Rumunia 2011

Wycieczki krajowe i zagraniczne oraz relacje z ich przebiegu

Rumunia 2011

Postautor: Luca dodano: 16 sie 2011, 15:12

Moje gratulacje :oklasky:
Fajne foty i relacja. Koniecznie opisz foty bo mimo, że byłem w Rumunii, to większości nie mogę rozpoznać gdzie były robione?
Na koniec powiem tak: ujeżdzacze chińskich maszyn górą :buttrock: :buttrock: :buttrock:
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Rumunia 2011

Postautor: politolog16 dodano: 16 sie 2011, 15:52

Super foty :dobrarobota:

Niewiele brakowało, abym też wylądował w Rumunii. W okolicach Eger na Węgrzech kusiło mnie, aby skręcić na Rumunię, ale żona zaprotestowała i skończyło się na Balatonie :D Ale po zdjęciach widzę, że sporo straciłem. Byłem co prawda kiedyś w Rumunii, ale z plecakiem więc widziałem tylko małą część kraju.

Czekamy na dalsze części relacji :dzieki:
Awatar użytkownika
politolog16
Forumowicz
 
Posty: 75
Rejestracja: 17 sie 2010, 15:32
Lokalizacja: Warszawa
Motocykl: zipp raven
Płeć: mężczyzna

Rumunia 2011

Postautor: Deamiens dodano: 16 sie 2011, 18:56

DZIEŃ IV
http://maps.google.com/maps?saddr=DN2E& ... psrc=6&z=9

To był dzień poznawania miejscowej kultury, monastyrów i... znowu awarii. Jak już wspominałem, Rumuni nie dość że mają jakieś przesunięcie czasowe, to dodatkowo inaczej funkcjonują. W środku nocy (czyli jakoś tak koło 6, na zegarku cały czas miałem czas polski) słyszę jakieś hałasy, to uznałem że można się powolutku budzić. Dostałem pyszną (naprawdę, w Polsce nigdy nic podobnego nie piłem!) kawę od opiekującego się "domem polskim" Rumuna i staram się rumuńsko-migowym dowiedzieć się, ile luksus spania pod dachem kosztuje. Okazało się, że mam sam to wycenić i zostawić ów datek w książce znajdującej się w domu - on tylko tu jest i się tym zajmuje, żadnej kasy nie weźmie. Następnie oddalił się gdzieś pokazując mi gdzie mam schować klucze od domu - tego, gdzie poszedł niestety bariera językowa nie przepuściła. Wcześniej zdążył mi jednak pokazać na mapie, gdzie pojechać i napisał mi "la manastiri". Po względnym doprowadzeniu siebie i moto do stanu używalności lecę na północ, w kierunku Ukrainy. Wokół dróg stada zwierząt, raz zatrzymało mnie kilkadziesiąt owiec przechodzących przez drogę - folklor pełną gębą. Co ciekawe, zauważyłem, że wszystkie furmanki mają tablice rejestracyjne - to w takim razie, czy i przeglądy przechodzą co roku? Niestety o to nie byłem w stanie zapytać. Po wsiach jeździ sporo motorowerów podobnych naszym komarom, jakieś hybrydy roweru i silnika, jak również nowe i stare skutery. A na nich wszyscy - od dzieci lat na oko poniżej 10 do babć powyżej 80. I jedna na 10 tych osób ma kask - świateł nie używa nikt.

Droga znowu pokazała, że w Rumunii powinno się jeździć powoli i spokojnie - asfalt jest ładny, to lecę sobie 70-80, aż tu nagle po minięciu wzniesienia kończy się asfalt. 10m na reakcję, 10m hamowania, i wpadam na "drogę" składającą się z dołów, kamieni i czegoś wyglądającego jak gruz z prędkością ok 50 km/h. Nie minął kilometr, a usłyszałem niezbyt przyjazny chrobot a motocykl przestał ciągnąć. Pierwsza myśl - skrzynia poszła się ... no, ten tego. Zatrzymuję się, wbijam jedynkę i widzę że łańcuch się kręci, tylko moto coś nie jedzie. Po dokładniejszym zerknięciu - no tak, tylna zębatka kręci się niezależnie od koła... Ale lepsze to niż brak skrzyni. Pytam kogoś o serwis (tzn. wskazuję na moto i powtarzam "serwis, serwis"), ale chyba się zrozumieliśmy bo miły pan wskazuje mi kierunek i coś mówi. Mając nadzieję że nie mówił "godzinę drogi w tamtą stronę" zaczynam spacerek, rozglądając się naokoło. Na szczęście okazało się, że "serwis" motocyklowy minąłem nie dalej jak 200m wcześniej. Serwis jak serwis, widać na zdjęciach, ale lepsze to niż nic. Zaczynam od pytania o angielski, i tu zaczyna się problem - mechanik zna rumuński i niemiecki. Germanistą nie jestem, ale umiem chociaż powiedzieć że mi się zepsuł motocykl. Jednakże na pytanie co konkretnie mogłem odpowiedzieć jedynie "eine minute" i pójść po motocykl.

Dopchawszy moto wrzucam go na centralkę i pokazuję na zębatkę kręcąc przy okazji kołem. Na początku okazał się to "grose problem", ale majster zadzwonił tu, tam, jeszcze gdzieś, zdjął koło, rozebrał co się dało i... pokazał mi ścięte śrubo-szpilki trzymające zębatkę przy kole, z czego tylko 2 były świeże, 2 pozostałe już lekko pokryte nalotem. Czyli przyjechałem do Rumunii na 2 śrubach trzymających zębatkę, super. Mechanik coś porobił (nie będę zanudzał dokładnym opisem, i tak rozwlekam) i powiedział że jedzie do znajomego wioskę obok, w godzinę wróci a ja mam czekać. Po 2 godzinach ktoś wychodzi z domu obok i daje mi telefon pokazując że do mnie - okazuje się, że wszystko jest gut, majster wróci za 15 min a ja w godzinę wracam na drogę. Wrócił po niewiele ponad godzinie, zaczął coś szlifować, ale w kolejną godzinę faktycznie poskładał wszystko w całość. Nawet działało. Rumuńscy mechanicy to jednak cudotwórcy. Pomyślcie, co w naszym pięknym kraju powiedziałby mechanik, gdybyście mu podstawili motocykl w tym stanie.

Lecę dalej na Putna (Putnę?) w której oglądam taki sobie monastyr, a wracając tą samą drogą wypatruję tego terenowego kawałka drogi - oczywiście od strony wioski jest ograniczenie prędkości do 10km/k. Najwyraźniej na drugi znak zbrakło funduszy. Kolejny monastyr na drodze to Sucevita - i to taki, że naprawdę robi wrażenie. Zresztą widać na zdjęciach. Po kilku lejach za wstęp i obejrzeniu tego cacka lecę dalej drogą 17A. Tempo niewielkie, przynajmniej do głównej drogi, widoki cały czas powalają, po drodze zahaczam jeszcze o Voronet - w którym jednak już wszystko zamknięte... Szybki powrót na kolejny nocleg w Kaczycy, piwko z gospodarzem i spać, zastanawiając się co jeszcze się zepsuje w tym kraju.

-- EDYTOWANY Dzisiaj, 19:49 --

DZIEŃ V
http://maps.google.com/maps?saddr=DN2E& ... psrc=6&z=7

Cel na dziś to zaliczyć wąwóz Bicaz, rzucić okiem na zamek w Bran i dociągnąć ile się da w kierunku drogi 7C. Wstaję znowu w środku nocy (powtarza się sytuacja z wczoraj), smarowanie łańcucha, śniadanko i w drogę. Okazuje się, że wystarczało pojechać kawałeczek na południe i nawierzchnia zaczęła być przewidywalna, co nie znaczy że gładka jak stół, ale przynajmniej asfalt nie urywał się bez ostrzeżenia. Aż do samego początku wąwozu towarzyszyły mi naprawdę niesamowite widoki, mały ruch innych aut dawał względne poczucie bezpieczeństwa, tak to ja sobie mogę jeździć. Tempo spokojne, bo i śpieszyć się nie ma gdzie, a i zakręty ciasne, bo to w końcu jakaś bardziej boczna droga. Niestety czar prysł po dojechaniu do właściwego wąwozu. Nie wiem, może to ja jakiś aspołeczny jestem, ale odrzuca mnie widok masy straganów nie różniących się wyposażeniem od krupówek niczym poza napisami, tłumów ludzi spacerujących w obie strony i sznura samochodów pełzających po serpentynach przez wąwóz. Wąwóz sam w sobie fakt, robi wrażenie, ale gdyby tak był jeszcze pusty... Eh, marzenie. Jeśli polecę jeszcze kiedyś do Rumunii, to na pewno nie w okresie wakacyjnym. Całe szczęście, że wraz z wąwozem skończył się tłok i mogłem spokojnie jechać sobie dalej.

Od Gheorgheni już tylko kierowałem się po znakach na Brasov i goniłem główną trasą ile się dało, bo okazało się być później niż mi się wydawało. Za to Brasov... Do miasta właściwie nie wjechałem, tylko starałem się z obwodnicy zjechać we właściwym kierunku. Starałem się, starałem... W sumie około 70km i dobrze ponad godzinę. Co ciekawe, na obwodnicy było ograniczenie do 80, tym większe było moje zdziwienie gdzie przy lekko powyżej tej prędkości wpadłem na... próg zwalniający przed skrzyżowaniem. I to taki krótki, max kilkanaście cm, za to dość wysoki. Bez żadnych oznaczeń, ostrzeżeń, niczego. Myślałem że straciłem nadgarstki i przednie zawieszenie. A później wpadałem na takie progi jeszcze kilka razy... Jak już znalazłem drogę na Bran to zaczynało się robić szaro, więc znalazłem jakiś camping, rozbiłem namiot przy świetle reflektora i zakończyłem dzień wspominając cudowne oznaczenie miniętego niedawno miasta... Czyli plan wykonany częściowo.
Awatar użytkownika
Deamiens
Forumowicz
 
Posty: 1312
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:47
Lokalizacja: Lublin
Motocykl: DR800, DL1000
Tel. kom.: 696082016
Płeć: mężczyzna
Wiek: 36

Rumunia 2011

Postautor: Deamiens dodano: 22 sie 2011, 17:43

DZIEŃ VI
http://maps.google.com/maps?saddr=DN73% ... psrc=0&z=7

Na polu namiotowym na szczęście obyczaje są "europejskie", czyli nikt zbyt wcześnie się nie budzi. Po przebudzeniu szybka toaleta, namiastka śniadanka, składam wilgotny jeszcze namiot i lecę szukać Drakuli. Po zajechaniu pod zamek w Bran oczom mym ukazał się "przecudny" widok - znowu te kramiki z papką dla turystów. Ale nic to, lecę na zamek... oj, chyba się zagalopowałem. Przed kasą z 50 osób, przez 10 min mojego stania w kolejce obsłużonych zostało może z 5-6 osób. Szybki rzut oka na zegarek, jeszcze szybszy na kolejkę i już wiem - zamek stoi tu już długo, to może i jeszcze postoi. Kupiłem jakieś bzdurne pamiątki bo dziewczę me chciało, zapłaciłem leja za parking i w górę. I humor poprawił mi się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - droga względnie równa, zakręt za zakrętem, ruch znikomy, można lecieć. Do czasu aż adrenalinę podbił mi piesek - niewielki, ale gdy takie coś wybiega pod koła kilkanaście metrów przede mną to nie jest ciekawie. Uciekać w bok nie ma jak, bo z naprzeciwka akurat jechał samochód, na szczęście (moje, nie pieska lub samochodu) zwierzątko spróbowało przebiec przez ulicę. Prosto pod samochód. Słyszałem tylko głuche uderzenie a w lusterku zobaczyłem turlające się po drodze coś, co wcześniej mnie tak nastraszyło. To już wiem, czemu w Rumunii co kilka km leżą jakieś zwierzęta, czy to na drodze, czy na poboczu - jak tak wszystko biega luzem, to wreszcie musi się z czymś zderzyć.

Dalej było już coraz lepiej - widoki wciąż fascynują, po płaskim raczej nie jadę, po prostej i owszem - ale maksymalnie kilkadziesiąt m, od zakrętu do zakrętu. Droga od Bran do Campulung na mapie wygląda krótko, ale w rzeczywistości oferuje naprawdę sporo. Przynajmniej do czasu samego Campulung, gdzie natknąłem się na jakieś targowisko w środku miasta - pół godziny na jedynce... Wreszcie opuszczam miasto i mogę dalej sycić wzrok widokami. W okolicy Curtea de Arges droga wróciła do krajowych standardów - jakieś 10 km po płytach, co to dla mnie. I to raczej była główna droga, bo jechało nią sporo motocyklistów na ogólnoeuropejskich blachach.

Sama trasa transfogarska, zwłaszcza atakowana od południa, to kolejne rozczarowanie. Drogi z nawierzchnią z dziur otoczonych miejscami resztkami asfaltu, od czasu do czasu kilkukilometrowe korki, znowu różne kramy... Kilka km przed tunelem w najwyższym punkcie trasy zaczął się dobry asfalt (nawet kilka razy czymś o niego przytarłem w zakręcie), wokół porozbijane namioty, stado owiec, droga ostro w górę - podoba się :) A przed samym tunelem (i w nim) oczywiście korek - za to tunel robi wrażenie, gdy do niego wjechałem, gdzieś, tam daleko, było widać światełko. A po drugiej stronie... mgła. I wilgotny asfalt, prowadzący serpentynami w dół. Ale za to po tej stronie nawierzchnia aż do samego dołu była niezłej jakości, a im niżej, tym bardziej sucho. Więc jeśli ktoś chce koniecznie zrobić transfogarę, to niech wjedzie od północy, przeleci tunel i kilka km później wraca. Piękne widoki ujrzy, słynną drogę zaliczy, zawieszenia nie zamęczy.

Jak tylko udało mi się wydostać na główną drogę, uznałem że najwyższy czas uciekać z tego kraju. Cały czas krajową jedynką przez Sibiu-Sebes-Turda, droga co najmniej dwu pasmowa więc prawy nadgarstek odkręca się ile może, tylko wypatrywałem znaków. Postoje ograniczyłem do minimum, a noc i tak mnie złapała gdzieś pomiędzy Turda a Cluj-Napoca. Znalazłem zadrzewione miejsce kilkadziesiąt m od drogi, przy świetle księżyca rozbiłem namiot i w mgnieniu oka świadomość mi się wyłączyła. Nawet kolacji nie byłem w stanie zjeść.

-- EDYTOWANY Dzisiaj, 17:13 --

DZIEŃ VII
http://maps.google.com/maps?saddr=DN1%2 ... psrc=6&z=6

To będzie krótka relacja z długiego dnia. Budzik brutalnie wyrwał mnie ze snu o 5, świadomość jeszcze dosypiała gdy ciało składało namiot, obudziła się podczas przyjmowania pokarmu i chwilę po 5:30 już byłem w siodle. W Rumunii celowałem tylko na Satu Mare, przez śpiące jeszcze miasta (wszak to niedziela), jedyne co przykuło mój wzrok to śpiący na swoich stoiskach sprzedawcy arbuzów, okręceni w coś śpiworopodobnego tuż obok towaru. Oczywiście nie obyło się bez błączenia po miastach, ale to już chyba taki urok tego kraju. Kawałek przed granicą z Węgrami tankowanie i zakupy, aby się pozbyć lei i dalej przez Węgry, nie oglądając się zbytnio na nic i tylko szukając kolejnych znaków. Przynajmniej to okolic Tokaju - delikatne zbocza pagórków porośnięte winoroślą robią wrażenie. Całkiem ładnie, ale i tak chcę do domu. Przed Słowacją znowu tankowanie i zakupy, aby pozbyć się większości kolejnej waluty, zwłaszcza że euro już nie miałem i Słowację chciałem tylko przeskoczyć. Mniej więcej od miejscowości Hanusovce nad Toplou nawet ładne winkle się zaczęły, słowackie widoki co prawda znacznie ustępują rumuńskim ale przynajmniej droga jest pewna, trasa do Barwinka zleciała raz dwa.

W Polsce czułem się już prawie jak w domu, choć nadal miałem trzy setki przed sobą, a ciało coraz częściej wołało o postój... Ale przynajmniej nie błądziłem, trasę Tylawa-Lublin już kilka razy robiłem. Za to w Janowie Lubelskim motocykl stwierdził, że miałem jeszcze za mało atrakcji i przestał mieć obroty powyżej 4k. Szybki przegląd i szybka diagnoza - mocowania komory filtra powietrza wyrwały się z ramy (oba!) i opadła, pociągając za sobą gumowe coś nachodzące na gaźniki. Szybki demontaż baku, taśma i śrubokręt w dłoń, kilka minut i gotowe. Niestety akurat zaczęło się robić ciemno (zachód zaczął się zaraz za Niskiem), światełko jakie mam takie mam więc i prędkość przelotowa opadła, ale bez kolejnych przygód, choć prawie przysypiając, około 22 wtoczyłem się na parking. Po ponad 16h i ponad 800km wreszcie w domu :)
Awatar użytkownika
Deamiens
Forumowicz
 
Posty: 1312
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:47
Lokalizacja: Lublin
Motocykl: DR800, DL1000
Tel. kom.: 696082016
Płeć: mężczyzna
Wiek: 36

Rumunia 2011

Postautor: Luca dodano: 23 sie 2011, 10:41

No bo już myślałem, że zapomniałeś dokończyć relację :D
Jeszcze raz gratulacje. Masz wrażeń na cały rok.

P.S.
Miałem identyczne na transfogarskiej jak ty, po jednej stronie sucho, słoneczko i widoczki a po drugiej stronie tunelu mgła i mokro.
Góra zatrzymuje chmury i nie puszcza dalej. Fajne efekciki są. Wjeżdza się przez tunel jakby do innego świata :D
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Rumunia 2011

Postautor: krysz dodano: 23 sie 2011, 16:19

Luca pisze:No bo już myślałem, że zapomniałeś dokończyć relację :D

Cóż, był na zlocie, a Waść zapomniałeś?
W Suśćcu upominaliśmy się, i widać Damian nie chciał się nam narażać.
"Nieważne jaki masz motocykl, ważne gdzie nim byłeś"
http://chomikuj.pl/krysz2/Podr*c3*b3*c5 ... uiser*27em
Awatar użytkownika
krysz
Klubowicz
 
Posty: 1570
Rejestracja: 21 cze 2011, 21:52
Lokalizacja: Łosice
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 602433923
Płeć: mężczyzna

Rumunia 2011

Postautor: Deamiens dodano: 01 wrz 2011, 17:52

Ze znacznym opóźnieniem, ale opisałem część zdjęć. I powiem wam, że choć zawieszenia nadal nie zrobiłem a moto ponad tydzień rozebrane, to kusi wrócić tam za rok :)
Awatar użytkownika
Deamiens
Forumowicz
 
Posty: 1312
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:47
Lokalizacja: Lublin
Motocykl: DR800, DL1000
Tel. kom.: 696082016
Płeć: mężczyzna
Wiek: 36

Rumunia 2011

Postautor: Goździk dodano: 01 wrz 2011, 20:36

To otwieramy listę chętnych na wyjazd z Damianem:)
1. Goździk :))
Awatar użytkownika
Goździk
Forumowicz
 
Posty: 181
Rejestracja: 06 cze 2011, 20:02
Lokalizacja: Kobyłka
Motocykl: Suzuki GSR 600
Płeć: kobieta

Rumunia 2011

Postautor: selmen dodano: 01 wrz 2011, 22:03

Wolałbym Chorwacja+Czarnogóra
Non Omnis Moriar...
Awatar użytkownika
selmen
Klubowicz
 
Posty: 1465
Rejestracja: 19 sie 2010, 22:08
Lokalizacja: Białystok; Czerwony Bór
Motocykl: WSK;KZ550;Fj;R1100RT;Duke II
Płeć: mężczyzna
Wiek: 51

Rumunia 2011

Postautor: mrzysty dodano: 04 wrz 2011, 22:41

Super wyjazd, sporo przygód na szczęście udało się usunąć wszystkie awarie :pliz:
Awatar użytkownika
mrzysty
Forumowicz
 
Posty: 255
Rejestracja: 16 lip 2009, 03:09
Lokalizacja: piast?w woj.mazowieckie
Motocykl: Biała Dama Z-175
Tel. kom.: 793303381
Płeć: mężczyzna
Wiek: 47

Poprzednia

Wróć do Podróże

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości