przed wyjazdem z domu. Nawet zrobiłem sobie kropkę w atlasie, żeby w razie co wiedzieć na przyszłość, gdzie to bajkowe miejsce jest.
Cały czas biłem się z myślami, czy jechać w dół globu, czy w bok, aż do tej pory. Trudno góry Sierra Nevada będą musiały poczekać a teraz zrobię mały skok w bok. Na pocieszenie gdzieś mam wydrukowaną lokalizację innego górzystego miejsca ale teraz kompletnie nie zaprzątam sobie tym głowy. Mam nowy cel, Wzgórze Świętego Michała we Francji.
Pora zwijać dobytek i w drogę. Ściągam pokrowiec z Jelonka a tam plaga tłustych, niemieckich ślimaków.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 876976.jpgOblazły cały motocykl i bezczeszczą najświętsze miejsca bez opamiętania. Jelonek oblepiony paskudnym ślimaczym śluzem. Żeby tego jeszcze było mało to nasrały mi na siedzenie, zatem nie czekając, tym niemieckim świniom wypowiedziałem otwartą wojnę.
Bitwa była ciężka i krwawa, ale udało się i odzyskałem Jelona w całości. Trochę zajęło odrestaurowywanie chińskiego klasyka po bestialskich zniszczeniach.
Namiot jakoś nie chce schnąć, ale szkoda czasu to pomału zwijam toboły. Karimata samopompująca też się nie naprawiła. Powietrze uszło szybciej jak poprzednio a ja mam obolałe plecy od twardego podłoża.
W połowie pakowania, niespodziewanie zza góry wylazło bydło. Jakieś dziesięć sztuk. Skupiłem uwagę na tym, czy nie ma tam przypadkiem jakiegoś pastuszka Niemca, ale nie. Było tylko samo bydło.
Nie zaprzątając sobie tym głowy spokojnie pakowałem się dalej. Nie wiem jak to się stało, ale to bydło w mgnieniu oka teleportowało się w moją stronę. Albo straciłem na chwilę przytomność, albo upychając graty w namiocie trochę mi z tym zeszło? Jest też trzecia opcja, że na kilka minut porwało mnie UFO, w celu przeprowadzenia skomplikowanych badań, po czym odstawiło mnie na miejsce, kasując przy tym moją pamięć krótkotrwałą.
Mniejsza z tym, ważniejsze, że po wystawieniu głowy z namiotu, bydło było już przy potoku.
No i krzyknąłem coś w stylu POSZŁY MI STĄD!
Długo nie musiałem czekać na reakcje. Od razu widać, że nie rozumieją po polsku. Jedno bydle wzięło i przelazło przez potok i lezie wprost na mnie.
Od razu przypomniał mi się Franek Dolas z filmu Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową.
Byk, czy krowa?
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 874101.jpgCiężko o trafne rozpoznanie bo lezie wprost na mnie. Co robić, uciekać, czy nie uciekać?
Z mordy wygląda, że chyba młody, niewyżyty byk. Ooo ja pierpapier, trzeba wiać.
Szybki plan ucieczki, burza mózgów i już mam. Jak nie będzie wyjścia to przeskoczę przez drut kolczasty i tam żywcem mnie nie weźmie.
Wziąłem aparat i do samego końca robię pamiątkowe fotki z ostatnich chwil mojego życia. Stoję nieruchomo niczym skała i heroicznie czekam na rozwój wydarzeń.
Trzy metry przede mną byk się zatrzymał. Najwyraźniej przyszedł się tylko przywitać. Mało tego, okazało się, że to jednak nie byk, tylko krowa. A może to był byk, tylko słabo się znam?
W każdym bądź razie to czworonożne stworzenie po wysłuchaniu oficjalnego przywitania w języku moich dziadów i pradziadów, poszło sobie szybciej niż przyszło.
Mokry namiot szybko zwinąłem, zatem zapłon i już zielona kontrolka się wesoło świeci, to dobry znak. Naciskam starter i Jelonek od pierwszego obrotu ochoczo mruczy. Czy już wspominałem, że to bardzo przyjemne uczucie, gdy jest się samemu, daleko od domu i nie trzeba iść z buta by szukać pomocy.
Tyłem trochę zamiata na nierównościach, bo trawa mokra i śliska a napotkane miny przeciwczołgowe lepiej omijać szerokim łukiem.
Ogrodzenie elektryczne sforsowałem tak jak poprzedniego dnia, zacierając za sobą wszelkie ślady. Śmieci też nigdy nie zostawiam, zawsze wszystko do woreczka i zabieram ze sobą do najbliższego cywilizowanego kosza. Nie rozumiem ludzi, którzy potrafią ze sobą przywieźć żywność, ale pozostałych po niej śmieci już nie potrafią zabrać z powrotem.
W Niemczech pod względem śmieci jest prawie wzorowo. Trzeba im przyznać, że bardzo dbają o to by mieć czysto wokół siebie.
Dojeżdżam do pierwszej krzyżówki a tam niemiecka policja i patrzą się w moim kierunku. Serce w gardle, kątem oka sprawdzam, czy światła mam aby na pewno włączone. Jadę w paszczę lwa, wprost na nich.
No i nic się nie stało, popatrzyli się, ja przejechałem i tyle było strachu. Przy budowie wiatraków z samego rana już się coś zaczyna dziać. Nie marnują tu czasu. Pewnie jak będę wracał to będą już gotowe.
Ledwo co wyjechałem na autostradę i już muszę szukać miejsca by się zatrzymać.
Z nieba najpierw niewinnie kropiło a potem już lało bez opamiętania. Do tego jeszcze zrobiło się dosyć zimno a o centralnym wietrze, który mi towarzyszy od Jędrzejowa już nie wspomnę.
Na najbliższym parkingu wciągnąłem na mokrą skórę przeciwdeszczówkę i ubrałem suche zimowe rękawice. Nie sądziłem, że przydadzą się tak szybko. Jadę się przecież wygrzać do ciepłych krajów a nie na Syberię.
Dziwne bo niemiecki parking przy autostradzie, ale bez toalety. Wszyscy bez krępachy sikają pod siatką, aż trawę wyżarło. Wszędzie śmierdzi uryną, to nie będę tu czekał aż deszcz zmaleje, tylko szybko ruszam dalej.
Przy najbliższej okazji zmieniłem tylko autostradę z Frankfurtu nad Menem na kierunek Siegen. Kierunek wiatru się trochę zmienił i teraz wieje bardziej z boku. Dobre i to ale nadal jedzie się źle. Deszcz i chłód robią swoje.
Co 60-70km robię przystanki na rozruszanie obolałych kości. Od 3 euro wzwyż, ceny kawy na stacjach benzynowych mnie dobijają, ale cóż zrobić, to jedyny ciepły posiłek na jaki sobie pozwalam. Reszta to suchy prowiant z polskiej Biedronki. Nawet wody na zupkę nie ma gdzie zagrzać. W ubikacji gniazdka nie ma a gorąca woda tylko w automacie z kawą bez opcji sama woda. Herbaty tu nie piją?
W sumie chińskiej zupki zrobionej na gorącej kawie jeszcze nie jadłem he he.
Żałuję teraz, że nie zrobiłem specjalnego mocowania na moją kuchenkę ,,smiert turisty’’. Miałem to zrobić, ale jakoś tak zeszło a potem nie było na to czasu. Znikome miejsce ładunkowe mam wykorzystane w 101% i ruski Prymus już się nie zmieścił.
Koło południa w końcu przestało padać i nawet chwilami zaczęło przebijać się słońce. Teren taki trochę górzysty z fajnymi wiaduktami. Trochę zwolniłem, by podziwiać widoki i w pewnej chwili wyprzedziła mnie ciężarówka, wioząca jakieś długie elementy, poowijane folią i tekturą. Wiatr robił swoje i odrywał kawałki folii i papieru skutecznie zaśmiecając autostradę. Aż się dziwiłem, że takie zanieczyszczanie drogi w Niemczech jest możliwe a jeszcze się bardziej zdziwiłem, gdy ciężarówkę wyprzedziła policja i nie zareagowała.
Oddaliłem się trochę od ciężarówki by nie obrywać śmieciami i nadal sobie podziwiałem okolicę.
Na najbliższym zjeździe na parking niemiecka policja już czekała na kierowcę nieszczęsnego ładunku. Zatrzymali ciężarówkę a na mnie nawet uwagi nie zwrócili.
Przed Koln nareszcie wpadłem w gorące powietrze. Zimno, zimno a tu nagle buch i robi się super ciepło. Przeciwdeszczówka poszła do kufra, niech wilgotna skóra się teraz suszy.
Koln, czy też Kolonia jest całkiem sporym miastem, chyba czwarte pod względem wielkości w Niemczech. Sądząc po ilości zabytków wygląda, że jest też dosyć stare.
Miasto zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, zwłaszcza gdy podziwiałem je jadąc fajnym mostem nad malowniczą rzeką Ren. Było widać nawet słynną gotycką katedrę a po rzece beztrosko pływało kilka ładnych stateczków. Zdjęć niestety nie zrobiłem bo nie bardzo było się gdzie zatrzymać na tym moście. Do tego doszło pławienie się w bardzo ciepłym i przyjemnym powietrzu, przy czym jeszcze kilka minut temu było mi po prostu zimno i mokro.
Zatrzymałem się na parkingu, gdzieś na peryferiach Kolonii, by trochę się posilić i rozebrać z nadmiaru odzieży. Na parkingu jest nawet kilka samochodów na polskich blachach. Miło było znowu usłyszeć ojczysty język.
Jest jakieś 25-30 stopni, słoneczko pięknie świeci, wiatr też zmalał, żyć nie umierać.
Przy okazji przerzucam kartki w atlasie, zastanawiając się gdzie teraz jechać?
Holandia wydaje się całkiem blisko. Tam jeszcze nie byłem, drugiej okazji może nie być.
Postanowione, jadę na podbój Holandii.
Droga dobra, to kilometry szybko uciekają i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na przejściu granicznym.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 870091.jpgPozostałości po przejściu granicznym świecą pustkami, tak jak wszędzie wewnątrz UE.
Po stronie holenderskiej spotkałem dwóch młodych chłopaczków w polskich dostawczakach.
Robili kursy między Niemcami a Holandią i czasem do Francji. Po prostu polska firma przewozowa świadczy swoje usługi w obcych krajach. Do Polski wracają co któryś tam tydzień. Taka drogowa tułaczka. Okazało się, że jeden z nich to też motocyklista. Ujeżdza jakąś sportową Yamachę. Twierdził, że jeździ tylko wokół komina bo do turystyki jego moto się nie nadaje, ze względu na niewygodną pozycję.
Jak zwykle przy takich spotkaniach, padło wiele pytań na temat mojego Jinluna. A jaka pojemność, a jaka prędkość max a ile pali? Przy odpowiedzi na ostatnie pytanie po prostu mi nie uwierzyli. Pewnie uznali mnie za jakiegoś nawiedzonego bajkopisarza. No bo jaki obładowany pełnowymiarowy motocykl na autostradzie może spalać 3L/100km? Tyle to najmniejsze skutery palą.
Holandia jest krajem bardzo uporządkowanym i czystym. Ruch na drogach jest umiarkowany a miejscami nawet znikomy. Poszwędałem się trochę po okolicy by poczuć trochę holenderskiego klimatu.
Domki tubylców są do siebie bardzo podobne i najczęściej wyglądają tak:
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 869875.jpgWszystko jest uporządkowane i przystrzyżone aż do granic możliwości. Ten czerwony pasek między jezdnią a chodnikiem to droga rowerowa. Zjeżdżając z autostrady, zjeżdża się do świata rowerzystów. Drogi rowerowe są zawsze po obu stronach jezdni a na rowerach można spotkać wszystkich, od małych dzieci do sędziwych seniorów.
Podoba mi się taki zdrowy styl życia. No i jest bezpiecznie bo samochody jeżdżą nie więcej niż 50km/h a w niektórych miejscach, takich jak pasy czy szkoła zwalnia się nawet do 30km/h. Tam po prostu nikomu się nie śpieszy. Odniosłem wrażenie, że wszyscy się spokojnie delektują po prostu tym, że są w Holandii.
Mi niestety ta sielska atmosfera nie udzieliła się, bo jeździłem drogami, których nie znam i nie mam w swoim ubogim atlasie i kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Dziwne nazwy miejscowości też nic mi nie mówiły. Zupełnie przypadkiem znalazłem się pod chińską restauracją.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 865779.jpgOdpaliłem w komórce turystycznego GPS-a , by mi mniej więcej pokazał w którym miejscu zarysu Holandii jestem. Dokładność znikoma bo na javę nie ma zeskanowanych dokładnych map, ale mi to i tak dużo pomaga. Ustaliłem kierunek względem słońca i według tego mniej więcej będę się trzymał. W końcu powinienem w którymś miejscu wyjechać z tego kraju.
Słońce mam po prawej i takie drogi też wybieram. Taki sposób nawigacji w Holandii jest całkiem skuteczny, bo drogi lecą w miarę prosto.
Dostałem się na A2 a potem to już poszło gładko. Belgia wita mnie. W Holandii spędziłem około trzech godzin i to mi jak na pierwszy raz w zupełności wystarczy.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 865685.jpgBelgia też fajna, choć daje się zauważyć, że jest nieco inna niż Holandia. Więcej wolnych przestrzeni i pól uprawnych. Zapachy też bardziej rolnicze.
Pogoda idealna, asfalt idealny i mój humor też. Mogę jechać nawet na koniec świata.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 861287.jpgPóźne popołudnie i cieplutko jak u nas w środku lata. W końcu mogę się wygrzać za wszystkie czasy. Tylko co będzie dalej, jak bardziej pojadę na południe, jak tu już jest tak gorąco?
W belgijskim miasteczku Liege nawet się spociłem, bo były spore korki. Trafiłem na porę, kiedy ludzie wracają z pracy do domu i na wąskich drogach starówki ciężko było mi się przeciskać między samochodami. Musiałem przejechać przez całe miasto i kilka razy przekroczyć rzekę Mozę. Tak jakoś dziwnie drogowskazy mnie poprowadziły.
Spory kawałek za miastem miałem dylemat. Na prawo Bruksela, na lewo Luxemburg i gdzie tu jechać? Bruksela brzmi dziwnie znajomo a Luxemburg nie, no to ja jestem na tak i wybieram Luxemburg a unijnych polityków w drogich garniturach oglądać to ja nie muszę.
Nie pamiętam teraz w którym dokładnie miejscu autostrady ale przejechałem pod ciekawą restauracją. Nie obok, nie nad a pod. Wyglądało to tak jakby ktoś na samym środku wiaduktu wybudował sobie hotel z restauracją a pod spodem jak gdyby nigdy nic biegnie sobie czynna autostrada, po której pędzą samochody.
Gdzieś już coś takiego widziałem, chyba w jakimś programie telewizyjnym, ale jakoś nie mogę w necie znaleźć informacji na ten temat.
Gdy zbliżałem się do tej dziwnej restauracji to akurat kucharz otworzył drzwi od zaplecza i było widać ludzi w białych fartuchach jak uwijają się przy ogromnej ladzie z nierdzewki, przygotowując klientom posiłki.
Dopiero po przejechaniu na drugą stronę było widać o co tak naprawdę chodzi. W lusterku ukazała mi się cała oszklona ściana a za szybami siedzieli ludzie przy stolikach, jedli i jednocześnie podziwiali mknącego Jelonka.
Niestety zdjęcia nie zrobiłem bo nie byłem na coś takiego przygotowany i nie bardzo było jak się zatrzymać na autostradzie. Zanim pozbierałem myśli było już za daleko.
Kolejnego zdjęcia, którego żałuję, że nie zrobiłem to zdjęcia tabliczki ze zjazdem z autostrady na Chiny. Znowu podobna sytuacja. Przy prędkości 120km/h za późno dostrzegłem tą tabliczkę. Z awaryjnego hamowania też nici bo akurat za mną jechał samochód i sytuacja mogłaby być co najmniej nieprzyjemna.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 858766.JPGTeraz żałuję, że nie zawróciłem na kolejnym zjeździe i nie pojechałem do samych Chin a tak to byłem prawie w Chinach a nie na terenie Chin a prawie jak wiemy robi różnicę hi hi.
Wracając do kraju jakim jest Belgia to ja miałem pozytywne wrażenia. Ludzie sympatyczni, jeździ się po niej całkiem fajnie, ruch na autostradach niewielki, no poza większymi miastami, bo tam to można natrafić na korki. Poza tym to jest bardzo czysto i zielono, sporo pól i lasów. Stając na przydrożnym parkingu nie ma tak jak u Niemców, że wszystko zakratowane, tylko spokojnie można sobie iść na spacer do lasu, na przykład dla rozprostowania kości.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 858609.jpgDo Luxemburga, czy też Luxemburgu dojechałem całkiem szybko. Oczywiście skręciłem na centrum, ale jakoś tak nic ciekawego mi się nie rzuciło na oczy.
Poszwędałem się trochę po mieście i postanowiłem nie marnować więcej czasu. Znalezienie drogi wyjazdowej trochę mi zajęło ale się udało na tak zwanego czuja.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 858513.jpgNa jednym ze skrzyżowań, stanąłem na czerwonym świetle, wbijam jedynkę a tu słychać dziwne hurgotanie. Orz kurka jego wodna, poszła skrzynia biegów? Tylko dlaczego jedynka, jak najpierw miała się przecież rozsypać piątka? Bieg jednak wbiłem i jadę dalej testując pozostałe. Biegi wchodzą, tylko przy wbiciu jedynki i trzymaniu na sprzęgle jest hurgot. Może to sprzęgło? Zjechałem na chodnik przed jakimś domem i badam sprawę organoleptycznie. Jest winowajca! Popuściła się śruba trzymająca podnóżki i w momencie gdy wbijałem jedynkę i kładłem lewą nogę nie na podeście, tylko na ziemi, podest drgał wydając nieprzyjemne metaliczne dźwięki.
Klucz w dłoń i śruba została należycie dokręcona. Oczywiście jak to ja mam w zwyczaju musiałem się przy tym trochę przypiec rozgrzaną rurą wydechową.
Jelonek jak nowo narodzony, niemalże prosto z salonu, zadbany, mało jeżdżony, pierwszy właściciel, kobieta niepaląca, albo starszy pan w kapeluszu he he.
Najważniejsze, że ze skrzynią wszystko w porządku i można jechać dalej. Słońce szybko zaczyna spadać w dół a ja przecież zapragnąłem spać dzisiaj na francuskiej ziemi.
Ogień w tłoki jabadabaduu w dół mapy.
Francja przywitała mnie już końcówką dnia bez słońca, bo się zdążyło skubane schować za horyzont. Pierwszy zjazd z autostrady i szukam miejsca do spania. Na prawo jakaś mała miejscowość i nie bardzo jest gdzie. Na lewo są lasy no to jadę na to lewo. Są też pola, ale wszystko na widoku, więc jadę dalej. Jest w końcu jakaś wąska asfaltowa droga idąca w las, zatem trzeba ją obadać.
Są tam jakieś posesje otoczone starymi drzewami, coś w rodzaju małych dworków z pieczołowicie wystrzyżoną trawą dookoła. Niestety są też i szczekające psy oraz tabliczki z napisem private. W końcu dojechałem do interesującego miejsca.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 857113.jpgJakiś podziemny bunkier powojenny z zasiekami z drutu kolczastego. Sporo równego miejsca z wykoszoną trawą. Jakaś budka strażnicza a na niej godziny otwarcia dla zwiedzających. Czyli muzeum, to raczej mnie tu nie zastrzelą. Rano najwyżej obsługa mnie obudzi i pójdę sobie pozwiedzać przy okazji. Już nawet znalazłem sobie fajne miejsce na parkingu przed, ale nieoczekiwanie z krzaków wyszedł mi dziadek w beretce na głowie i z siekierą w ręku.
Jakiś seryjny francuski zabójca, niewinnych polskich turystów, czy co?
Dziadek uważnie popatrzył na mnie, po czym wszedł znowu w krzaki i zaczął rąbać siekierą. Może już tam ćwiartuje jakieś biedne ciało, ale jednak nie, tylko wycina w krzakach patyki. Widocznie do czegoś mu są potrzebne. Może to jednak kanibal i patyki mu są potrzebne do upieczenia ludzkiego mięsa?
Ryzykował nie będę, dziadek z siekierą mnie tu widział a to pierwsza oznaka złego miejsca. Złego do spania na dziko pod namiotem oczywiście. Uciekam stąd czym prędzej, bo robi się już półmrok a ja nadal nie mam gdzie spać.
Po drodze jak tu jechałem widziałem inny wjazd do lasu, ale był zagrodzony grubą liną stalową, no to jadę dokładniej obadać sprawę.
Wjazd znalazłem dosyć szybko, lina przypięta kłódką do betonowanego słupka. Objechać się nie da, trzeba jakoś sforsować linę.
Była na tyle luźna, że udało mi się ją podnieść na wysokość Jelonka. Jedną ręką trzymałem Jelonka a drugą stalową linę i odpychając się nogami z trudem ale przepchałem mój dobytek na drugą stronę.
Potem bez świateł szybko utwardzoną dróżką w las i już mnie nie widać z głównej drogi. Miejsce całkiem fajne i nikt też nie powinien mnie w nocy niepokoić, oprócz właściciela kłódki, bo przecież broniła mnie stalowa lina. No może jakieś leśne stworzenia ale one są zazwyczaj mniej groźne niż człowiek. Więcej ludzi ginie z rąk innych ludzi, niż np. od niedźwiedzi.
Do samej gęstwiny się nie pcham, tylko namiot rozbiłem na leśnej drodze, bo było równo, ale na wszelki wypadek zastawiłem się motocyklem. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt mnie w namiocie nie przejechał, gdyby w nocy mimo wszystko ktoś tędy przejeżdżał.
Noc jest bardzo ciepła i gwiaździsta, francuskie świerszczyki piknie przygrywają mi do snu.
Lubię takie chwile. Dobranoc.
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 678
Widzianych krajów: Niemcy, Holandia, Belgia, Luxemburg, Francja
Awarie: Małe dokręcanie śruby mocującej podesty.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 857092.JPG