Mistu...

cierpliwości... chronologicznie rzecz biorąc, to Grossglockner był ostatnim etapem mojej podróży i nie wiem jak to się stało, że w relacji pojawił się na początku
...zacząłem tak jakby od końca... krótko mówiąc, "od dupy strony"

Wróćmy do początku.. cała wyprawa zaczęła się od mojej już trzeciej wizyty u Benia

.
Zdjęć ze Złotej Doliny nie ma, bo przyjechałem późnym wieczorem w sobotę, a następnego dnia rano z niewiadomego powodu

bolał mnie łeb (niewiele pamiętałem z poprzedniego wieczora)... jak juz doszedłem do siebie, to z tymi oto trzema delikwentami i żoną tego w środku wyruszyliśmy na włóczęgę...

RODO... od lewej wymieniając Zdzichu, Selmen i Dajan przyślijcie mi notarialnie poświadczone upoważnienia do publikacji waszych podobizn to usunę klapki z oczu
![:] :]](./images/smilies/icon_x.gif)
, najlepiej poparte załącznikami w wysokości od 0,5 do 0,7 litra

..wystartowaliśmy ze Złotej Doliny do Czech, a następnie z powrotem do Polski przez Złoty Stok do Kotliny Kłodzkiej do miejscowości Studzienno.
Tam odwiedziła nas Matka Rodzicielka wszystkich polskich chińskich motocyklistów, organizatorka niezapomnianych imprez PNPC,... (niestety nie brałem w nich udziału, bo w tamtych czasach sikałem w pieluchy, cyckałem cumelka i i nie umiałem na motorze jeździć ani nie miałem uprawnień) ...a obecnie w UK: OLA!!!

Olka, jeśli to czytasz, dzięki za pożyczenie ręcznika, uratowałaś mnie od wycierania się w podkoszulkę noszoną przez cały poprzedni dzień

(ręcznik odwiedził Monachium, zdobył Passo Rombo, Passo dello Stelvio, Passo Giovo i Grossglockner Hochalpenstrasse,

a teraz wyprany i pachnący czeka u mnie w domu)
W Studziennym spędziliśmy jedną, pełną spadających Perseidów noc. Następnego dnia rozstaliśmy się, ja wyruszyłem na swoją wyprawę, a reszta towarzystwa na dalsza włóczęgę...
cdn...