Rumunia 2015

Wycieczki krajowe i zagraniczne oraz relacje z ich przebiegu

Rumunia 2015

Postautor: Deamiens dodano: 16 sty 2016, 20:32

Co poniektórzy na zakończeniu wypominali mi, że nic nie wspominałem, żadnych zdjęć nie wrzucałem, gdzie mnie w tym (już w sumie tamtym) roku poniosło, no ale jakoś tak czasu zawsze było mało, to i tamto się działo... Wiecie jak to bywa. Ale nadrabiam :)

Poniosło mnie, a jakże, znowu do Rumunii. Choć tym razem całkowicie inaczej, bo nie samemu. Tak więc już samo planowanie wyglądało inaczej - mniej oglądania map, trochę więcej czytania o atrakcjach, na starcie odrzucanie dziennych przelotów rzędu 500km etc... Nie mówiąc nawet o zapakowaniu się. Ale ostatecznie skrzynię w motocyklu wymieniłem, przetestowałem w drodze na smoka, moto objuczyłem jak osła i w drogę.

Fotki: https://picasaweb.google.com/1060382566 ... directlink nie ma ich dużo, bo lepsze w lepszej jakości mozna sobie wygooglować, a nic nie zastąpi zobaczenia na żywo i poczucia tego :)

Mapki nie ma, bo raz, że nie mam pewności gdzie byliśmy, dwa - nie mogę w googlach zrobić nawet przybliżonej bo ma za dużo punktów trasy a ten nowy wygląd map google na pewno nie pomaga.

Pierwszy dzień na spokojnie, wyjazd dobrze po południu bo DaJan ponownie mnie przygarnął i pierwszy nocleg mieliśmy zapewniony, po jakichś 150km przestał działać prędkościomierz więc na dobrą sprawę drobiazgi typu o ile przekraczamy prędkość, ile przejechaliśmy i ile pali przeciążony motocykl w ciekawym terenie przestały mnie interesować. Czyli bajka :) Pierwszą atrakcję turystyczną mieliśmy na Słowacji gdzieś pod Węgrami, było po drodze parę wahadeł to wiadomo, na "pole position" i na zielone lecimy. I po którymś takim wahadle nie wiadomo skąd w oddali wybiega na ulicę policjant machając lizaczkiem. Przejrzał dokumenty, sprawdził światła, zapytał czy piłem (bez żadnego ściągania kasku, badania alkomatem etc.) i puścił - kolejny dobry znak :) Czyli albo nie było tam specjalnie rygorystycznych ograniczeń jak u nas w okolicach remontów, albo nie mieli tak wyśrubowanych norm. Jak by nie było, u nas jeszcze nie przytrafiło mi się takie zatrzymanie dla sprawdzenia dokumentów, zawsze jakieś srebrniki chcieli... Tego dnia dociągnęliśmy ciut za Sapantę, wybraliśmy tysiącgwiazdkowy hotel (a właściwie łąkę przy ukraińskiej granicy pod namiot, ale tysiące gwiazd były jak najbardziej), stworzyliśmy kolację i spać, bo kolejny dzień miał być sporo ciekawszy. Co prawda przed zaśnięciem słyszałem jakieś zwierzęta na zewnątrz, ale nie szczekały więc było OK :)

Wczesnym rankiem pobudka, szybkie pakowanie i praktycznie chwilę po wschodzie słońca jedziemy zobaczyć ów wesoły cmentarz. I o ile gdy byłem tam poprzednio to na widok masy kramów z wszelką maścią pamiątek czym prędzej zawróciłem, to teraz wrażenia były skrajnie odmienne - pusto, cicho, spokojnie, można pospacerować, pooglądać... Osobiście polecam takie rozreklamowane atrakcje oglądać jak najwcześniej, można zaoszczędzić sporo nerwów i rozczarowań :) Po drodze widzieliśmy jeszcze hurtową zwózkę trawy konno, kilka wozów jeden za drugim na drodze de facto krajowej tam nie jest niczym nadzwyczajnym, acz robi wrażenie. Później wiadomo, śniadanko, lecimy dalej, przerwa, lecimy dalej, coś oglądamy, lecimy dalej... Widoki sprawiają, że to "lecimy dalej" jest największą atrakcją. Wokół góry, Dacie, spokój... Dzień zakończyliśmy w Kaczyce, w Domu Polskim gdzie spotkaliśmy widzianych już po drodze motocyklistów.

Tego dnia planowaliśmy na spokojnie pokręcić się po okolicy, akurat na mapie była taka ładna biała droga która prowadziła tam gdzie mniej więcej chciałem... mimo że nie było jej na nawigacji... no ale... Droga najpierw zaczynała się zwężać, później dziurawić, później skończył się asfalt, później skończyły się wsie i zaczęła to być wąska dróżka w las. To mnie lekko przerosło, wróciłem do najbliższej wsi, patrzę na mapę - nazwa się zgadza, żadnej innej drogi nie było więc nie zbłądziłem. W tej pięknej chwili rozważań nad sensem zakupu mapy nadjeżdża... ciągnik siodłowy z naczepą i pojechał tam gdzie ja chciałem. No to szybciutko za nim. I dojechał - do wycinki leśnej... Ale nic to, zawsze można pojechać dookoła :) Po drodze minęliśmy (dwa razy, a jakże!) "Kościół Świętego Jana Pawła II - pierwszy na świecie" - miła polonijna ciekawostka. Tego dnia zaliczyliśmy jeszcze przekąskę z mici na jakimś punkcie widokowym (polecam - zarówno mici jak i punkty widokowe), monastyr w Sucevita, i dwie rzeczy które naprawdę zrobiły wrażenie - ceramikę w Marginea i kopalnię w Kaczyce. Marginea z tego co się okazuje słynie z wyrobów z czarnej (choć nie tylko) ceramiki i miasteczko właściwie składa się z zakładów rzemieślniczych połączonych ze sklepami, gdzie z ceramiki można kupić właściwie wszystko - niezłej jakości i w niskich (jak na nasze standardy) cenach. Szkoda tylko że przestrzeń bagażowa nie pozwala... ale kilka drobiazgów przywiozłem :) A kopalnia soli w Kaczyce całkowicie odbiega od muzeów, które zdarzyło mi się widzieć do tej pory, nie mówiąc już o kopalni soli w Wieliczce chociażby. Może znowu akurat tak trafiliśmy (popołudnie, takie późniejsze nawet) ale było pusto. Przed wejściem żadnej kasy, podchodzi koleś, inkasuje parę lei i wskazuje kierunek. I tyle. Dalej już tylko strzałki na ścianach, i miejscami trzyjęzyczne opisy. A w środku coraz większy opad szczęki - najpierw kaplica - spoko. Później jezioro i sala balowa na 35m - nooo, niech będzie... A na 75m boisko, i jeszcze kolejne komory z ławkami i innymi wypoczynkowymi elementami - kosmos. I przez dobrze ponad godzinę zwiedzania natknęliśmy się na mniej więcej 10 osób. A jak już się naoglądaliśmy, wracamy tą samą trasą na górę. No i ponownie integracja w Domu Polskim :)

Kolejnego dnia w sumie losowo wybieranymi drogami, głównie "żółtymi" i miejscami "białymi" (a co!) kierujemy się na wąwóz Bicaz (bajka, znowu było dość pusto, ostatnio jechałem tamtędy praktycznie w korku), kupujemy drobne pamiątki i w kierunku Sighisoary. Gdzieś (naprawdę nie mam pojęcia gdzie, jestem w stanie wskazać na mapie z dokładnością do 80km) znajdujemy zaciszne miejsce na namiot i finisz, kolacja i spać :)

Kolejnym wczesnym rankiem (owo zaciszne miejsce przy polnej dróżce biegnącej przez strumień okazało się być miejscem przy nawet uczęszczanej drodze) kierujemy się na Sighisoarę. Miasto na wjeździe robi takie sobie wrażenie, w sumie jak Lublin sprzed 15 lat, czyli obdrapane socjalistyczne bloki z równie socjalistycznymi autami przed nimi (tylko u nas były to FSM i FSO, a tam Dacie) i dodatkowo nie brak zaprzęgów konnych. No ale my kierujemy się na starówkę, która ponoć ma być super. I jest. Jako że jest przed 9, to miły chłodek jeszcze nie ustąpił miejsca upałom, pan parkingowy inkasuje 3 leje za 2h postoju, bilet po chwili namysłu wkłada pod linkę zamocowaną do kufra (który jak się później wczytałem chyba był na godzinę, no ale przecież on tu rządzi, u nas czasem tacy parkingowi inkasowali za motocykl drobną opłatę nawet bez biletu, albo po prostu free) i lecimy. To najbardziej pokazowe stare miasto zabudowane jest na wzniesieniu - dom stojący pomiędzy dwiema uliczkami przy jednej ma poziom gruntu na parterze, przy drugiej na wysokości 1-2 piętra. Ciekawie :) Ogólnie zabudowania pochodzą nawet z XIV w. i nieźle się zachowały, więc całość robi wrażenie przeniesienia się w czasie. Gdyby nie te parkujące tam samochody... Ale i tak jest bajka. Swoją drogą mieszkał tu Wlad Dracula. Po rundce pokazową starówką (z wdrapaniem się na sam szczyt włącznie) skierowaliśmy się na tą mniej pokazową, mniej wymuskaną, za to jakby bardziej naturalną - może i sporo nowszą, ale wciąż żywą, a nie żyjącą z turystów. Jak już się nacieszyliśmy, kolejnym etapem był kościół warowny w Viscri, budowany (rozbudowywany) od XII do XVII w. Droga dojazdowa niby asfaltowa, no ale taka w sam raz, ulice w miasteczku (wsi?) brukowane lub nawet nie, a sam kościół... Cóż, poczułem się jakbym przeniósł się do jakiejś gry RPG - wolnobiegający drób (indyki?), schodki z otoczaków, białe ściany, grube mury z kamienia, w samym kościele stare, drewniane, malowane ławki... Wspomnę tylko, że na liście UNESCO jest starówka Sighisoary i cała miejscowośc Viscri. Z Viscri skierowaliśmy się już nawet szutrowymi drogami na południe w kierunku Trasy Transfogarskiej, po drodze mijając zapewne jeszcze saskie, zardzewiałe bramy zwieńczone napisami "Gott mit uns". W napotkanym barze próbowaliśmy zamówić obiad, i ostatecznie nie do końca wiedzieliśmy co zamówiliśmy. A co dostaliśmy? Chyba podwójną porcję soczystego, grilowanego mięsa z frytkami i całą resztą w niezłej cenie. Jeszcze się tak, za taką kasę, nie najadłem :) Właściciel (który jak weszliśmy, i później też, sączył sobie piwo z jakimś znajomym przy jednym ze stolików) chyba wiedział, czego potrzebujemy. Posileni mogliśmy startować w górę - a tam na trasie napotkaliśmy kampera na unimogu. Robi wrażenie! Gdzieś już niżej, przed Curtea de Arges, zgubiliśmy stopkę. Stopkę znaleźliśmy, kolizję prawie spowodowaliśmy... Znaczy nie my. No, nie do końca my. My sobie mocowaliśmy stopkę, wokół krowy wracały z pastwisk, ktoś pomocny się zatrzymał, a ten za nim o mało się nie zdążył zatrzymać, z pół metra szczęścia wszyscy mieli :) Tutaj już rzuciliśmy się na pensjonat żeby odpocząć po/przed długim dniem, i o ile obsługująca kobieta może i nie znała języków poza rumuńskim, to była perfekcyjnie przygotowana do obsługi turystów - od razu po dzień dobry napisała na kartce "80 lei" :) Ciepła woda, wygodne łóżko, full opcja.

Tego dnia celujemy na Novaci, gdzieś po drodze w miejscu popasu rzucają się na nas 4 "bestie". Po chwili rzucania się, gdy nie dostały zapewne oczekiwanej przekąski, poszły spać w cieniu stołu. Starsze "bestie" już nie były takie przyjazne, a w Rumunii ich całkiem sporo. Z Novaci ciśniemy ostro w górę, robi się coraz zimniej, centralka trze o asfalt na każdym lewym i większości prawych (nie wiem czemu, może prawe atakuję łagodniej?), na górze parę fotek i uciekamy, bo wieje strasznie i ogólnie zzzzimno. No ale gdzieś tak przed Obarsia Lotrului słońce miło przygrzewało, strumyk szumiał, kwiatki kwitły i w ogóle, to dłuższy popas sobie zrobiliśmy. Później dalej na północ, z drogi 67C odbiliśmy w prawo na Jinę drogą 106E bo ponoć "warto" - no i cóż, takich agrafek i podjazdów to ani na transalpinie, ani na transfogarze nie znajdziemy - i podjazdy, i zjazdy na 1`ce. Znaczy faktycznie warto :) Dzień zakończyliśmy w 3-koniczynkowym pensjonacie w Sugag, który okazał się tylko dla nas. Za ponownie 80 lei.

Na dobrą sprawę zaliczyliśmy co planowaliśmy, trochę więcej też, czas kierować się w stronę domu. Jedziemy, jedziemy, jedziemy, stoimy na wahadłach, jedziemy, stoimy na wahadłach, jedziemy po totalnych dziurach, stoimy na wahadłach, jedziemy po jeszcze większych dziurach na dodatek zaczyna lekko padać... Na którymś z wahadeł, jak już wyszło słoneczko, odpalam kuchenkę, herbatka, te sprawy, kierowcy się patrzą, jest fajnie :) Wreszcie po kilku godzinach docieramy do Oradea, celujemy w kierunku Satu Mare, zawracamy, celujemy jeszcze raz, wbijamy się w centrum... W sumie wyjazd z Oradea zajął nam dłuższą chwilę, aż zaczęło się ściemniać i znowu padać... mamy dość, szukamy noclegu, w Valea lui Mihai podjeżdżam pod sklep i słyszę mało fajne "chr, chr, chr", teraz mam już naprawdę dość... Oczywiście, wymieniając skrzynię poszedłem po kosztach, nie zrobiłem wszystkiego co mogłem, więc poleciało coś innego, łożysko na wałku zdawczym, wałek lata, uszczelniacz zniknął, olej kapie, ogólnie nie do końca tak jak planowałem. Przynajmniej znaleźliśmy nocleg. Do domu mamy w sumie około 500 km, więc parę telefonów, prysznic, piwo (3 litry niezłego piwa z którego czuć chmiel za około 7 lei) i spać, jutro dłuuuuugi dzień.

Okazuje się że zostawionego w środku wsi motocykla przez noc nikt nie ruszył, jak wszystko było do kufrów przymocowane tak nadal jest, więc zostawiamy nawet kaski i idziemy zwiedzać miasteczko. Później jeszcze raz. Później się opalamy. Później chowamy się w cieniu. Później zwiedzamy miasteczko. Później idziemy w kierunku Węgier. I wracamy. I po kilku takich cyklach, gdzieś koło 20 przyjeżdża ojciec. Ładujemy motocykl, kupujemy tego 3-litrowego piwa po około 7 lei ile się mieści do bagażnika, do tego równie niedrogie czekolady, jakieś napoje (te 3 rzeczy są w Rumunii wyraźnie tańsze jak u nas, a jakościowo w kierunku lepszych), wbijam w nawigacji Lublin i długa. Po wschodzie słońca mijam Nisko, zmienia mnie ojciec, ledwo się kładę na tylną kanapę i już śpię. Budzę się za Kraśnikiem, jednak mało wygodnie się śpi na tylnej kanapie... Tegoroczny wyjazd z jednej strony udał się znakomicie, z drugiej skończył niespecjalnie... ale będę miał nauczkę, że jak coś robię to lepiej raz a porządnie, a wszystkiego i tak nie przewidzi :)

Wnioski z wyjazdu? może 2000km w 3 dni robi wrażenie, ale zwiedza się też ciekawie :) Teraz planuję... ekhem, ekhem... kościoły warowne w Siedmiogrodzie. Siedem wsi z takowymi trafiło na listę UNESCO, widziałem jeden, ciekawe czy pozostałe 6 robią podobne wrażenie :) Że co, że 4 raz do Rumunii? A czemu nie. Planowałem bałkany, ale ten wyjazd pokazał mi, że jest jeszcze wiele do zobaczenia. No i rumuńskie Karpaty przyciągają jak magnes, góry ciągnące się po horyzont, jeszcze niezbyt "ucywilizowane"... Wrócimy tam jeszcze!
Awatar użytkownika
Deamiens
Forumowicz
 
Posty: 1312
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:47
Lokalizacja: Lublin
Motocykl: DR800, DL1000
Tel. kom.: 696082016
Płeć: mężczyzna
Wiek: 36

Re: Rumunia 2015

Postautor: wydech dodano: 16 sty 2016, 22:18

Brawo panie kolego ,
Awatar użytkownika
wydech
Klubowicz
 
Posty: 1225
Rejestracja: 14 lis 2012, 20:09
Lokalizacja: okolice Torunia
Motocykl: TS 350+GSF 600
Płeć: mężczyzna
Wiek: 52

Re: Rumunia 2015

Postautor: DaJan dodano: 16 sty 2016, 23:17

Deamieńsik...super... :motor: -pozdro
Największym przeciwnikiem marzeń jest portfel.
Awatar użytkownika
DaJan
Klubowicz
 
Posty: 1519
Rejestracja: 30 sie 2009, 10:58
Lokalizacja: Krosno
Motocykl: Keeway Cruiser 250V-Romet R150
Tel. kom.: 511429521
Płeć: mężczyzna
Komunikator: 5789859
Wiek: 69

Re: Rumunia 2015

Postautor: Romeciarz dodano: 17 sty 2016, 09:12

Gratulacje szalona głowo. Brawo :oklasky: :piwo:
Aby zakręty były proste
Awatar użytkownika
Romeciarz
Klubowicz
 
Posty: 1204
Rejestracja: 15 kwie 2009, 18:45
Lokalizacja: Człuchów-Krzyżakowo
Motocykl: R 250; Hyosung,R 1100 RT -były
Płeć: mężczyzna
Wiek: 64

Re: Rumunia 2015

Postautor: krysz dodano: 17 sty 2016, 13:11

Obejrzałem fotki i... chyba skoryguję plany na ten rok, i z Serbii pomknę do Rumunii... po raz czwarty. A miałem Rumunię już sobie odpuścić :-) .
Brawo Deamiens. A swoją drogą przydałby mi się jakiś ADV, bo też nieraz korci zjechać na "białe" drogi...
"Nieważne jaki masz motocykl, ważne gdzie nim byłeś"
http://chomikuj.pl/krysz2/Podr*c3*b3*c5 ... uiser*27em
Awatar użytkownika
krysz
Klubowicz
 
Posty: 1570
Rejestracja: 21 cze 2011, 21:52
Lokalizacja: Łosice
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 602433923
Płeć: mężczyzna

Re: Rumunia 2015

Postautor: LadyDragon dodano: 17 sty 2016, 13:27

Brawo Wy :)) Świetna wyprawa, powinieneś częściej pisać o swoich podróżach :))
Awatar użytkownika
LadyDragon
Klubowicz
 
Posty: 1478
Rejestracja: 15 sie 2011, 23:43
Lokalizacja: Głogów, dolnośląskie :)
Motocykl: plecaczek
Tel. kom.: 500721926
Płeć: kobieta
Wiek: 54

Re: Rumunia 2015

Postautor: Michał_66 dodano: 17 sty 2016, 13:37

LadyDragon pisze:Brawo Wy :)) Świetna wyprawa, powinieneś częściej pisać o swoich podróżach :))

Też tak uważam :D :D :D
Michał_66
 

Re: Rumunia 2015

Postautor: Jack dodano: 17 sty 2016, 22:18

Ciekawa wyprawa i dobrze opisana:-),aż chce się zobaczyć to na własne oczy.
Romet Kadet 50 -> Romet Mińsk 125 -> Romet Soft 125 -> Romet R 250 -> Yamaha FJ 1200 A-> HONDA CBF 600 S
Awatar użytkownika
Jack
Klubowicz
 
Posty: 2324
Rejestracja: 15 cze 2012, 23:34
Lokalizacja: Podbeskidzie
Motocykl: Honda CBF 600 S
Płeć: mężczyzna
Wiek: 57

Re: Rumunia 2015

Postautor: Luca dodano: 18 sty 2016, 12:49

Ciekawy wyjazd Wam wyszedł. :)
Mimo, że już sporo pojeździłeś po Rumunii to jak widać ciągle jest tam wiele ciekawego do zobaczenia.

P.S.
Skrzynię biegów w moto już poskładałeś?
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Re: Rumunia 2015

Postautor: Deamiens dodano: 18 sty 2016, 15:00

krysz. ja za pierwszym razem zastanawiałem się "co ja tu kur...ka robię", teraz już się nie oszukuję że sobie odpuszczę :)
Ja wiem że powinienem więcej pisać o podróżach, bo i podróżować powinienem więcej, ale póki co dobrze, jak dostanę 2 tygodnie urlopu w lecie ;p
Luca, sporo pojeździłem, teraz czas mniej pojeździć a zacząć więcej zwiedzać :) DR`a czeka póki co, jakoś przez te... ekhem, ekhem... pół roku były pilniejsze rzeczy. i sprawny Mikilon :D
Awatar użytkownika
Deamiens
Forumowicz
 
Posty: 1312
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:47
Lokalizacja: Lublin
Motocykl: DR800, DL1000
Tel. kom.: 696082016
Płeć: mężczyzna
Wiek: 36

Następna

Wróć do Podróże

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron