gdyby nie to, ze kusza mnie wycieczki dalekie, zagraniczne, nie chwycilbym sie pewnie za kategorie A.
No cóż, w tym przypadku każdy powód jest dobry, jeżeli wiedzie do celu.
Według mnie to jeżeli siada się na motocykl, czy nawet motorower, dobrze zrobić kurs na prawko. W tej dziedzinie im więcej wiedzy i doświadczenia, tym lepiej dla wszystkich. Sam miałem plan awaryjny - czyli 50 ccm w przypadku niezdania. Ale kurs robiłem tak czy tak, wyjeździłem w sumie 34 godziny - a więc więcej niż jest wymagane - i to nie tylko "pod egzamin". Owszem, każda jazda zaczynała się od placu manewrowego, potem wyjeżdżaliśmy z instruktorem na trasę egzaminacyjną, skoro zaś trasa szła bez większych problemów, ruszaliśmy "w miasto". Instruktor prowadził mnie przez radio sobie tylko znanymi drogami, pilnując różnorodności sytuacji i manewrów, włącznie z mostami (na których wiało z boku), rondami, przejazdem kolejowym, tramwajami, i nawet staniem w korku za śmieciarką w upalny dzień (fuj!). Oczywiście, dużo zależy od instruktora - ale i tak myślę, że fachowego kursu nic nie zastąpi - choćby w trosce o własny tyłek.
Na początku, jako dość doświadczony rowerzysta, motocyklem nie mogłem zmieścić się w ósemce którą rowerem zapewne pokonał bym ot tak z biegu. Po kursie prowadzenie motocykla nie jest już problemem, aczkolwiek z zachowaniem koniecznej ostrożności. Za to zauważyłem, że sporo z techniki motocyklowej zacząłem używać prowadząc rower - bo tak jest łatwiej. Zatem nawet i w tym kurs mi się przydał.
No, a skoro kurs mamy zrobiony, cóż szkodzi spróbować egzaminu.
Co nie zmienia faktu, że w razie "W" konsekwencje prawne jazdy bez uprawnień mogą być bardzo przykre, a po co sobie jeszcze dokładać nieszczęść.
Pozdrawiam, i życzę powodzenia!
PS. Opierając się opiniach kilku instruktorów i do tego na własnych doświadczeniach, podpowiem, że "A" jest łatwiej zdać niż "B". Owszem, też się zdarza że obleją, ale jakby rzadziej.
