
Objawy: moto odpala doskonale- dosłownie na dotyk. Jednak po maksymalnie minucie gaśnie (objaw dokładnie taki jak przy końcu paliwa w gaźniku). I potem nic, czasem sobie pyknie. Po dłuższym postoju odpala doskonale- na minutę lub mniej. Odpala bez ssania i w zasadzie chce chodzić na średnich i wysokich obrotach- na niskich gaśnie i uruchomić już się nie daje.
Diagnoza: zbyt bogata w paliwo mieszanka- gaźnik dosłownie zalewa silnik benzynką. Świece całe w sadzy- nowe NGK. Wystarczy, ze zaskoczy dosłownie na parę obrotów i już świece są okopcone i zalane. Zwiększenie odległości pomiędzy elektrodami świecy nie rozwiązuje problemu (pominę, ze iskra dobra- konia by powaliło). Zabawy z gaźnikiem nie dają żadnego efektu- regulacja składu mieszanki wolnych obrotów w skrajne położenia nie daje widocznych zmian, obniżenie poziomu paliwa w komorze pływakowej też nie- nawet radykalne. Gaźnik rozebrany i czyszczony kilka razy- luzów na przepustnicach na pewno nie ma, "lewego" powietrza też na pewno nigdzie nie ciagnie, przepustnice podciśnieniowe też chodzą dobrze i lekko- wystarczy dmuchnąć w szczelinę i otwierają się tak jak powinny. Przekopałem chyba ze 2 razy wszystkie posty i w zasadzie żadna ze wskazówek nie przyniosła oczekiwanego rozwiązania. Np.: nie wiem jaką iglicę przestawic na 5-ty rowek- u mnie nie ma nic takiego, poza rurkami emulsyjnymi.
Mój problem polega na tym jak zubożyć mieszankę- oczywiście na razie odrzucam rozwiązania typu zalutowanie dziurek rurki emulsyjnej lub nowy gaźnik- aż tak jeszcze zdesperowany nie jestem. Moto przeleżało sobie prawie 2 lata jako zbiór pojedyńczych elementów- kiedyś wracając do domu doświadczyłem pożaru instalacji elektrycznej. Ponieważ nie miałem czasu na rozwiązanie problemu motonga owinąłem folią i tak przestał cała zimę. Wczesną wiosną zeszłego roku rozkręciłem i wyniosłem do piwnicy aby dokonać napraw i przeróbek (łożyska, spawanie i in). Wszystko byłoby dobrze, gdyby w kwietniu zeszłego roku nie ptrącił mnie w pracy wózek widłowy i nie rozjechał mi nogi na miazgę- moto siłą rzeczy leżakowało w piwnicy, a ja w miarę możliwości grzebałem sobie przy nim dzięki czemu jedynie tylko na podstawie kół można poznać co to jest. Reasumując- przed pożarem elektryki odpalał i jeździł znakomicie. Po złożeniu- jest jak jest. Gaźnik był odkręcony, zawinięty w folię i po prawie dwóch latach przykrecony ponownie. Nic nie było ruszane, kręcone wiec...?

Czekam na sugestie, za które będę mega wdzieczny
