Dzień szósty. 18.08.2015
O wczorajszym deszczu przypomina jedynie mokre wyposażenie schnące na balkonie. Zwyczajowo budzimy się około siódmej. Z grupą pod wezwaniem "Bieszczadzka włóczęga" jesteśmy umówieni w Komańczy o godzinie 10-tej, więc mamy dużo czasu.
Poranne sprawdzanie poczty.

Mamy trochę czasu więc Magda zwiedza miejsce gdzie mieszkamy od wczoraj.
Kuchnia całkiem spora i tylko dla nas bo jesteśmy jedynymi gośćmi.



Jadalnia. Obszerna, jest nawet stół bilardowy.

Pokój z wszelkimi wygodami prócz telewizji.




Naprawdę było warto tam mieszkać mimo nie za niskiej ceny - 110 zł za dobę. Jak się okaże spaliśmy tam trzy noce, tak nam się podobało.
Po drodze na miejsce spotkania oglądamy nieczynną cerkiew w Daliowej.


Przyjechaliśmy do Komańczy za wcześnie więc oczekujemy na Kamratów w galerii "Pod kominkiem" i pijemy drugą kawę tego , jak się okaże niesamowitego dnia.

Pierwsi też jesteśmy na miejscu spotkania.

A to już cała ekipa.



Zwiedzamy cerkiew w Komańczy.

Teraz jedziemy do Bezmiechowej Górnej. A dokładnie do Akademickiego ośrodka szybowcowego. W sumie to nie wiem jaką trasą jechaliśmy bo zgodnie z nazwą imprezy włóczyliśmy się tak długo i daleko aż dojechaliśmy. Co się działo po drodze, może nie po drodze ale na ostatnim podjeździe to tylko wiedzą uczestnicy. Pierwszym który został oszukany przez błędnik byłem ja. Wypadliśmy z Magdą z trasy ale nie groźnie przy małej prędkości. Dużo większe przygody, dla obserwatorów też komiczne, przeżył Kolega Krysza, nazwany przez nas po tych incydentach "Łąkowym". Chyba nowo nadane imię dużo mówi ? Asfalt jest położony w poprzek góry pod kątem przeciwnym do spadu góry. I to powoduje że chcesz zachować pion względem ulicy a wtedy odchylasz się w prawo co powoduje skręt motocykla w tą właśnie stronę. Może słabo to opisałem ale wrażenie jest niesamowite jakby motocykl sam skręcał ! Dopiero na górze Selmen opowiedział nam że poprzednim razem jak tu podjeżdżał z inną grupą to dwaj motocykliści na dużych turystykach mieli wywrotki. Ale wszyscy szczęśliwie wdrapaliśmy się na górę. A tam widoki dosłownie zapierały dech w piersiach!

Tu cała szczęśliwa grupa.

Żeby ochłonąć i odpocząć przed zjazdem zamawiamy obiad. Obsługa wystawiła mnie na wielką próbę spokoju. Ale powiem Wam że miałem już dość czekania na moją porcję, co chyba widać na zdjęciu.

Na szczęście obiad był pyszny a porcja słuszna więc wybaczyłem im. Po zjeździe z góry żegnamy się od grupą "włóczęgów" i jedziemy dalej sami.
Na początek kierujemy się na Solinę.

Potem Średnia Wieś.

Następnie lokal Siekierezada w Cisnej.






W sumie to chcieliśmy zjeść podwieczorko-kolację ale zostaliśmy stłamszeni, oszołomieni wręcz przygnieceni wystrojem tego lokalu i tylko obejrzeliśmy go jak muzeum i pojechaliśmy dalej.
Do muzeum bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej docieramy o dziewiętnastej i nie mamy szans ani zwiedzić ani też się posilić.

Po drodze na miejsce noclegu robimy zaopatrzenie w wiejskim sklepie. Przed 21-szą wracamy do Daliowej. Kolację zrobimy sobie sami bez łaski.
Mało tego dzień kończymy lampką wina(w sumie to nie jedną).
Dziś zrobiliśmy tylko 250 kilometrów ale wrażeń jakbyśmy pokonali dziesięć razy tyle. Podziękowania dla grupy Włóczęgów !!
Przybliżona mapka
https://www.google.pl/maps/dir/Zakucie/ ... m0!1m0!3e0Pozdrawiam. Peliks.