NIKT pisze:Odświeżę kotleta.
Tenegel jak się sprawa potoczyła?
Bo nie powiem baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo mnie to ciekawi:)
Pospawali, zresztą kiepsko i nierówno i się kompletnie wypięli. Tzn. dealer się wypiął mówiąc "mi to lata, chcesz idź do sądu, ale gdyby cię na sąd było stać to byś kupował japonię a nie chińczyka a on się o zbyt nie martwi, bo motory jak motory, ale skutery i tak dzieciarnia kupi", Przasnysz zrobił dokładnie to samo.
Ich zdaniem usterka naprawiona, motocykl w pełni sprawny, co gwarantują kwitem po naprawie gwarancyjnej. I z rozkoszą w głosie stwierdzają: jeśli się nie podoba, można odesłać jeszcze raz, nic z tym nie zrobią bo już naprawione, nie uznają i obciążą kosztami, pomijając kwestię, że motor postoi u nich ponad miesiąc. W międzyczasie wyszło jeszcze tyle niedoróbek, że po prostu za głowę się złapałem (to, że różne świece, nie chodzi mi nawet o firmy, ale o parametry..., że gaźniki nie zsynchronizowane, że klocki hamulcowe wytrzymały 2 tyś km i odkleiła się okładzina cierna, że akumulator nie był niczym zamocowany, że... szkoda gadać.)
Plan był ambitny powalczyć zimą, kiedy brak motoru niespecjalnie by mi dokuczał, ale traf chciał, że w listopadzie dostałem w bok osobówką, nic niby groźnego, skończyło się szlifem, trzema połamanymi żebrami, motor specjalnie nie ucierpiał (rama prosta, otarcia na lampie, klamce hamulca, pedale nożnego, podeście kierowcy i pasażera i przednim błotniku, pobite lusterko) ale znajomy rzeczoznawca powiedział, że teraz dupa, bo będą mogli się wykpić, że pokolizyjny itp. Tak więc olałem gwarancję Zippa, sam pousuwałem niedoróbki, które znalazłem w międzyczasie, poprawiłem spawanie i malowanie tego elementu, a zrobienie tego kosztowało mnie mniej niż śpiewali w serwisie za przegląd okresowy.
Natomiast mądrzejszy o swoje doświadczenia, na pewno teraz gdybym znów musiał kupować motor, to jeśli zipp to kilkuletni z dobrych rąk, ale cóż, zamarzył się pierwszy pojazd w rodzinie "salonowy"... ehh...
W każdym razie mówiąc prosto - nie wskórałem nic. Może udałoby się więcej, gdyby nie kolizja (zresztą autko, które łaskawe było we mnie wjechać objechało mnie grzecznie rozpłaszczonego na asfalcie, zamrugało awaryjkami i pojechało dalej...). Powiedzcie mi, ja pechowy jestem jakiś czy tylko niespecjalnie ogarnięty...?
W każdym razie w tym sezonie motor spisuje się całkiem znośnie, jeszcze tylko żeby poza pracą człowiek miał czas czasami się faktycznie gdzieś wybrać i kilometrów trochę nakręcić...
Pozdrawiam,
Marek