Tekst ukaże się na motocykle-125.com.pl jak skończę jego tłumaczenie. Z tychże powodów chciałbym aby był dostępny tylko dla klubowiczy i symaptyków.
Ot taka pra-premiera dla wybranych.
Tekst udostępnił mi kolega mieszkający w chinach, który odbył tę piękną podróż wraz z żoną pochodzenia polskiego

Jest zima, i wszyscy lubimy poczytać, może się spodoba coś egzotycznego?
W razie czego proszę o przesunięcie do wątku z wyprawami, ale z widocznością tylko dla klubowiczy i sympatyków.
Chiny z Zachodu na Wschód
Wygląda na to , że każdy kto przyjeżdża do Chin i chce podróżować, w końcu zaczyna mówić o Tybecie i jego stolicy Lhasie. Nie jesteśmy inni, ale w końcu zdecydowaliśmy się nie przejeżdżać Tybetu motocyklem. Zrobiliśmy to w tradycyjny sposób. Ale mimo wszystko chcieliśmy przeżyć dużą Chińską wyprawę motocyklową. Plan był prosty, wskakujemy w pociąg z Yantai, Shandong to Lhasy. Spędzamy kilka dni w Lhasie, innym pociągiem docieramy do Urumqi, Xinjiang, tam odbieramy nasz motocykl, nadany wcześniej i wracamy z Urumqi do Yantai. Mapa Baidu (Chiński klon Google Maps) pokazuje 4500 km. Wydawało się to wszystko dostatecznie proste, a jak było?
Przygotowania:
Pierwszą rzeczą do ogarnięcia było wysłanie motocykla do Urumqi. Nadanie motocykla było nudne i denerwujące, jednak nie takie trudne jak na Chińskie standardy. Szukałem możliwości nadania motocykla ciężarówką, pierwszą ofertę jaką otrzymałem to 4500元 (2400PLN). Oferujący usłyszał ode mnie wyraźne "Nie, dziękuję". Sprawdzałem też większych, krajowych przewoźników. Najtańsza oferta wynosiła 2300元 (1380PLN). Więc, udałem się na lokalną stację kolejową i zapytałem China Rail Express. Powiedziałem, że mój motocykl to 230-tka. Stwierdzili że to duża pojemnoć i opłata jest większa. Wagę potrzebną do obliczeń ustala się tam na podstawie pojemności silnika. Wysłanie motocykla o pojemności 230ccm (według nich 1ccm to 1kg) będzie kosztowało 1700元 (1020PLN) + ubezpieczenie. (1元 za każde 100元 wartości które chcesz ubezpieczyć). Przewoźnik kolejowy nie żądał aby motocykl był opakowany lub w stelażu transportowym. Wymagane było jedynie pozostawienie pustego baku oraz demontaż boxa z bagażnika. Box mógłby być wysłany razem z motocyklem, ale jego zawartość nie podlega ubezpieczeniu. Czas przewozu motocykla to 6-10dni.
Wróciłem więc na stację 10dni przed planowanym odbiorem motocykla z Urumqi. Jednak tym razem powiedziałem im że motocykl to 125tka. Pojemność silnika nie jest umieszczona w widocznym miejscu, za wyjątkiem małych literek na cylindrze, nad rurą wydechową. Na motocyklu mam co prawda napis JH-200GY (Jialing). Ale te numery zwykle nie mają wielkiego znaczenia. Za to 125 tka to standardowy motocykl w Chinach i nikt się nie zastanawia czy aby na pewno to 125-tka. Stosując taki drobny szacher-macher oszczędziłem 500元 (300PLN). Oczywiście w baku nie miałem ani kropli benzyny, jednak ten stary gruby gość który dyrygował wszystkimi młodszymi dookoła, musiał się czegoś uczepić. Musiałem kupić tani ręcznik, wsadzić go do baku kilka razy i pokazać, że jest suchy. Denerwujące ale nie trudne, prawda?
Razem z motocyklem wysłałem również nasze kaski, namiot oraz zbroję motocyklową.
Yantai to Lhasa

Wyruszyliśmy 28 Czerwca codziennym pociągiem z Yantai do Xian. Tam zostaliśmy na noc i złapaliśmy wczesny pociąg do Lhasy. Dobrze że można było odbyć tę podróż pociągiem. Powolne wzrost wysokości pozwala na łatwą aklimatyzację oraz umożliwia zobaczenie kraju. To ostatnie jest dla mnie szczególnie ważne gdy podróżuję. Skakanie z miejsca na miejsce samolotem zabiera wiele radości z "doświadczania" miejsca. Co leży za tą górą? Są tam jakieś zwierzęta? Jak mieszkają ludzie poza granicami miast? To niektóre z powodów dla których preferuje podróżowanie drogą. Z pociągu widzi się to wszystko. Linia kolejowa do Tybetu zaczyna się w Xining, gdzie wagony przyłącza się do lokomotywy z silnikiem diesla i rusza w kierunku jeziora Qinghai. Samo jezioro jest na wysokości na której nie ma już drzew. Za to wszędzie można zobaczyć Jaki. Widokiem dominującym są twardo wyglądające pagórki miejscami porośnięte zieloną trawą. Okazjonalnie można zobaczyć z daleka górę. W miarę zbliżania się do Tybetu, te góry wydają się być bliżej, można także zauważyć że pokryte są śniegiem. Wzdłuż lini gór widać niewielkie strumyki, nie widać jednak żadnych drzew. Chmury w Tybecie wydają się być bliżej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Wyobraź sobie, że znajdujesz się trzy kilometry od ziemi, jak gdybyś znajdował się na latawcu, i spoglądasz na chmury. Podróż z Xian to Lhasy zajęła nam 36 godzin. Samo miasto znajduje się w dolinie, dużo niżej niż otoaczająca go wyżyna. Pałac Potala widoczny jest już z daleka gdyż stoi na małej górze. Z racji tego iż miał być to opis podróży motocyklowej, a Lhase zwiedzaliśmy nie korzystając z tego środka transportu, wrzucę jedynie kilka zdjęć i przejdę do opisu motocyklowej przygody.

Moja Żona i Ja przed pałacem Potala.

Kolacja koczowników. Tsampa (mąka jęczmienna z masłem jaka, na talerzu), Shaptrak (surowe mięso jaka). Shaptrak ma bardzo ciekawy smak, podobny do mielonej wołowiny (tatara). Shaptraka doprawiono miodem, octem oraz ostrą papryką.

Lokalna architektura



Przełęcz na wysokości 5600 metrów. Wszędzie widać flagi modlitewne.

Nasza wycieczka do Lhasy była fajna, ale krótka, byliśmy tam tylko 3 dni. Mimo tak krótkiej wizyty widzieliśmy sporo Tybetańskiej kultury, nie tylko atrakcje turystyczne. Widzieliśmy jak mieszkają ludzie, spotkaliśmy też kilka miejscowych rodzin , to wszystko dzięki wynajętemu przewodnikowi. Dowiedzieliśmy się wszystkiego o weselach,rekreacji, życiu rodzinnym oraz pogrzebach. Od sprawy politycznych trzymaliśmy się jednak z daleka. Jeżeli miałbym jeszcze raz tam pojechać to nie jestem pewien czy chciałbym to zrobić motocyklem Tybet jest olbrzymi, i praktycznie wszędzie taki sam. Przejechanie Tybetu motocyklem to jak podróż po Wyoming. Wyoming jest ładne, ale proste drogi oraz niezmienny krajobraz powoduje że droga wydaje się dużo dłuższa.
Lhasa - Urumqi
6-8 Lipiec

Z Lhasy to Urumqi podróżowaliśmy pociągiem, zatrzymaliśmy się tylko na chwilkę w Xining aby przesiąść się do innego pociągu. Wybraliśmy wagony sypialne, bo podróż każdym z pociągów miała trwać 24 godziny. W Xining musieliśmy odebrać akumulator do naszego motocykla. To zakończenie całkiem długiego splotu wydarzeń zapoczątkowanych przy nadaniu motocykla pociągiem do Urumqi. Wysyłając motocykl koleją nie mogłem zostawić w nim akumulatora, więc musiałem wysłać go osobno. Jednym z rozwiązań było wymontowanie akumulatora jeszcze przed dworcem kolejowym, ukrycie go w kufrze centralnym i dopchaniu motocykla do biura nadawczego, tyle że o tej możliwości pomyślałem gdy motocykl stał już przed biurem nadawczym. Moim następnym pomysłem było wzięcie akumulatora ze sobą do pociągu. Ten pomysł tylko pokazuje moją niewiedzę o Chińskich zasadach "bezpieczeństwa". Jeżeli zalany kwasem akumulator nie jest dopuszczony do przewozu wraz z motocyklem to zapewne nie będzie dozwolone zabranie go ze sobą do pociągu pasażerskiego. Więc, dwie godziny przed planowanym odjazdem naszego pociągu, stałem przy biurku ochrony pasażerów i przekonywałem ich o tym jak bardzo potrzebny jest mi ten akumulator i prosiłem aby pozwolili mi wziąć go do pociągu. Byłem spokojny i grzeczny, i cierpliwie tłumaczyłem pracownikom ochrony że, ie mogę kupić nowego akumulatora w Urumqi, ponieważ ta część jest nietypowa w moim Jialingu oraz że nie mogę wysłać tego akumulatora do przyjaciela w Urumqi, gdyż nie mam tam żadnych przyjaciół. W końcu jednak z pomocą przyszli samo pracownicy ochrony, zorganizowali oni wysyłkę mojego akumulatora do biura ochrony kolei w Urumqi. Byłem im naprawdę bardzo wdzięczny że załatwili to jeszcze nim nasz pociąg odjechał.
W Urumqi, zostało tylko odnaleźć człowieka który ma mój akumulator i odebrać motocykl oraz pozostałe pakunki. Człowieka przechowującego akumulator znaleźliśmy bardzo szybko, wystarczyło zadzwonić i spotkać się w umówionym miejscu. Po odebraniu akumulatora, odebraliśmy motocykl. Przedstawiłem dowód nadania, wylegitymowałem się, zapłaciłem 90元 (54PLN) za 10dni przechowywania motocykla.
Gdy już mój Jialing pojawił się przed biurem, zapytałem o resztę rzeczy. Przesyłka z naszym namiotem, kaskami i ubraniem motocyklowym zaginęła. Pozwolono mi nawet wejść na magazyn i poszukać. Niestety nasze rzeczy się nie odnalazły. Powiedziano nam, że zadzwonią gdy coś znajdą, a mieli czego szukać. Sam namiot był ubezpieczony na 1500元 (900PLN). Następnym problemem było to iż w naszym motocyklu nie mieliśmy paliwa.Zapytałem więc grupkę taksówkarzy, oczekujących na pasażerów, o najbliższą stację benzynową. Informacje od nich otrzymane były zatrważające. W Urumqi panuje bezwzględny zakaz tankowania motocykli. Jeden z taksówkarzy zgodził się jednak spuścić paliwo z własnego baku, za co policzył sobie czterokrotnie więcej niż kosztuje paliwo. Nie najgorsza cena jak za nielegalnie tankowane paliwo. Żeby dokładnie policzyć litry, korzystałem z butelki po wodzie. Oczywiście sytuacja w której dwóch białych "kradnie" paliwo z taksówki, tankując nielegalnie motocykl przyciągnęło niemały tłum. Całej sytuacji przyglądało się co najmniej 30 osób. A fakt iż dzieje się to naprzeciwko biura ochrony kolei było dla mnie dosyć stresujące. Pozostało szybko spakować nasze graty i bez kasków udać się do zarezerwowanego wcześniej hostelu. Dwie godziny później nasza przesyłka została jednak odnaleziona

Następnego dnia próbowaliśmy wyruszyć w trasę jak najszybciej się da, jednak umieszczenie naszych bagaży na motocyklu okazało się trudniejsze niż przypuszczaliśmy. Sam montaż kufra centralnego zajął nam godzinę. Opuściliśmy hostel około 10-tej rano. Pierwszym celem był zatłoczony bazar w Urumqi. Ulice były zapchane samochodami, a chodniki przechodniami, nie było miejsca na zaparkowanie motocykla. Podczas przejazdu przez bazar zaczepił nas łysy gość w obcisłej koszulce, machał do nas i krzyczał "HA LOU". Zwykle odbieram takie wołanie jako zły znak, ale ten człowiek przypominał mi mojego przyjaciela z Canady. Mężczyzna puszył się i wydzierał jak kogut, koniecznie chciał żebyśmy skorzystali z jego sklepu. W końcu uległem i zapytałem czy mogę zaparkować przed jego restauracją. Kilka minut zajęło zabezpieczenie wszystkich gratów na motocyklu. W restauracji człowieka-koguta zjedliśmy jagnięcinę na ryżu. Potrawa była tłusta i przypominała w smaku gotowaną baraninę.
Poniżej fotka naszego motocykla na tle rzeczonej restauracji, niestety właściciela nie udało się na fotce uwiecznić.

Oczywiście będąc w restauracji pilnowałem motocykla i bagaży. Wybitnie nie pasował do otoczenia, był jedynym motocyklem w okolicy. Jakiś człowiek z telefonem w ręku zatrzymał się w niedalekiej odległości od naszego motocykla. Usłyszałem kilka zdań: "cross"... "duży, dużo bagaży"..."wygląda na drogi". To wystarczyło mi aby wyobrazić sobie jak po naszym odejściu od motocykla ktoś podjedzie ciężarówką aby go ukraść. W mojej ocenie mieliśmy góra 20 minut, na obejrzenie bazaru zanim nasz motocykl znajdzie się w niebezpieczeństwie. Zdecydowaliśmy się więc na szybkie obejście bazaru, kupiliśmy trochę suszonych pomidorów oraz trochę rodzynek. Podczas przechadzki cały czas wyobrażałem sobie jak ktoś pakuje nasz motocykl na pakę swojej ciężarówki. Szybko wróciliśmy więc do motocykla i pojechaliśmy dalej.
C.D.N.