Po dwóch dniach na moto, kiedy to ubrany jak miejscowy skuterzysta opaliłem się za całe lato, postanawiam tego dnia odpuścić sobie jazdę. Skóra na nogach i rękach czerwona, muszę dać jej się podgoić... Ewentualnie też poczyszczę cruisera, bo jeszcze nosi ślady po austriackim deszczu. No i najwyższy czas skosztować miejscowego jadła. Mam ochotę na pizzę.
Najbliższą okolicę mam już obcykaną idę więc do baru.
Ten najbliższy otwierają dopiero o 13:00
więc walę do następnego. W środku kilka osób popija wino. Zamawiam pizzę... niestety dziś nie robią, pracownik od pizzy ma wolne, przecież jest sobota... no żesz kurczę. W tył zwrot, nie to nie...
Trzeci bar na ulicy w kierunku Sienny ciasny wewnątrz i zapchany dziadkami. Każdy z nich z kieliszkiem w ręku, kilku na chodniku przy stoliku. Za ciasno.
Idę dalej w stronę miasta, pustki, wsio pozamykane.
Po dwóch może trzech kilometrach zawracam, do 13:00 wytrzymam. Zjem u Al Tocco. Po powrocie do La Verbeny przebieram się i schodzę do moto. Tym razem kawę wypiję w garażu. Fabio (mój gospodarz) siedzi jeszcze w rejestracji (bo tak to całymi dniami przebywa w garażu, gdzie ma pralnię), gotuję więc wodę na gazówce, mimo, że na ścianie wisi tabliczka z zakazem palenia ognia. Panuje tu przyjemny chłód, nie śpieszę się więc, popijam kawę, czyszczę Keewaya, łyk kawy, naciągam łańcuch...
Bez pośpiechu, mam tu stół i krzesła, można by i winko otworzyć, brakuje tylko kompana

O trzynastej kończę prace serwisowe, kąpiel i z buta ruszam do al Tocco. Gości nie za wiele, zajmuję stolik na tarasie, u kelnerki zamawiam kieliszek wina i pastę czyli spaghetti. Dlaczego nie pizza? Bo nie ma dziś w menu! Wina może pięćdziesiątka, dobieram karafkę 0,5l.
Po pół godzinie jest i obiad, trochę to trwało, ale to są Włochy, jest sobota. Już zdążyłem przywyknąć do ich mentalności. W sklepie osiedlowym, gdzie robię zakupy, sprzedawczyni z każdą klientką musi sobie pogadać. Te co stoją następne w kolejce nie protestują, bo za chwilę po podejściu do kasy też sobie poplotkują. Odstępy (jak i maseczki) obowiązują, więc z daleka nie krzyczą, za to muszą się wygadać, kiedy już dobiją do kasy. Mnie niby się nie śpieszy, ale... żebym jeszcze coś rozumiał, może też bym sobie poplotkował

Nie jestem smakoszem spaghetti, zjedzona we Włoszech też tego nie zmieniła. Makaron (jak dla mnie) za twardy, sos i mięso ujdzie.
Jeszcze ryzykuję i zamawiam deser...ciut za słodki.
No cóż, czasami bywa i tak, że nie trafimy w menu.
Pozostała część dnia mija na szwędaniu się "po-opłotkach"
a później leniuchowaniu w łóżku przed telewizorem

Na jutro jest plan; wycieczka na północ od Sieny, rejon Chianti, słynący ze wspaniałych win.