WKCM! 2010-Bałtyk

Wycieczki krajowe i zagraniczne oraz relacje z ich przebiegu

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Luca dodano: 15 gru 2010, 10:54

Dzień ósmy, sobota 10 lipca.

Dobrze się spało na tej żwirowni. Spokojnie przespałem całą noc i obudziłem się dopiero około ósmej. Już mi nie przeszkadzało, że całą noc było jasno, jak w środku dnia. Człowiek po pewnym czasie do wszystkiego się przyzwyczai. Gdy spałem musiało obok mnie przejść jeszcze spore stadko reniferów, bo porannych śladów przy namiocie było pełno. Może uciekały przed niedźwiedziem? Kto wie co jeszcze przechodziło obok mojego namiotu, gdy smacznie spałem? Jednym słowem obcowanie z przyrodą na maxa.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350730428

Po śniadaniu zbadałem okoliczny teren i okazało się, że jeziorko do umycia miałem pod samym nosem. Tylko komary, gdy się dowiedziały o mojej wizycie, nie dawały mi już spokoju. By ocalić resztki drogocennej krwi, musiałem użyć czarodziejskiej czapki niewidki.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350731283

I kto tu teraz jest sprite he, he? Pogoda zapowiadała się dobrze, pora jechać w kierunku domu.
Do wyboru miałem dwie drogi E8, lub po stronie szwedzkiej drogę nr99. Obie biegły wzdłuż granicy finlandzko-szwedzkiej. Jakoś polubiłem Finlandię i nie śpieszyło mi się do Szwecji, zatem pobędę sobie jeszcze w tym sympatycznym kraju. Jechało się przyjemnie i nawet ręka mi nie dokuczała.
Gdy zatrzymałem się na stacji, by zatankować, zaczepił mnie jeden tubylec. Pytał, czy jestem z Polski, gdzie byłem i gdzie jadę? Miło z nim pogawędziłem na temat podróżowania. Ze smutkiem powiedział, że nigdy nie był w Polsce, ani w Danii, że nigdy tam nie pojedzie, bo go na to nie stać. Na pocieszenie powiedziałem mu, że mnie też na to nie stać, i nie korzystam z hoteli, kempingów i restauracji, tylko śpię w lesie, jem najtańsze jedzenie i jadę przed siebie. Gdy usłyszał, gdzie sypiam, to zaproponował mi nocleg u siebie w domu, zupełnie za darmo. Gdyby było to późne popołudnie to chętnie bym skorzystał, ale miałem jeszcze cały dzień przed sobą i musiałem jechać, bo urlop nieubłaganie się kurczył. Podziękowałem serdecznie za propozycję i odjechałem. Po drodze spotkałem jeszcze włoskiego rowerzystę, który złapał kapcia i męczył się z wymianą dętki. Zapytałem go, czy mu nie pomóc, ale stwierdził, że da sobie radę i podziękował. Po miłej pogawędce pojechałem sobie dalej.
Kultura na drodze w Finlandii jest na najwyższym poziomie. Można się czuć tam naprawdę bezpiecznie. Wypadki chyba się zdarzają tylko wtedy, gdy ktoś zaśnie za kierownicą, lub potrąci jakiegoś renifera. W jednym tylko miejscu widziałem krew na jezdni i to chyba właśnie po spotkaniu samochodu z reniferem. Nie są tak niebezpieczne jak u nas sarny, które nagle wyskakują z lasu. Renifer nigdzie się ni śpieszy i nie wyskakuje nagle, ale można go po prostu nie zauważyć, bo się zlewa z tłem. Z resztą w Finlandii nikt się nie śpieszy. Jak ktoś rusza samochodem to spokojnie. Nie spotkałem się z piskiem opon, czy zarzynaniem silnika na wysokich obrotach, po to by osiągnąć lepsze przyśpieszenie. Gdybym miał kupować samochód z zagranicy to najchętniej właśnie z Finlandii. Przy takiej jeździe jak oni stosują, to samochody mogą spokojnie osiągać spore przebiegi. Na drogach spotyka się praktycznie tylko dwie marki samochodów Volvo i Toyotę. Ten luz jakim emanują Finowie jest zaraźliwy i człowiek też robi się wyluzowany. Z resztą tam nie da się być niewyluzowanym, bo nawet nie da się rozwinąć papieru toaletowego w ubikacji, jak ktoś jest nerwowy. Trzeba spokojnie, bez nerwów, ciągnąć za papier w ślimaczym tempie, wtedy można się podetrzeć i też lepiej nie robić tego nerwowo.
Jadąc zalesionymi drogami, czasami widać skrzynki na listy, a domów mieszkańców nie widać. Pewnie są poukrywane w lesie. Mają tam sympatyczny zwyczaj i często te skrzynki na listy są przyozdobione kwiatuszkami, czy też rozbudowane na kształt maleńkiej budki.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350732979

Jadąc dalej natknąłem się na ciekawy sklep, a właściwie to zaciekawiło mnie dlaczego właśnie tu zatrzymuje się spora ilość jadących samochodów. Oczywiście spora ilość jak na Finlandię, czyli kilka. Postanowiłem zobaczyć co jest tam takiego ciekawego? Z zewnątrz zwykły drewniany budynek, ale w środku okazało się, że ten budynek stoi na zboczu i wewnątrz jest restauracja, położona nad samym jeziorkiem, oddzielona od jeziora wysoką na dwa poziomy, przeźroczystą, szklaną ścianą. Tylko by do niej się dostać trzeba zjechać windą lub zejść w dół schodami. Z drogi budynek wyglądał jak zwykły parterowy, a w środku niespodzianka. Nie była to jednak główna atrakcja, a miejsce, gdzie Finowie mogli się posilać, podziwiając jednocześnie uroki skandynawskiej przyrody. Główną atrakcją były sklepy. Coś w rodzaju małego domu handlowego. Różnego rodzaju małe sklepiki, począwszy od szkła, porcelany, poprzez odzież, do artykułów gospodarstwa domowego i zabawek. Wszystko było zupełnie inne niż u nas i przez to ciekawe.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350735035

Część rzeczy była mi zupełnie nieznana i nie wiedziałem kompletnie do czego służą.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350737054

Są nawet motóry, obok rakiet kosmicznych, samolotów i starodawnych maszyn do szycia.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350738065

Godzinka mi zleciała w tym sklepie jak nic. Jadąc dalej na południe znaki ostrzegawcze o reniferach stopniowo zaczęły wypierać łosie.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350740890
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350741922

Gdy pierwszy raz zobaczyłem namalowane na jezdni łosie, białe malunki były mocno rozjeżdżone i zniekształcone. Przez ładnych kilka kilometrów się zastanawiałem po co są te białe kleksy na drogach? Dopiero gdy zobaczyłem jeszcze nie rozjeżdżonego białego łosia, (a może to był renifer), to mnie olśniło, że nie muszę się obawiać żadnych ośmiornic.
Żywego łosia jednak nie udało mi się zobaczyć, a może widziałem i nie zwróciłem uwagi? Bardziej interesowały mnie dzikie renifery i ich spotkałem na swej drodze sporo, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
W Tornio zatrzymałem się pod marketem, na spożywcze zakupy, ostatni już raz w Finlandii. Przy konsumpcji świeżo zakupionego jogurtu byłem świadkiem fińskiej kultury picia trunków wysokoprocentowych. W Finlandii na takie alkohole jest prohibicja, ale Tornio leży przy samej granicy ze Szwecją i mieszkańcy raczej nie mają problemu z zaopatrzeniem.
Pod market przyjechała samochodem dziewczyna, a na siedzeniu obok siedział jej chyba chłopak. Siedział i w jednej ręce trzymał otwartą flaszkę wódki, a w drugiej jakiś napój. Przy pomocy tych dwóch butelek robił sobie doustnie drinka. Wyglądało to tak, że ciągnął bezpośrednio z gwinta wódkę i również z gwinta zaraz ją popijał czymś bezprocentowym i tak raz za razem, bez robienia jakichś specjalnych przerw. Zanim dziewczyna zdążyła wrócić z marketu do samochodu, jej pasażer zdążył wchłonąć połowę procentów. Może to jednak nie był rodzimy Fin?
Za chwilkę byłem już po stronie szwedzkiej. Żegnaj urokliwa Finlandio, fajnie było.
Jak tylko wjechałem do Szwecji, zaatakował mnie inny świat. Po lewej markety i po prawej markety, a największy z napisem IKEA. Tutaj już klimat jak w tej Europie, jaką znam. Cywilizacja konsumpcyjna wita mnie w swoich szponach. Parę kilometrów od granicy markety poznikały i zrobiło się przyjemniej, ale już nie to, co w Finlandii. Jedzie się w tunelu z siatek, by zwierzęta nie wchodziły na jezdnię, na środku drogi naciągnięte liny niczym struna. Pewnie bezpieczniej, ale nie tak bardzo, bo Szwedzi już tak ostrożnie jak Finowie nie jeżdżą i do ograniczeń prędkości nie podchodzą zbyt skrupulatnie. Znaczy się, mandaty mają tańsze. Na granicy było też sporo stacji paliwowych, ale gdy na trasie przyszła moja pora na tankowanie, gdzieś zniknęły. Niby cywilizacja, a musiałem przełączyć na rezerwę i z duszą na ramieniu liczyć na szczęście. Na szczęście jednak, szczęście mnie nie opuszczało i mimo, że sowicie zlało mnie po drodze, to dojechałem E4 do Kalix. Średnie miasteczko, w którym nie brakowało stacji paliwowych. Oktany do wyboru, 98, 95 i 92pb, no to trzeba było wypróbować te egzotyczne 92. Różnicy na mocy nie poczułem żadnej. Na stacji gdy poddawałem się zabiegowi uzupełniania cukru we krwi, zauważyłem, że człowiek z obsługi stacji wychodził kilka razy do jakiejś starej Toyoty i zaglądał pod maskę. Rozmawiał z dwoma Szwedkami kręcąc przy tym głową, po czym zjawił się znowu, tym razem z litrową butelką płynu do chłodnic. Zostawił płyn sam na sam ze Szwedkami i odszedł. Dziewczynki wyglądały na zmartwione i bezradne, to podszedłem i się zapytałem, czy wszystko Ok? Okazało się, że Szwedki doskonale mówią po angielsku, a w Toyocie jest mało płynu i się bardzo grzeje. Niestety nie wiedzą jak się uzupełnia ten płyn, a pracownik stacji im nie pomógł, bo też nie wie. Trochę mnie rozbawiła ta sytuacja, bo byłem przekonany, że każdy facet powinien wiedzieć takie rzeczy, ale najwyraźniej, czym kraj bardziej cywilizowany, tym podstawowa wiedza z dziedziny motoryzacji jest mniej popularna. Zrobiłem Szwedkom błyskawiczny kurs podstawowej obsługi układu chłodzenia, przy gorącym i zimnym silniku. Panie załapały szybko o co chodzi i wzbogacone o nowe doświadczenia, nie będą już miały problemów z dolewką płynu, czy też oleju silnikowego. Dostałem gorące podziękowania i ruszyłem dalej. Deszcz w końcu przestał padać, ale droga jeszcze była zupełnie mokra.
Łańcuch tylko coś jakby zaczął bardziej hałasować. Gdy tylko asfalt zrobił się suchy, zatrzymałem się by go nasmarować. Łańcuch był naoliwiony prawidłowo, ale zauważyłem niepokojący objaw, zacierania się ogniwek.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350746914

Niektóre ogniwka nie chciały się rozprostowywać, tak, jakby nie miały wewnątrz smarowania. Na oleju przekładniowym nic takiego się nie działo, a smarowanie silnikowym od początku mi się nie podobało. Na bezrybiu i rak ryba, to nasmarowałem obficie tym co miałem i ustawiłem właściwy naciąg łańcucha. Mimo tych zabiegów łańcuch się nie uciszył i nadal podejrzanie głośno pracował. Dalej już jechałem zastanawiając się, co będzie jak mi się niespodziewanie urwie?
Przy kolejnym tankowaniu, znowu smarowałem łańcuch. Wolałem teraz dwa razy częściej go smarować, niż miałby się gdzieś urwać na szwedzkim bezludziu, z dala od domu.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350748702

Na stacji chyba kręcili kolejny odcinek francuskiego TAXI . Może TAXI odcinek nr 141, w pogoni za bandytami zapędziło się aż do Szwecji?
Jadę dalej, by spotkać się z ekipą, z którą się rozstałem w Rydze, są gdzieś za miejscowością Lulea, nad brzegiem Bałtyku. Namiary miałem raczej niedokładne i przejechałem ich miejsce pobytu, o około 40km. Pierwszy raz od kilku dni, słońce całkowicie schowało się za horyzontem i zrobiło się zupełnie ciemno. Na tej wysokości można w końcu się wyspać jak człowiek, bo jest już najprawdziwsza noc. Krótsza jak u nas, ale równie smaczna na lulu.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350750767

Zjechałem na jakiś przydrożny parking, by się skontaktować z ekipą. Niestety wszyscy już spali, tylko Żołnierz jeszcze czuwał. Dostałem od niego namiary GPS i się podłamałem. Za daleko przejechałem i muszę się cofnąć 40km. To około 40 minut, a nie wiadomo ile jeszcze mi zajmie ich znalezienie w tych ciemnościach? Wszyscy śpią i nikt raczej nie wyjedzie mi na spotkanie. Trudno, jestem bardzo zmęczony i nie mam już sił na nocne poszukiwania, zatem zostaje tu gdzie stoję. Jutro mam prom za Sztokholmem, odprawa chyba od siedemnastej i muszę na niego zdążyć, więc rano startuję skoro świt, gdy będą jeszcze wszyscy spali.
Mały rekonesans po okolicy i znalazłem fajny kawałek równej ziemi, tuż za leśnym parkingiem. Dobre miejsce, bo za drzewami i nie będzie mnie widać z drogi. Kupiłem sobie nawet szwedzkie piwo, na okoliczność spotkania z ekipę bałtycką, ale skoro spotkanie nie doszło do skutku, to wypije sam. Udało się wypić tylko połowę i film się mi urwał. Resztkami sił wystawiłem niedopite piwo na zewnątrz namiotu, by się w środku nie rozlało i tylko coś jeszcze gadałem do mrówek i leśnych żuków, żeby się nie krępowały i śmiało częstowały, tylko pod żadnym pozorem nie dawać komarom.
W tym miejscu powinny być odgłosy mojego chrapania, ale nie wiem jak to opisać.




Podsumowanie:
Przejechanych kilometrów : 824
Widzianych krajów: Finlandia, Szwecja.
Awarie: Łańcuch zaczyna niepokojąco hałasować
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Luca dodano: 05 sty 2011, 15:39

Dzień dziewiąty, niedziela 11 lipca.

W nocy spałem jak niemowlę, nawet przejeżdżające na pobliskiej drodze samochody mi nie przeszkadzały. Dzisiaj już nie było byczenia się z rana, tylko trzeba było szybko wstać, by zdążyć na prom, który wyszukała mi wcześniej w Internecie żonka. Miejsce na nocleg wcale nie było takie banalne, bo okazało się, że obok namiotu jest jakiś rezerwat.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350753141

Coś w rodzaju bagna na które można było wejść po przygotowanej kładce. Widok ciekawy, bo w tym miejscu raczej bagiennego terenu bym się nie spodziewał.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350753352

Takie bagienko wciągnęło by mnie całego i to razem z Jelonkiem, jak nic.
Na podziwianie nie miałem zbyt dużo czasu, bo prom nie będzie specjalnie na mnie czekał. Ogień w tłoki i jazda w dół mapy po E4.
W miejscowości Órnskóldsvik zatrzymałem się pod samą skocznią narciarską na tankowanie.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350756742

Dach stacji był jednocześnie końcem skoczni narciarskiej. Ciekawe rozwiązanie architektoniczne.
Była ciepła i słoneczna niedziela, a Szwedzi w taki dzień wyciągają na drogi swoje cacuszka. Tego dnia widziałem najwięcej zabytkowych amerykańskich samochodów w swoim życiu. Widać, że Szwedzi mają kasę i chętnie wydają na przyjemności. Jak się jednak okazało, nie wszystkie motoryzacyjne zabytki były faktycznie zabytkami. Na stację zajechał Szwed z takim oto pojazdem.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350759737

Gdy właściciel spostrzegł moje zainteresowanie, podszedł i chętnie odpowiadał na moje pytania. W końcu otworzył samochód i szczęka mi opadła, bo zobaczyłem, że to automat.
Okazało się, że pojazd został zrobiony na specjalne zamówienie, za górę pieniędzy. Silnik, jak i podzespoły jezdne były zaadoptowane od Porsche.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350761420

Można się zdziwić, gdy taki pseudo staruszek odstawi człowieka na światłach. Ciekawie też konstruktorzy rozwiązali układ hamulcowy. Nowoczesne hamulce tarczowe ukryli przy samej przekładni różnicowej, dzięki czemu koła mogą spokojnie udawać te starodawne.
Ciekawe jak się prowadzi takie cudeńko, ale tego już się chyba nigdy nie dowiem? Prom wzywa nieubłaganie. Koło Homón przejechałem przez wielgaśny most, nad jakąś odnogą Bałtyku.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350763095

Na moście, jak widać na załączonym obrazku, trochę wiało. Most fajny bo duży, ale połączenie mostu z lądem im nie wyszło. Połączyli czymś w rodzaju super śliskiej blachy i moje tylne koło doznało uślizgu. Dobrze, że nie przyszło mi hamować na tej blasze, bo bym nie utrzymał sprzęta w pionie.
W Sundsvall postanowiłem poszukać Kościoła z racji niedzieli. Niestety Kościół był, ale mszy nie było, ani nie mogłem znaleźć o której będzie. Kościół bardzo ładny i zadbany.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350765496

W środku też ślicznie i chyba nawet przy wejściu jakaś pani zbierała za wstęp, ale gdy wchodziłem była zajęta rozmową przez telefon i nie zwróciła na mnie uwagi.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350767090

Dziwne, niby cywilizowany kraj i nie kradną, a rower pod samym Kościołem, przypięty do kościelnej tablicy ogłoszeń i do tego ma jeszcze przykręcone tablice rejestracyjne.
Starówka w Sundsvall wygląda zachęcająco, ale dzisiaj mi się śpieszy i odpuszczam sobie.
Po mieście jeździ się bardzo przyjemnie, czyściutko, ulice szerokie, a ruch znikomy.
Szybko wydostałem się na główną E4.
Od czasu do czasu w Szwecji coś mi śmierdziało, coś jak ryby z trocinami. Ciężko mi opisać ten zapach, ale w kilku miejscach po prostu występował ten charakterystyczny smrodek.
Na kolejnej stacji paliwowej zetknąłem się z hazardem. W specjalnie wydzielonym kąciku hazardzisty, można było legalnie oddawać się sprawdzaniu swojego poziomu szczęścia.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350770381

Nie rozumiałem tego co się tam dzieje, ale były jakieś gonitwy, losowania, kupony itp.
Chwilę przed zrobieniem fotki było pełno ludzi, ale jakaś gonitwa się skończyła i sobie poszli. U nas państwo walczy z hazardem, a tu wprost przeciwnie.
Po drodze na chwilę wstąpiłem do Chin, a może Indii?
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350772377

To chyba jednak Chiny bo widać mur chiński. Słabo znam tą kulturę, więc nie wiem z czym mam do czynienia. Zwiedzać nie ma kiedy, to chociaż fotka na pamiątkę się przyda.
Dojechałem w końcu do Sztokholmu, ale trochę jakby za późno, bo w tymże samym momencie, gdy mój statek przygotowywał się do odpłynięcia. Prom wypływał nie z samego Sztokholmu, tylko z oddalonego o 30km Nynashamn. Brakło mi jakieś 40 minut i może udało by się zdążyć wjechać na pokład. Szybko zameldowałem o tym żonie. Nie ucieszyła się, ani trochę, ale podpowiedziała mi jednak, bym sobie teraz pozwiedzał trochę Sztokholm. Nigdzie mi się już nie śpieszyło, zatem spokojnie mogłem to uczynić. Wjazd do stolicy Szwecji budził we mnie małe obawy, czy aby nie przepadnę w tej miejskiej obcej gęstwinie? O dziwo wszystko poszło wyjątkowo gładko i już byłem w centrum stolicy. W jednym tylko miejscu się zapytałem tubylca, jak wjechać na teren starówki? Okazało się to równie proste. Ulice szerokie, dobrze oznaczone, a ruch niewielki. Spodziewałem się gigantycznych korków, jak na miano stolicy państwa przystało, a tu nic. Można powiedzieć, że komunikacyjne pustki. Spokojnie zaparkowałem na samej starówce, na specjalnie przygotowanym miejscu dla motocykli. Taki wymalowany prostokąt z napisem MO. Najpierw nie wiedziałem co jest grane i pierwsze moje parkowanie odbyło się obok tego prostokąta, ale w drugim miejscu już załapałem o co chodzi, bo inne motocykle parkowały właśnie w tym namalowanym prostokąciku. Elegancko wcisnąłem się między nie i to za darmo bez żadnych opłat.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350777441

Starówka jest naprawdę piękna. Pełno odnowionych zabytkowych kamieniczek, oraz innych ciekawych zabytkowych budowli. Można spokojnie spędzić tam cały dzień.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350778045


Pokręciłem się po starówce, aż natrafiłem na małą przystań. Zaparkowałem maszynę i poszedłem fotografować miejscowego morskiego potwora, który najwyraźniej gustował w tutejszych dziewicach.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350779862

W moim chorym umyśle zakiełkowała równie lubieżna myśl. Może by sobie zrobić ,,zdjęcie rozwodowe’’ ze Szwedkami?
Przy którymś z dzisiejszych tankowań, widziałem na stacji dwie wysokie Szwedki w charakterystycznych krótkich szwedzkich spódniczkach i z blond kucykami na głowie. Wyglądały identycznie jak Szwedki na którymś z polskich kultowych filmów, zatem za takimi Szwedkami zacząłem się rozglądać. Niestety jak na złość pasujących do scenariusza Szwedek w okolicy nie było, więc trzeba było wykorzystać te, które się akurat nawiną.
Szybko znalazły się trzy Szwedki spokojnie siedzące na ławeczce. Dwie blond, jedna nie, ale najważniejsze, że Szwedki. Podszedłem i grzecznie się zapytałem, czy mogę zrobić swojej żonie żart i zrobić sobie z nimi fotkę? Ku mojemu zdziwieniu od razu zgodziły się.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350781819

Najlepsze było, gdy zapytałem się, czy są faktycznie Szwedkami? Okazało się, że to najprawdziwsze w świecie Niemki. Na chwile mnie zatkało i nie wiedziałem co powiedzieć, potem grzecznie podziękowałem i ubawiony sytuacją odjechałem w siną dal. Zawsze Niemki kojarzyły mi się z brzydkimi Helgami, a tu taka niespodzianka na szwedzkiej ziemi.
Przy wyjeździe ze starówki na jednym rondzie trochę się zakałapućkałem i podchodziłem do niego jeszcze dwukrotnie, zanim uświadomiłem sobie, że za pierwszym razem pojechałem jednak dobrze. Potem poszło już gładko i szybko wylądowałem na obwodnicy. Miałem do wyboru, znaleźć gdzieś nocleg w pobliżu promu i zaczekać do jutra, albo jechać dalej. Czekać prawie cały jutrzejszy dzień na prom nie brzmiało kusząco, to już lepiej w tym czasie sobie jechać. Tak też zrobiłem. Jadę ile się da, a potem będę się martwił. Żona nie będzie zadowolona, jak się dowie, co mi znowu chodzi po głowie. W perspektywie miałem szansę zobaczyć gigantyczny most przez Bałtyk, łączący Szwecję z Danią, a to niezwykle kusząca perspektywa. Za Norrkóping zjechałem z głównej E4 na E22, bliżej morza. Zawsze to będzie łatwiej znaleźć jakiś nocleg. Ciemno szybko się zrobiło, bo już przed 22-gą, a noclegu brak. Dopiero za Valdemarsvik minąłem tablicę kierującą na kemping. Jak szaleć to szaleć, dzisiaj śpię w luksusie. Na teren kempingu wjechałem przed samą północą. Wszyscy już spali, tylko przy jednym kamperze jeszcze imprezowały jakieś niedobitki. Imprezowicze w jednej chwili, gdy wjeżdżałem, skupili swoje zainteresowanie wprost na mnie. Szybko zgasiłem sprzęta by nie robić wiochy w środku nocy. Recepcji nie znalazłem, to wprowadziłem Jelonka na wolne miejsce i szybko rozbiłem namiot. W tych ciemnościach kibelka ani łazienki też nie znalazłem. Zapytać już nie było kogo, bo impreza też już usnęła, więc również poszedłem ich śladem w rozpostarte objęcia Morfeusza.
Ząbki umyłem w kanale, ale nie ściekowym, tylko takim co do morza.


Podsumowanie:
Przejechanych kilometrów : 827
Widzianych krajów: Szwecja.
Awarie: Łańcuch mnie niepokoi, bo głośniejsza praca szybko przeradza się w hałaśliwe zgrzytanie. Zaobserwowałem też pęknięcia na tulejkach ogniwek.
Gdy ostro hamowałem, by zjechać na zauważony w ostatniej chwili parking przydrożny, urwało się mocowanie akcesoryjnego lightbara. Musiało pęknąć od drgań, a przeciążenie przy hamowaniu dokończyło dzieła. Taśma izolacyjna, jednak poradziła sobie z tym problemem doskonale.
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Luca dodano: 28 sty 2011, 14:10

Dzień dziesiąty, poniedziałek 12 lipca.

Wstałem koło siódmej, połknąłem prowizoryczne śniadanko i ruszyłem na wyprawę w poszukiwaniu prysznica.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350785188

Nie wiedząc, wczoraj w nocy namiot rozbiłem obok kampera z napisem KTM-racing. Jak widać motocykliści się przyciągają, nawet w ciemnościach. Na kempingu wszyscy jeszcze smacznie śpią. No tak, są na wakacjach, to co się będą z rana budzić.
Prysznica nie znalazłem, ani też recepcji, a otwierać różnych drzwi na chybił trafił nie chciałem, bo jeszcze komuś wparuję wprost do sypialni. Za to znalazłem przystań w kanale, gdzie cumowały sprzęty przeznaczone do ruchu wodnego.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350785555

Kanał wodny wychodził wprost do morza, ale najwyraźniej był to długi kanał, bo jeszcze morza stąd widać nie było. Pokręciłem się po kempingu i nie spotykając nikogo postanowiłem ruszyć w stronę domu. Wyprowadziłem Jelonka kawałek dalej, by nie obudzić całego kempingu, odpaliłem i odjechałem. Daleko jednak nie odjechałem, bo jak tylko ruszyłem przypomniał się łańcuch, zatem smarowanko i szpanowanko. Hałasuje coraz bardziej, ale jeszcze dzielnie ciągnie do przodu.
W Vastervik złapał mnie deszcz, a nawet spora burza z piorunami. Musiałem w strugach deszczu szybko znaleźć jakieś schronienie. Zatrzymałem się na bezludnej stacji paliwowej, by wciągnąć przeciwdeszczówkę, na przemoczoną już skórę. Przy okazji zatankowałem do pełna. Nawet z czasem da się polubić te bezduszne automaty, gdy już się nie krzywią na widok mojej karty bankomatowej. Chętnie zasysają cyferki z mojego konta i w zamian obdarowują świeżymi, pachnącymi oktanami.
Martwi mnie jednak dalsza jazda w strugach deszczu, bo grozi to szybkim zakatowaniem rozlatującego się już łańcucha. Deszcz skutecznie wypłukuje olej i łańcuch zamiast być smarowany olejem, jest smarowany zwykłą wodą.
Burza jednak nie przechodzi, zatem siadam i w drogę. Co ma być to będzie.
Po jakichś dwóch godzinach jazdy, w końcu ujrzałem najprawdziwszy w świecie suchy asfalt. To pewnie dlatego, że dojechałem do nory Kalmara. Nora jest spora to i Kalmar musi być pokaźny i odpędził te czarne chmury.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350786670

Znowu smarowanie łańcucha i jazda. Teraz praktycznie przy każdym zatrzymaniu smarowałem łańcuch, usiłując przedłużyć mu życie jak najbardziej się da.
Przy kolejnym tankowaniu na stacji paliwowej zachowałem się co najmniej dziwnie. Chciało mi się sikać i najnormalniej w świecie wszedłem do budynku stacji w celu poszukiwania toalety. Szybko zlokalizowałem napis WC i energicznie złapałem za drzwi.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350788168

Drzwi solidne i trzeba było użyć siły by je otworzyć, ale co to dla kogoś, komu się chce sikać.
Wrota się otwarły, zawiało zimnem, a mi szczęka opadła. W środku po jednej stronie jakieś mięsa, a po drugiej warzywa i owoce. Przecież nie będę sikał na to wszystko, więc się wycofałem i cichutko zamknąłem drzwi, rozglądając się po bokach, czy aby nikt nie widział mojego bohaterskiego czynu. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, że usiłowałem się wysikać w szwedzkiej chłodni. Była by afera międzynarodowa i pogorszenie stosunków dyplomatycznych między naszymi krajami. Już widzę te nagłówki w szwedzkiej prasie: Polak przyjechał na chińskim motocyklu i nasikał nam na drogocenne pożywienie.
Na szczęście chyba nikt mnie nie zauważył i spokojnie mogłem się zorientować, że na drugim końcu pomieszczenia są inne drzwi na których widnieje znajomy znaczek chłopczyka i dziewczynki. Z pewną nieśmiałością zabrałem się za otwieranie nowo upatrzonych drzwi. Na szczęście był to strzał w dziesiątkę i z czystym sumieniem mogłem tam nasikać do pełna.
W drodze powrotnej zrobiłem pamiątkową fotkę tych drzwi. Nauczka na przyszłość, że nie w każde WC można nasikać, bo WC może nie być tym WC, za które się podszywa.
Szwedzka droga znowu szybko ucieka pod kołami, a ja z każdym kilometrem zbliżam się do domu. Patrząc na mapę to został mi jeszcze całkiem spory kawał drogi.
Popołudniem dojechałem do Malmó w poszukiwaniu gigantycznego mostu łączącego Szwecję z Danią. Most jednak było już widać z daleka. Ogrom budowli powalał na kolana.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350790673

Oczywiście na bramkach musiałem słono zapłacić za przejazd, ale po drugiej stronie już wiedziałem, że warto było. Most przez morze Bałtyckie, łączący dwa kraje, nie trafia się na co dzień. Zaraz za barierką jest morska woda, a ja sobie jadę nad Bałtykiem, jakby nigdy nic. Czym dalej w morze tym wiatr silniejszy, ale za to widoki bajeczne. Łańcuch nabija się, jakby miał się zaraz urwać, ale co tam. Trzymając aparat w lewej ręce uwieczniam tą chwilę na matrycy.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350791637

Nie bardzo jest gdzie stanąć, zatem zdjęcia robię podczas jazdy. Nie powiem, żeby było to bezpieczne i godne naśladowania, ale inaczej się nie dało.
Ogromne betonowe słupy podtrzymujące most za pomocą grubych lin zrobiły na mnie spore wrażenie. Konstruktorzy wykazali się tutaj prawdziwym kunsztem i wyobraźnią. Zbudowanie czegoś tak dużego i odpornego na silne wiatry i morskie fale, na pewno nie było łatwe i kosztowało zapewne straszliwe pieniądze. Obładowane ciężarówki śmigają po moście, a most niewzruszony ani drgnie.
Pogoda zaczyna się trochę psuć i z silnym wiatrem nadciągają także ciemne chmury. Wystarczyło by już tego deszczu, bo przeciwdeszczówka zaczyna mi się gdzieniegdzie przecierać.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350792072

Most, choć ogromny, ale też ma swój koniec i po kilkunastu minutach zjechałem na ląd.
Dania wita w całej okazałości. Po prawej Kopenhaga kusi, ale pogoda mnie trochę martwi i czas wyjątkowo szybko ucieka. Innym razem Kopenhago i pojechałem dalej E47, a po kilkunastu kilometrach zjechałem na E20 w kierunku kolejnego gigantycznego mostu przez Bałtyk.
W Danii infrastruktura drogowa jest na najwyższym poziomie. Drogi główne mają niekiedy po cztery pasy w jedną stronę. Ruch też spory i takich, którym się bardzo śpieszy też nie brakuje, ale pasów jest pod dostatkiem, to mają na pośpiech miejsce na drodze i mogą sobie sypać ile fabryka dała.
Paliwo na takich drogach ucieka równie szybko jak kilometry i Jelonek zaczął się upominać o ulubiony napój oktanowy. Stacje benzynowe takie jak u nas, duże z miejscem dla tirów i innych pojazdów. Gotówki nie miałem, ale problemów z płaceniem kartą też nie było. Niestety kibelki również były płatne, zatem mogłem się trochę poczuć jak w swoim kraju.
Dalsza jazda tymi super drogami była po prostu nudna, krajobraz też monotonny, tylko pola i pola. Widać, że kraj rolniczy. Sporo też było rolniczych zapachów. Na manetce nie oszczędzałem, by jak najszybciej Danię mieć już za sobą. Nie tak prędko jednak, bo czekał mnie jeszcze jeden przejazd przez Bałtyk.
Za Slagelse natrafiłem na bramki wpuszczające na kolejny ogromny most. Na bramce pan chce ode mnie pieniądze, a ja coś nie mogę znaleźć swojej karty. Za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć gdzie ją dałem? Pierwsza myśl, że zgubiłem swoją kartę i muszę szybko zadzwonić do banku, by ją zablokować. Za mną ustawiła się już kolejka, a ja nadal nie miałem czym zapłacić.
Zapytałem nieśmiało, czy euro można? Można, coś około dwadzieścia parę euro, czy jakoś tak? Dostałem w rękę jakiś papierek i kilka metalowych krążków podziurawionych w samym środku. Po chwili dopiero się skapnąłem, że to jest reszta, a te dziurawe krążki to duńskie monety, niczym z pirackiej skrzyni skarbów.
Zaraz za bramkami zjechałem na pobocze, by zrobić gruntowny remanent. Karta się znalazła, była w tylnej kieszeni moich spodni. Było to o tyle dziwne, że nic tam zazwyczaj nie wkładam, bo się niewygodnie potem siedzi, ale tym razem najwyraźniej włożyłem. Ucieszony, że nie zostałem całkiem bez pieniędzy i że nie muszę ratować przed rabusiami, swojego bankowego sejfu, ruszyłem przez Bałtyk.
Most równie ogromny jak ten co jechałem przed chwilą, a nawet większy bo dłuższy. Do tego obok biegnie jeszcze linia kolejowa i w końcowej fazie most się urywa. Potem wjeżdża się do podziemnego tunelu, a właściwie to chyba nawet do podwodnego.
Nie zrobił na mnie jednak aż takiego wrażenia jak ten pierwszy, bo zaraz za barierką był ten pociąg, a dopiero za torami było widać Bałtyk. Nie miałem tak mocnego odczucia, że jadę tuż nad wielką wodą, zatem na pierwszym bardziej mi się podobało. Fajne za to były po lewej stronie ogromne wiatraki wyrastające wprost z morskiej toni.
http://chomikuj.pl/ShowVideo.aspx?id=354323258
Mały filmik, ale to chyba jeszcze z tego pierwszego mostu.
Dalsza część trasy po duńskim lądzie to nuda i monotonia, ale nie tak bardzo jakby się mogło wydawać, bo z urozmaiceniem mojej podróży przyszła gwałtowna burza. Rozlało się na dobre, przy asyście błyskawic, a ja nawet nie miałem się gdzie zatrzymać, by wciągnąć na siebie przeciwdeszczówkę. Jak na złość cały czas główna droga i żadnej stacji benzynowej, do tego bezpiecznego pobocza jako takiego nie ma, tylko wszędzie linia ciągła.
Przemakając sobie podczas jazdy, w końcu zjechałem z asfaltu, przy napotkanych krzakach. Motocykl postawiłem nad krawędzią rowu, by jak najbardziej go odsunąć od bardzo ruchliwej jezdni.
Szybkie ubieranie przeciwdeszczówki na mokrą skórę, przy silnym wietrze, niosącym cały syf spod kół pędzących ciężarówek, wprost na mnie, nie należy do moich ulubionych zajęć.
Deszczu miałem już powyżej uszu, podczas całej wyprawy wymokłem się za wszystkie czasy. Lało prawie do samej granicy z Niemcami. W Niemczech zrobiło mi się jakby trochę raźniej, w końcu jeszcze tylko Niemcy i jestem w domku. W dzisiejszych na poczekaniu uknutych planach, miałem jeszcze dojechać do Szczecina, bo mam tam rodzinę, ale jak policzyłem kilometry, to okazało się to niemożliwe.
Dawno już zjadłem wszystko co miałem, a przy głównej drodze ciężko o jakieś tanie jedzenie, więc zjechałem w teren, w poszukiwaniu prowiantu. Udało mi się przed samą 22-gą znaleźć market, który zaraz zamykali. Szybko zgarnąłem z półek, to co się nadawało do jedzenia i nad cenami nie musiałem długo kontemplować, bo były w euro i wyglądały całkiem przyzwoicie. Jednym słowem taniocha w porównaniu do Skandynawii. Market zamknęli razem ze mną w środku i musieli mnie potem wypuszczać. Na marketowym oświetlonym parkingu otworzyłem swoją własną stołówkę i zacząłem się posilać nowymi zdobyczami. Tak sobie rozdrabniając niemiecki pokarm, w otworze gębowym, coś mnie dziwnie tknęło. Było już ciemno i w pobliżu szlajały się jakieś małe grupki niemieckich młodziaków, a ja byłem przecież ubrany w przeciwdeszczówkę moro z Castoramy, na nogach buty wojskowe, a na plecach wyraźny napis POLSKA i sobie samotnie, na środku pustego parkingu zajadałem, jak gdyby nigdy nic.
Nie dojadłem tego co jadłem, tylko szybko zebrałem manele i ognia w tłoki. Kierunek dom, na przełaj przez Niemcy. Gdybym wtedy trafił na jakąś grupkę niemieckich młodocianych faszystów, to najprawdopodobniej można byłoby mnie już dopisać do powojennych ofiar II Wojny Światowej.
Na głównej autostradzie nr 7 znowu poczułem się bezpiecznie. Było ciemno, ale przynajmniej deszcz nie padał. Na drodze raczej pusto, tylko od czasu do czasu środkowym pasem przelatywały niemieckie pociski. Nie wiem dlaczego Polacy tak cenią samochody sprowadzane z Niemiec, skoro Niemcy wyciskają z tych aut ostatnie soki? W dzień tego tak nie widać, bo jest większy ruch i pojazdy przeszkadzają sobie nawzajem, ale w nocy, gdy droga pusta, przysłuchiwałem się jak silniki jęczą na granicy swoich możliwości. Mimo to jechało się całkiem bezpiecznie, bo miałem cały pas dla siebie, do spokojnej jazdy setką.
50km przed Hamburgiem poczułem się bardzo zmęczony i senny. Zjechałem na pierwszy przydrożny parking. Było nawet miejsce do parkowania dla motocyklistów. Obok było kawałek równego terenu zielonego z ławeczkami. Dobre miejsce pod namiot. Przed północą leżałem już w ciepłym śpiworku, gdy obok mojego motocykla zajechała niemiecka policja. Oho, zaraz będę musiał się zwijać, bo spanie na dziko w Niemczech jest nielegalne. Popatrzyli tylko i odjechali. Byli bardziej zainteresowani nietypowym transportem, który zajechał na parking. Ciężarówa z wielgaśną naczepą o długości niemalże trzech ciężarówek, przewoziła tylko jedno śmigło do wiatraka. Śmigło było olbrzymie, to jaki musi być ten wiatrak w całości?
Jelonka przykryłem pokrowcem. Lepiej gdy polskie blachy się z daleka nie świecą na tej niemieckiej ziemi. To pierwsza moja noc w tym kraju. Podczas snu wydawało mi się, że słyszę jakieś syczenie, ale może mi się tylko wydawało. Prawa ręka znowu mnie okrutnie boli, nawet gdy śpię.



Podsumowanie:
Przejechanych kilometrów : 1001
Widzianych krajów: Szwecja, Dania, Niemcy
Awarie: Łańcuch wydaje z siebie nie hałas, tylko krzyk rozpaczy. Pęknięcia na tulejkach ogniwek powstają lawinowo. Kilka tulejek już zgubiłem. Tylna zębatka zaczyna upodabniać się do piły, zmieniając kształt swoich zębów.
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Luca dodano: 02 lut 2011, 12:19

Dzień jedenasty, wtorek 13 lipca.

Rano nie chciało mi się wstać, ale słoneczko pomogło mi podjąć męską decyzję o wystawieniu z namiotu zaspanej głowy. No tak, jestem przy jakimś parkingu, tylko gdzie? Stopniowo świadomość jednak powracała na swoje miejsce i po ustaleniu zeznań stwierdziłem, że jestem gdzieś przed Hamburgiem. Wygramoliłem się z namiotu i półnagi poszedłem do łazienki. Może to trochę za mocne słowo łazienka, ale po wczorajszym niemyciu i rak ryba. Wypluskałem się w przydrożnym niemieckim kiblu. Nic sobie nie wyobrażać, umywalki były i to całkiem spoko. Zimna woda urody doda. Po wyjściu, kibelek wydał mi się jakiś taki inny. Wydawało mi się, że jak przyjechałem w nocy to nie był pomalowany, a teraz wywalone spore graffiti.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350795870

Może to nocne psykanie mi się wcale nie śniło, tylko słyszałem grafficiarzy?
Po śniadanku zabrałem się za smarowanie i naciąganie łańcucha. Naciągnąć się jeszcze dało ale nasmarować już nie było czym. Oleju brak, skończył się.
Zerknąłem na wczorajszy przebieg, a tu na liczniku widnieje 001 km. No tak, cały dzień jazdy, a przejechałem tylko jeden kilometr he, he.
Na parking zajechał wypasiony Mercedes z Niemcem w środku. Elegancko ubrany tubylec wyszedł na papieroska, to nieśmiało zagaiłem, czy nie ma kropelki oleju silnikowego? Niemiec otworzył bagażnik i po chwili pokręcił głową, że niestety nie posiada. Nie wozi, bo nie musi dolewać do swojego ekskluzywnego Merca. No trudno.
Zaczął pytać skąd jestem, gdzie jadę i gdzie już byłem? Ucięliśmy sobie sympatyczną rozmowę na temat podróżowania po świecie.
Po chwili zapytał mnie po co mi ten olej? Powiedziałem, że do smarowania łańcucha, bo mi się właśnie skończył. Niemiec jeszcze raz otworzył bagażnik, wygrzebał silikonowy spray, po czym zapytał się czy to będzie dobre? Ucieszyłem się i szybko nasmarowałem łańcuch. Olej był dosyć rzadki i nie kleił się zbytnio do łańcucha, ale lepsze to niż nic. Dozowanie za to było wygodne bez brudzenia rąk.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350797677

Po nasmarowaniu chciałem oddać spray, ale uprzejmy Niemiec wspaniałomyślnie dał mi w prezencie. Podziękowałem ślicznie i rozstaliśmy się w przyjaźni polsko-niemieckiej.
Jakich sympatycznych i pomocnych ludzi można spotkać po drodze. Po Niemcach bym się tego nie spodziewał, a tu proszę, taka miał niespodzianka.
Identyczny spray widziałem później na którejś ze stacji, w niemałej cenie 20 euro.
Tradycyjnie rano zaglądnąłem też na poziom oleju i zaniepokoiło mnie to co zobaczyłem.
Do tej pory, poziom oleju utrzymywał się na stałym, górnym poziomie, a teraz ledwie sięga do minimum. Nagle przez ostatni dzień ubyło mi sporo oleju i nie mam pojęcia dlaczego? Może pierścień na tłoku pękł, albo silnik się kończy? Na mocy nie było żadnej różnicy, a olej zniknął. Pod silnikiem sucho, to musiał go wypić. To co miałem na ewentualną dolewkę całkowicie zużyłem na smarowanie łańcucha. Trzeba się jakoś dociągnąć do najbliższej stacji paliwowej i szybko zakupić niezbędny olej.
Poszedłem zatem jeszcze raz umyć ręce przed odjazdem i po drodze wypatrzyłem polskiego busa. Kierowca jeszcze spał, to nie wypadało budzić. Za to w drodze powrotnej już się przeciągał, więc zapytałem, czy nie użyczy mi 100ml oleju silnikowego? Wyciągnął zupełnie nówkę butelkę z syntetycznym olejem silnikowym, ale typowym do diesli. No cóż w takiej sytuacji lepszy rydz, niż nic. Ponoć oleje do 4T można mieszać. Wlałem około 100ml i już miałem poziom na maxa. Podziękowałem za olej i w końcu szczęśliwy odjechałem z parkingu.
Ledwo na autostradzie wrzuciłem piąty bieg, gdy silnik dostał kosmicznych obrotów, a Jelonek zaczął zwalniać. Pierwsza myśl, to że urwał mi się łańcuch, ale za chwile motor zaczął znowu normalnie ciągnąć. Ujechałem kilka metrów i ponownie to samo, silnik wyje a ja zwalniam. Efekt taki jakbym chciał jechać na wciśniętym sprzęgle. Poziom adrenaliny szybko mi podskoczył z samego rana, ale zanim zdążyłem się zatrzymać wszystko się uspokoiło i Jelonek przez dalszą część trasy jechał zupełnie normalnie.
Najprawdopodobniej przyczyną takiego zachowania było wlanie tego syntetycznego oleju przeznaczonego do diesla. Wlew w Jelonku jest przy samym sprzęgle i po prostu tarcze sprzęgłowe zaczęły się ślizgać, gdy nowy olej dostał się między nie. Dopiero gdy się dobrze wymieszał ze starym Lotosem, to wszystko wróciło do normy. Jak widać nie każdy olej silnikowy nadaje się do mokrego sprzęgła.
Autostrada szybko doprowadziła mnie do Hamburga. Było jeszcze wcześnie i nie wiem co mnie podkusiło, by zjechać z autostrady na centrum Hamburga.

http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350797871

W mieście jak u nas, korki, korki i jeszcze raz korki, nie to co w Szwecji, czy w innych krajach skandynawskich. Tyle, że drogi trochę szersze i mniej dziurawe niż w Polsce.
Starówka całkiem ładna, ale ze względu na dużą stratę czasu wynikającą z korków, zwiedzanie na piechotę sobie podarowałem.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350798536

Pokręciłem się wierzchem po okolicy, po czym zacząłem szukać drogi wyjazdowej. Nigdzie jednak nie mogłem wypatrzeć drogowskazu na Berlin.
Lokalne GPS-y na nic się nie przydawały bo nikt mnie nie rozumiał. Ciężko było trafić na Niemca z podstawami angielskiego.
W końcu z jednym taksiarzem nawiązałem kontakt lingwistyczny, tylko, że ja mówiłem, że chcę na Berlin, a on coś mówił jakby bardziej Bremen, niż Berlin. Uznałem więc, że Niemcy nazwę swojej stolicy wypowiadają inaczej niż my Polacy i brzmi to coś bardziej jak Bremen, zatem pojechałem zgodnie ze wskazówkami. Było trochę zamieszania, zanim wydostałem się na autostradę, ale się udało. Tylko to słońce coś nie po tej stronie, ale może autostrada zaraz skręci we właściwym kierunku? Jest tablica informacyjna Bremen trzydzieści ileśtam.
Ooo, coś to nie tak, do Berlina powinno być znacznie dalej. Zatrzymałem się na najbliższej stacji i w końcu wyciągnąłem mapę z kufra. No tak, skąd mogłem wiedzieć, że w Niemczech jest miasto Bremen i Bremen to Bremen, a nie żaden Berlin.
Tyle czasu i kilometrów w plecy. Z tego wszystkiego zgłodniałem i poszedłem po gorącą wodę na chińską zupkę. Uprzejma pani pomogła mi nawet przy niemieckim skomplikowanym automacie kawowo-herbacianym i już mogłem zajadać chińszczyznę. Na deser oczywiście standardowo kawa z kawałkiem ciasta z dużymi truskawkami w galaretce. Ciasto było pychota, dawno tak dobrego nie jadłem.
Jak widać w Niemczech trabantami już się nie jeździ, tylko się je wozi.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350800228

Dobrze podrasowany trampek, nadal jest w cenie.
Po znacznej poprawie humoru, z pełnym brzuchem ruszyłem dalej w kierunku Bremen, szukając zjazdu by zawrócić. Parę kilometrów trzeba było jeszcze przejechać, bym mógł znaleźć się na przeciwnym pasie ruchu. Ogień w tłoki i ile fabryka dała do przodu, już we właściwym kierunku. No prawie ile fabryka dała, bo powyżej 110km/h łańcuch dostawał obłędu.
Hamburg wita ponownie he, he, ale omijam go już szerokim łukiem, kierując się na Berlin.
Kawałek za Hamburgiem, znowu lekko zboczyłem z kierunku i wylądowałem na bocznej drodze, która również prowadziła w stronę Berlina. Trochę lokalnego folkloru nie zaszkodzi.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350800786

Wojna dawno się skończyła, a tu mobilizacja w pełni. Jak będę jechał szybciej niż 60km/h to mnie chyba taki czołg już nie dogoni? W sumie to zdziwiłbym się nieźle, widząc w lusterku taki dopędzający mnie czołg.
Boczna droga się szybko skończyła i już ponownie byłem na autostradzie. Tutaj czołgów nie wpuszczają, to chyba będzie bezpieczniej. Z tego wszystkiego musiałem do kibelka.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350801377

Kibelek z zewnątrz przypominał bardziej wejście do windy, a w środku pełna automatyka i niemieckie niezwykłe wyczucie piękna. Wszystko od linijki, zimne i sterylne.
Samo spłukuje, myje i suszy dłonie. Do automatycznego podcierania jeszcze nic nie wymyślili, albo po prostu nie wiedziałem jak zagadać do automatu i w którą stronę się obrócić.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350803321

Na zewnątrz nie ma lekko, jest czerwona i zielona lampka. Gdy się wyjdzie, drzwi automatycznie się blokują i nie chcą wpuścić następnego potrzebującego. Dopiero gdy kabina się sama zdezynfekuje, zapala się zielona lampka i kolejna osoba może spokojnie wejść i napaskudzić. Jednym słowem pełna kultura i opanowanie.
W stronę Berlina jechało się dobrze, choć ruch był spory, kultura na drodze też spoko, ale kilka razy widziałem jak w ostatniej chwili, jakiś niemiecki kierowca gwałtownie zjeżdżał ze środkowego pasa na zjazd po prawej, wymuszając hamowanie na innych pojazdach poruszającym się prawym pasem. Raz nawet wyglądało to całkiem groźnie.
Zdziwiony byłem, że ciężarówki poruszają się dosyć wolno i Jelonek bezproblemowo łykał po kilka na raz. Ręka tylko dokuczała mi coraz bardziej i miałem duży problem, by utrzymywać manetkę w odpowiedniej pozycji. Z pomocą przyszła niezastąpiona gumka od majtek.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350803900

Owinąłem kilka razy manetkę blisko korpusu i zawiązałem na guza. Efekt był taki, że po przekręceniu, manetka nie wracała do punktu startowego, tylko zostawała nieruchomo. Miałem zatem taki zaawansowany technologicznie tempomat. Ustawiałem sobie prędkość i prawa ręka mogła bezczynnie odpoczywać. Czasem tylko jakiś motocyklista mógł być lekko zdziwiony, gdy pozdrawiałem prawą dłonią zamiast lewą.
W praktyce wychodziło to całkiem bezpiecznie, gdy zbliżałem się do jakiegoś pojazdu odpuszczałem trochę gazu i już jechałem grzecznie za nim. Przy przyspieszaniu i wyprzedzaniu gumkowy tempomat też nie przeszkadzał, tylko trzeba było samemu pamiętać o cofaniu manetki.
Pogoda na jazdę była super, tylko ten jazgot łańcucha nie dawał spokoju. Smarowałem tym specyfikiem przy każdym zatrzymaniu, ale na niewiele się to zdało. Tulejki na sworzniach zaczęły pękać i odpadać gdzieś po drodze. Reakcja lawinowa została zapoczątkowana, łańcuch się rozpadał w zastraszającym tempie. 100 km przed Berlinem skończył mi się naciąg. Teraz to już jechałem tylko na szczęściu lub Bożej opiece.
Przed Berlinem roboty drogowe i korek w niezłym upale. Kilka dni temu szczękałem z zimna, a teraz się przypiekam niczym w piekarniku. Jest tak ciasno, że nie ma miejsca na przeciskanie. Może skuter by przeleciał, ale Jelonek z tobołami się nie przeciśnie. Poza tym to nie chciałbym przerysować jakiemuś Niemcowi, wypasionej fury. Jelonek też ma dosyć, bo na wolnych obrotach zaczął pracować nierówno, a chłodzenia brak.
Ze dwie godzinki minęło, zanim wydostałem się na wolność. Berlin ominąłem szerokim łukiem. Nigdy tu nie byłem ale co tam. Oby tylko dojechać do Polski. Tam jak mi się urwie łańcuch nie będzie problemu, ktoś mnie zawsze poratuje.
Koło 19-tej byłem już na granicy polsko-niemieckiej w Świecku, koło Frankfurtu nad Odrą. Jak miło zobaczyć ojczystą ziemię, od razu człowiekowi raźniej na duchu.
Na granicy co chwilę widać jakieś super fury ściągane przez rodaków, by inni rodacy również mogli jeździć w bezpiecznych i nowoczesnych pojazdach.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350805685

Za miesiąc będzie je można kupić okazyjnie, jako prawie nówki, bezwypadkowe po niepalącej kobiecie lub spokojnym dziadku, oczywiście z udokumentowanym niskim przebiegiem.
Za przejściem granicznym inny świat, autostradę jakby nożem odciął i wpada się na wąską, dziurawą drogę, pełną objazdów. Co kawałek jakieś remonty. Niby coś robią, ale jak się na to patrzy, to płakać się chce. Normalnie wstyd mi było. Tyle czasu od otwarcia granic, a my nawet kawałka autostrady nie potrafimy zrobić. Nie mówię, że do samego Poznania, ale chociaż z 5km, by nie było takiego obciachu, zaraz po przekroczeniu granicy. Przez 11dni zdążyłem się odzwyczaić i przeżyłem lekką traumę, a co ma powiedzieć ktoś, np. ze Szwecji pierwszy raz wjeżdżający do Polski, a o kulturalnych Finach to już nawet nie wspomnę?
Droga wąska, zatłoczona, ale za to bogata w tereny zabudowane i wszelkiego rodzaju pułapki. Do tej pory hamulca używałem sporadycznie, a teraz cały czas, gaz, hamulec, gaz, hamulec. Prawa ręka już nie drętwieje z powodu monotonii he, he. Kocham ten kraj. Te same tiry, które wyprzedzałem na niemieckich autostradach, teraz chcą mnie wyprzedzać. Jak to jest, że ci sami kierowcy jadą wolniej na niemieckiej autostradzie, niż na polskim terenie zabudowanym? Nie było innego wyjścia, jak tylko upolować sobie szybkiego tirozaura i jechać grzecznie za nim. Zatem 100km/h w terenie zabudowanym stało się czymś normalnym. Tirozaur dobrze wiedział, gdzie są foto-radary i inne punkty w których należy odrobinę zwolnić.
Z taką obstawą bezpiecznie dotarłem do McDonald’sa w Pniewach. Zwykle nie jadam w takich miejscach, ale zrobiło cię ciemno i chłodno, a mnie kiszki marsza zagrały. Perspektywa napchania się w cenie 10zł była nie do odparcia. W porównaniu do Finlandii, czy Norwegii, było śmiesznie tanio, zatem mogłem zaszaleć na całego. Z pełnym brzuchem zrobiło mi się ciepło, przyjemnie i niezwykle sennie. Całe zmęczenie wyszło, aby mnie powstrzymywać przed dalszą jazdą. Bez podwójnej kawy nie wydostałbym się stamtąd do rana.
Jeszcze tylko smarowanko zwisającego łańcucha, oraz przeciwdeszczówka trochę chroniąca od zimna i w drogę.
Kolejnego tirozaura upolowałem dopiero przed samym Poznaniem, ale nie na długo, bo odbił w innym kierunku. Zmęczenie szybko powróciło, więc w Kórniku zrobiłem sobie małą przerwę. Pod zamkiem były jakieś prace i zamku prawie nie było widać, to wróciłem na ryneczek.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350806670

Szybkie mycie w zimnej mineralnej postawiło mnie na nogi. Najgorsze, że spray do łańcucha mi się skończył. Ciekawe kiedy się urwie i u kogo będę szukał pomocy?
Ruch na głównej zaniknął zupełnie i miałem kłopoty z upolowaniem dorodnego tirozaura. Jak już coś dogoniłem to jechało zbyt wolno i monotonnie. Jazda w pojedynkę nie była przyjemna bo światełka w Jelonku raczej słabawe i jakaś wyskakująca z lasu sarenka mogłaby narobić nieszczęścia.
Zatrzymałem się na stacji wróblen w celu kolejnego posiłku, ale nie mieli już parówek, to pojechałem dalej. Przed Kaliszem dorwałem w końcu parówki, ale musiałem czekać na zagrzanie. Zakupiłem również olej przekładniowy Hipol do mojego wymęczonego łańcucha, aż zaczął mlaskać z radości. Już go to nie uratuje, ale może dzięki temu dojadę do domu?
Hałasował dalej podczas jazdy, ale znacznie ciszej. Szkoda tylko, że naciąg się dawno skończył bo ciągnie się prawie po ziemi.
Pogadałem trochę z chłopakami na stacji, w końcu w ulubionym ojczystym języku i nie chcieli wierzyć gdzie byłem.
Kolejna kawa i zmiana strategii. Czekałem cierpliwie na stacji, aż przejedzie jakiś tir i wtedy tłoki w ruch i rura za nim.
Doprowadził mnie aż do Sieradza. Te tereny już dobrze znam i było mi znacznie raźniej na duszy. W Piotrkowie Trybunalskim był chyba McDonald’s całodobowo i liczyłem na kolejną wyżerkę, ale się przeliczyłem. Znowu musiałem korzystać z Orlena. Od Sulejowa zaczęły się poranne mgły i niebo robiło się coraz jaśniejsze, ale jechało się źle. Zmęczenie dopadło mnie na dobre i musiałem się bardzo kontrolować, by nie popełnić jakiegoś błędu. Najgorsze są ostatnie metry. Z Kielc zadzwoniłem jeszcze do żonki, by szykowała coś ciepłego do jedzenia i odliczałem kilometr za kilometrem, aby bliżej domu.
Koło szóstej rano zameldowałem się cały i zdrowy w ramionach swojej ślicznej żonki.
Zjadłem, wykąpałem się, odpaliłem Tico i pojechałem do pracy.

To by było na tyle. O horrorze w robocie nie będę już pisał. Jak ktoś dotrwał do końca i nie zanudził się to się cieszę.
Ta wyprawa była największym spontanem, jaki odwaliłem w życiu i sam się dziwię, że się udało. Tyle intensywnych przeżyć i wspaniałych widoków, w tak krótkim czasie potrafi naładować akumulatory na długo. Zmęczenie szybko mija, a zdobyte wspomnienia są bezcenne.
KONIEC bajeczki



Podsumowanie:
Przejechanych kilometrów : 1154
Widzianych krajów: Niemcy, Polska
Awarie: Łańcuch ostatkiem sił, ale dał radę. Chip, chip, hura!


Podsumowanie trochę większe:
Tankowałem 30razy, łącznie prawie 285 litrów zakupionej benzyny.
Średnia spalania wyszła bardzo wysoka bo przeciętna moja prędkość podróżowania oscylowała w okolicy 100km/h i na gmolach miałem zamontowane dwie rowerowe sakwy, które stawiały duży opór, zwłaszcza podczas silnego wiatru.
Zatem średnia spalania wyszła 3,55 L/100km.
Myślałem, że zrobiłem około 6tyś z małym haczykiem, ale po dokładnych wyliczeniach okazało się że nakulałem 8018km w ciągu 11 dni, co daje średnią 729 km/dzień.
Chyba trochę przegiąłem nawet jak na mnie.
Niestety Jelonek też dostał w skórę, bo książkowo olej powinien być wymieniany co 2tyś km, zwyczajowo wymieniam co 4, a tu zrobiłem niestety 8tyś bez wymiany.
Dodam, że przez całą trasę nie miałem ani jednej znaczącej awarii. Jedynie co, to oberwało mi mocowanie akcesoryjnego lightbara i łańcuch zaczął się szybko sypać, od momentu gdy brakło mi oleju przekładniowego.
Niestety do wyprawy nie byłem właściwie przygotowany, ale i tak poszło całkiem nieźle. Jak widać można po prostu sobie wsiąść na motor i pojechać w siną dal, bez jakichś specjalnych przygotowań. Niezbędne są niestety pieniądze, do tego jeszcze namiot ze śpiworem i karimatą i można ruszać na zwiedzanie świata. Pewnie trzeba mieć jeszcze więcej szczęścia niż rozumu, ale to raczej kwestia indywidualna.
Teraz przejdźmy do tego, co wszystkich najbardziej interesuje, czyli rzeczywiste koszty.
Oj tanio nie było.
Koszt paliwa 1630zł, pozostałe koszty wyszły około 1340zł z czego jakieś 600zł poszło na prom, opłaty za tunele, mosty, wejściówki itp.
Razem wyszło 2970zł, czyli jakieś 270zł na dzień. Sporo, ale taniej to tylko Mnich potrafi.
Do tego mogę jeszcze doliczyć wymianę napędu, bo wiele z niego nie zostało.
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350810493
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350811002
http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350811740

W zeszłym roku gdy okrążyłem Polskę, myślałem, że będzie to moja motocyklowa wyprawa życia i poważniejszej raczej już nie będzie, ale teraz udało się okrążyć cały Bałtyk, więc w przyszłym roku powinno być dookoła świata, albo przynajmniej dookoła Europy he he.
Ta, pomarzyć można, tylko nie będzie to realne wcześniej jak na emeryturze. Mniejsze tanie wyprawy też są fajne, zatem o nich teraz będę sobie marzył. Polska również jest bardzo piękna i przede wszystkim różnorodna i ciągle jeszcze w całości dla mnie nie odkryta.
Pozdrawiam
Luca

Mapka
http://maps.google.pl/maps/ms?hl=pl&ie= ... 26c342&z=3

http://chomikuj.pl/Image.aspx?id=350808219

Filmik oględziny sprzęta
http://chomikuj.pl/ShowVideo.aspx?id=354331080

-- EDYTOWANY Śro Lut 02, 2011 11:23 am --

Nareszcie skończyłem :D :tango:
Zeszło mi prawie do wiosny :D

P.S.
KaeM gdzie można przeczytać wasz opis wyprawy?
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Arcon dodano: 02 lut 2011, 13:35

Luca, brak mi słów. Szaconek pełen i czapki z głów (ale mi się rymnęło) :buttrock:
Arcon
Forumowicz
 
Posty: 1542
Rejestracja: 25 lis 2010, 17:36

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Dobry dodano: 02 lut 2011, 16:31

Wielki szacun Łukaszu na prawdę tyle klocków to nawet ja nie robię ;)
O naszej wyprawie jest blog tylko coś Krzysiek mówił że będzie tam coś dopisywane czy Monika ma coś napisać _bezradny
w każdym bądź razie ty http://dookola-baltyku-2010.blogspot.com/ masz link
pozdro
Obrazek
Awatar użytkownika
Dobry
Sympatyk
 
Posty: 1713
Rejestracja: 10 maja 2009, 13:25
Lokalizacja: Ustka/Tomaszów-Mazowiecki
Motocykl: RoV250/XJ900/CBR1000F/Varadero
Tel. kom.: 505381119
Płeć: mężczyzna
Wiek: 45

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: mike_russ dodano: 02 lut 2011, 18:55

:oklasky: :dobrarobota:
Czytało się jak dobrą powieść! :))
Podziwiam wytrwałość i odwagę :oklasky:
Proponuję zebrać posty w jedną całość i umieścić na głównej. Ja wiem, że objętość jest duża, ale myślę że warto. :))
Awatar użytkownika
mike_russ
Sympatyk
 
Posty: 2120
Rejestracja: 12 sie 2009, 22:25
Lokalizacja: Poznań
Motocykl: Zipp Raven "Dzikus"
Płeć: mężczyzna
Komunikator: GG 13140250
Wiek: 43

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: thomas dodano: 03 lut 2011, 13:30

Luca jakbys miał jechac jeszcze raz co byś zmienił ,zabrał / super opis wyprawy/.

-- EDYTOWANY Dzisiaj, 12:31 --

Luca jakbys miał jechac jeszcze raz co byś zmienił ,zabrał / super opis wyprawy/.
thomas
Forumowicz
 
Posty: 241
Rejestracja: 18 maja 2010, 15:29
Lokalizacja: Żary
Motocykl: Zipp Roadstar 250
Płeć: mężczyzna
Wiek: 55

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: misiek81 dodano: 03 lut 2011, 15:27

Opis rewelacyjny ! :oklasky:
Gratuluję talentu do opisywania obserwacji i przeżyć :)
Przeczytałem całość z wielkim zainteresowaniem i jestem pełen podziwu.
Pracy ogrom, ale efekt niesamowity!
:dobrarobota:
Pozdrowienia
misiek81
Forumowicz
 
Posty: 24
Rejestracja: 31 gru 2010, 19:06
Lokalizacja: Beskid Niski
Motocykl: Zipp Roadstar 250V 2010
Płeć: mężczyzna
Wiek: 44

WKCM! 2010-Bałtyk

Postautor: Brzeszszczot dodano: 07 lut 2011, 08:28

Opis wyprawy rewelacyjny.Wielki szacun.Mam nadzieje ,że po Rumuni w tym roku mi przybedzię troche fajnych wspomnień.Pozdrawiam :dobrarobota:
Awatar użytkownika
Brzeszszczot
Forumowicz
 
Posty: 31
Rejestracja: 19 sie 2010, 15:12
Lokalizacja: GDA?SK
Motocykl: Romet V250 limit version KOZAK
Tel. kom.: 603344136
Płeć: mężczyzna
Wiek: 40

PoprzedniaNastępna

Wróć do Podróże

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość