Rano jeszcze ostatnie spojrzenie na morze i w drogę.
A nie przepraszam, na kampingu spotkaliśmy jeszcze niemieckiego motocyklistę na starej MZ-ecie.
Przyjechał z Wiesbaden przez grossglocknera. W zasadzie motorek mu się sprawdził. Na niektórych podjazdach żałował że mzka nie ma kilku koni więcej.
Przyszedł czas zapłacić za pole namiotowe, Jacek już chciał wspomnieć że za ten standard to 22euro jest kwotą wygórowaną...ale okazało się że pole kosztuje 22 za dwie osoby.
To cena niewygórowana jak za pierwsze pole przy kurorcie.
Wracaliśmy do Graz tą samą drogą co przyjechaliśmy do Italii, ale widoki były inne.
Przede wszystkim mnóstwo Włoskich motocyklistów wybierało się na winkle w góry.
Pogoda dawała już się we znaki, znaki przy drodze wskazywały 36-38stopni, co jeszcze w Włoskim klimacie dało się spokojnie wytrzymać w meshowej modece oraz termoaktywnych ciuchach. Za to w austrii taka temperaturę znosiło się gorzej, na szczęście w tunelach było zimno, to człowiek miał chwilkę wytchnienia.
Na którejś ze stacji spotkałem ziomali na OKRach, czyli autobus rejestrowany w moim powiecie:
W międzyczasie Jacek gotował wodę na kawę, tutaj zrobiliśmy dłuższą przerwę:
Usiadłem sobie na krawężniku to mnie mrówki obsiadły...też jakaś przygoda

Późnym popołudniem dotarliśmy do klasztoru w Graz.
Dzień 9 (niedziela)
Heh, czas do domu, a przed nami nudna autostrada…
Żar się z nieba lał niesamowity, ubranka dawały radę, ale w kasku brakowało powietrza.
Zaczęło nas męczyć straszne spanie, we Wiedniu miałem już dość i zjechałem pierwszym lepszym zjazdem. Okazało się że do IKEI. Oczywiście w niedzielę nieczynna, i całe szczęście bo parkig pusty i zacieniony.
Czas na kawę, snickersa i redbula.
Już w Czechach znów miałem napad zasypiania, jadąc autostradą ciężko tam znaleźć jakiś parking, więc rozglądałem się za innym dogodnym miejscem. Zobaczyłem otwarty wyjazd z autostrady z zakazem wjazdu, ale otwarty…
Nie zastanawiając się długo zjechałem z autostrady, szukając cienia chciałem wjechać za jakieś krzaki. Tyle że za krzakami znajdował się wiadukt nad autostradą, na którym czatowała Straż graniczna z lornetką.
Więc szybki nawrot i w długą…
Zjechaliśmy z autostrady na następnym zjeździe, upał męczył strasznie, chciało nam się spać.
Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, po chwili przez stację przejechała zabytkowa Jawa z przyczepką (chyba chciał obejrzeć co za motocykle stoją).
Po chwili jednak zauważyliśmy że po drugiej stronie drogi zrobił się mini zlot fanów Jawy.
Postanowiliśmy podjechać i zamienić kilka słów.
Właściciele Jaw byli mili, ale raczej mało rozmowni. Czas był się zwijać.
Ustaliliśmy z Jackiem że w Olomucu ja odbiję na Bruntal, a On poleci dalej na Ostrawę.
Z Olomucu zostało mi do domu 130km, a od Brutnalu znam drogę na pamięć, więc już prawie w domu. W Olomucu musiałem jednak zapytać jak jechać do Bruntalu i zostało mi to świetnie wytłumaczone.
W pewnym momencie zaczęły się pojawiać znaki kierujące na Bruntal. Chwilę później pojawiły się serpentyny, po wyjściu z któregoś zakrętu zobaczyłem taki oto widok:
Wolne żarty, droga zablokowana a objazdu oznakowanego brak.
Pan policjant wytłumaczył mi że mają jakies zawody sportowe i droga jest nieprzejezdna.
Chciałem skorzystać z okazji i kupić Czeskie Zmarzliny(lody), ale w połowie drogi do sklepiku przypomniałem sobie że nie mam koron, a na płatność kartą nie mam co liczyć…
Zapytałem jeszcze Policjanta jak mam dojechać do Bruntalu (mapy Czech nie wziąłem z sobą).
Otrzymałem informację że mam jechać do Rondello i tam będzie znak na Opava/Bruntal.
Na Rondello takiego znaku nie było, więc pojechałem na czuja (znaczy w kierunku geograficznym który wydawał mi się słuszny, aby objechać ten jarmark).
Po drodze zapytałem jakiegoś Czecha ktorędy na Bruntal, oczywiście musiałem wytłumaczyć że droga zmknięta bo sa jakieś zawody. (Ah ja żech zapomnial). Muszę jechać na Rymarzow i tam będą znaki na Bruntal.
Myślę świetnie jadę w dobrym kierunku…
Zaczęłu się pojawiać znaki:
Rymarzow 26
Rymarzow 20
Rymarzow 18
Rymarzow 16 (przekreślone!!)
Wjechałem do nastepnej wioski i pytam czy dojadę do Rymarzowa.
Ano, Pane ne proto, že se dostanete na most v opravě.
Już miałem dosyć… to nie warto było dać znaków 10km wcześniej ze droga nieprzejezdna bo most w naprawie?
Na dodatek nie mam mapy, a jestem gdzieś na jakimś końcu świata w jakiejś wiosce zabitej dechami (Dlouha Loućka ?). Całkiem przyjazny Czech jednak wymyślił mi trasę przez Ksziwą i Rudą….:
Takie winkle, szerokość na jeden samochód i jeszcze dziura na dziurze.
Ale jak zobaczycie za chwilę warto było się wdrapywać na tę górkę:
Jakieś 10km później pojawił się znak na Bruntal wraz z gładziutkim asfaltem i pięknie wyprofilowanymi zakrętami. Później już z pamięci, Bruntal, Krnów, Mesto Albrechcice i Prudnik.
Szybkie tankowanie i 30km później dotarłem do domu.
I tyle, po powrocie szybka kąpiel i na zimne piwko ze znajomymi.
- Kiedy wróciłeś z tych Włoch
- Ano jakieś pół godziny temu
- ehm, i jak się Chińczyk sprawował?
- No całkiem nieźle, za paliwo mi wyszło poniżej 700zł.
- Że ile? a ile kilometrów zrobiłeś?
- No, planowałem ponad 3200, dokładnie nie policzyłem. A ty już sprzedałeś tego twojego ściga
- Nie ściga a (turystycznego) nakeda, tak sprzedałem.
- Byłeś kiedyś we Włoszech?
- Tak, kilka razy, piękne widoki
- Motocyklem?
---konsternacja---
- Nie, dwa razy autobusem i kilka razy samochodem.
Po czym nastąpiła zmiana tematu

Trzeba jednak przyznać że kolega na motocyklu był we Wiedniu oraz nad zalewem w Solinie (o tylu wyjazdach wiem).
Człowiek drogi rozpoczyna urlop wychodząc z domu, a normalny człowiek po dotarciu do hotelu i wypakowaniu wszystkich rzeczy.