Dzień 8 niedziela Ohrid - Nev Peramoc (Grecja) 479 km.
Znów wstaję wcześnie, wszyscy jeszcze śpią, więc żeby nie budzić sąsiadów pcham Cruiserka na uliczkę.
Tu dopiero odpalam, niech sobie jeszcze pośpią

. Dojeżdżam do główniejszej (ale nie głównej

) i kieruję się w lewo, ale po 100 metrach stop; to chyba nie ten kierunek. W nawigację wklepuję Bitola, trzeba jechać w przeciwną stronę. Jak tylko opuszczam "rogatki" Ochrydu, znowu ukazuje się ta biedniejsza Macedonia. Pierwsza miejscowość i ... straszny fetor. Pewnie ścieki spuszczają do rzeczki.
Jest niedziela, na drodze ruchu praktycznie nie ma, jadę samotnie jak jaki "easy rider"... I dobrze, bo asfalt nierówny, popękany. Lawiruję sobie od linii do linii "wyłapując" gładsze fragmenty nawierzchni.

Mimo to telepawki całkowicie nie udaje się uniknąć. Teren górzysty, coś jak nasze Bieszczady, pogoda ładna, więc nie narzekam. Podziwiam sobie krajobrazy... w moim cyklu "obserwacje świata" notuję w pamięci; kraj piękny, ale biedny. Wśród mijanych aut masa jest starych (ciągle eksploatowanych) typu Yugo czy Zastawa. Mijam kilka ciągników rolniczych, które dziś, w niedzielę służą za środek transportu.

W Resen załoga ze śmieciarki opróżnia kosze,

starsi panowie przy stolikach już coś popijają. Możliwe, że poranną kawę... właśnie, jeszcze dziś nie piłem. Przed Bitolą zjeżdżam na stację Lukoil, zamawiam kawę i zapiekankę, kupuję coś tam do domu.

I jeszcze posiadam sporo tych denarów. Trzeba będzie przed granicą zatankować i kupić napoje... wjeżdżam do miasta i stop; rozkopana główna ulica, znak "zakaz ruchu", ale żadnego znaku odnośnie objazdu. Skręcam w ulicę w prawo, ona znów w prawo, więc ja w lewo - ślepa ulica. No to w następną - znów ślepa. Wracam więc pod ten znak zakazu i kombinuję; jest niedziela, nikt nie pracuje. Beton już wylany, tylko taka breja... Podjeżdża jakaś łada, kierowca śmieje się widząc co kombinuję, macha na mnie ręką i przejeżdża obok barierki. Ruszam za nim. No i się udało...
Na rondzie robię dwa kółka, nie wiem, w którą ulicę jechać... Staję obok ronda i wyciągam mapę. Nadjeżdża kilku osób na chopperach, też kręcą się po tym rondzie i.. wracają skąd przyjechali. Przechodzący tubylec trochę mi pomaga, odpalam sprzęta i wio. Jadę tak sobie wypatrując stacji z benzynką, gdy niespodziewanie wjeżdżam pod szlaban celników. O żesz... ale już nie ma odwrotu. Przed budką grecką jeszcze zostawiam moto i lecę na "bezcłówkę" - niestety zakupy tylko w euro. I tak wyjeżdżam z półtora tysiącem denarów i tylko kilkoma litrami paliwa
Grecja wita mnie słońcem, które z każdym kilometrem mocniej grzeje. Grecja, a jakoś nie widzę zbytniej różnicy, tu też biednie.

W miasteczku Florina w nawigację wbijam "Kavala" i rura nad morze. Zdaję się na gps, jadę rozglądając się jak to się żyje tym Grekom za unijną kasę. Mijam dwa opuszczone salony samochodowe, w tym jeden Toyoty...
I tak jadę trochę zły, bo tu paliwo drogie, w zbiorniku mało, jak żółtodziób przespałem "macedonię", wiozę denary do domu... i nie wiem kiedy znalazłem się na autostradzie. Coś się nie farci... ale dobra, lecimy. Prędzej będę na miejscu. Jadę, nuda na maksa, bramki, znów nuda,

tunel, bramki, nuda, zjazd do Salonik na tankowanie, znów autostrada,

kawa i hot-dog (z frytkami w środku) na parkingu,

znów nudno, czasami pokropi mnie deszcz, aż pojawił się zjazd na Kavalę. Wzdłuż morza cofam się w kierunku Nev Peramoc.
Wjeżdżam do miasta i zaraz na początku widzę po lewej kemping. Na skrzyżowaniu zawracam i wjeżdżam...

W recepcji pani informuje, że miejsce na namiot jest, koszt 10 euro, wypisuje rachunek i pokazuje na planie, gdzie mogę się "rozbić". No to na moto i ruszam powoli szukając tego miejsca... coś nie tak. Robię rundę po kempingu... dziewczyna z recepcji widząc to idzie z pomocą... idzie przodem, ja pyrkam za nią. Czuję się jak Arab na wielbłądzie

tylko, że ta z przodu to nie moja kobieta. Miejsce jest, tylko, że dojazd zastawiony przez samochody. Pani szybko odnajduje właścicieli... droga wolna, wjeżdżam.
Placyk na zapleczu stacjonarnych wielkich przyczep kempingowych - zaciszny, blisko wody. Recepcjonista się oddala, a już słyszę "wojsko polskie"... po polsku, ale to raczej nie Polaka głos. Podchodzi sąsiad z przyczepy i się przedstawia po rosyjsku; Bułgar z Sofii, matka Rosjanka z Moskwy. Ma firmę na Łotwie, dokąd to często jeździ przez... Łosice, co wychodzi w dalszej rozmowie. No to jednego kolegę już mam. Na razie dostaję krzesełko. Namiot stoi,

przebieram się w krótkie spodenki i idę (znów, po roku) zobaczyć morze Egejskie. Plaża, leżaki, parasolki,


jest i bar na plaży - trzeba wstąpić. Zasiadam na wysokim stołku, zamawiam Heinekena... barman przynosi jeszcze chipsy w szklance. -Oj nie dobrze! Piwo w Św. Stefanie może nie być najdroższym w moim życiu...

Drugiego nie zamawiam, płacę 3 euro i zbieram się stąd!
Wracam do mojego "obozu". Napiłbym się jeszcze piwa... skoro nie mam, to trzeba kupić. Wskakuję na moto i ruszam na miasto. Jestem po piwku, ale ryzykuję... Na stacji mają małe piwa po 1,70 euro, jadę więc do centrum. Ponieważ jest niedziela, markety pozamykane, a w małym sklepiku brak... Wjeżdżam w wąskie uliczki... coś jest. Dziadek siedzi przy zamrażarce i wcina kolację, a obok stoi lodówka z piwem w środku. Pytam, po ile? Grek jak to Grek - tylko zerknął w moją stronę i woła żonę. Wychodzi babcia z zaplecza i pyta się; ile? a ja - a po ile?

... oboje się naradzają - znów niedobrze! Wreszcie zapada decyzja; po 1,60 euro za piwo półlitrowe. Biorę dwa.

Wracam, zdejmuję kask, odwracam się... za mną stoi znajomy Bułgar ze szklaneczką tzw. literatką w jednym ręku, w drugim płyn w butelce pet. "Rakija z winogron prosto z Sofii"... polał tyle, że piję na dwa razy. Bez "popitki", a mocna cholera. Ale rakije mają to do siebie, że mimo mocy można je pić nie popijając.
Piwa więc na razie nie otwieram, idę nad wodę wytrzeźwieć

Ponad godzinę spaceruję wzdłuż wybrzeża, cykam trochę fotek, moczę nogi w czyściutkiej wodzie. Niestety, nie jest tak ciepła jak przed rokiem.

Po powrocie jem kolacyjkę, popijając piwkiem. Drugie sączę siedząc na krzesełku i gapiąc się na gwiazdy. I kombinuję; a może by tak jeszcze jeden dzień tu zostać? Warunki niezłe, niedrogo.... Liczę dni i wychodzi, że jeżeli mam odwiedzić Mołdawię - rano muszę się zwijać.
Dzień 8 w picasa:
https://picasaweb.google.com/1159617999 ... directlink