No to kolejna dawka lektury

. Miłego czytania.
c.d.Długo jednak sobie nie pospałem, bo zaczęło mi coś wyć w uszach, aż musiałem swoje zmęczone cielsko podnieść i zobaczyć co to? To stara ciężarówka wspina się w moją stronę.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 596286.jpgWyjechała ze wsi i wyje, walcząc ze wzniesieniem. Stare, zużyte mosty dają o sobie znać.
Stwierdziłem, że prędko się tu nie wydrapie i znowu walnąłem się na beton. Walczyłem teraz żeby nie zasnąć, bo a nóż przejedzie po zaśniętym mnie. Zmęczenie jednak wygrało i zasnąłem. Obudziło mnie wycie tuż nad uchem. Wystrzeliłem niczym z procy, starając się zrozumieć co się dzieje? Acha, ciężarówka już tu jest. Nie chcąc mieć ręcznika ze śladem bieżnika po kole, szybko musiałem go zwinąć. Wzrok mi się wyostrzył i na pace ciężarówki dostrzegłem kilku facetów i pełno rowerów na grubych oponach.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 596283.jpgDomyślam się, że po to ich ciężarówka wywozi, żeby mogli sobie potem zjechać na dół stylem dowolnym. Nie sądziłem, że Połonina Równa jest tak popularna wśród rowerzystów.
Zanim zdążyłem się pozbierać ich już nie było. Niepotrzebnie robiłem sobie drzemkę na środku drogi, bo ciemnych chmur sporo w tym czasie przybyło. Teraz już mi się trochę śpieszy i wyciskam z Jelona ostatnie soki. Są nawet serpentyny zrobione z płyt betonowych.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 595561.jpgPierwszy raz mam okazję po czymś takim jeździć i powiem, że ręce potem bolą od kurczowego trzymania kierownicy. Wyjechałem w końcu poza linię lasu. Wyżej to już rosną tylko krzaki i trawy.
W lesie było cicho a tutaj trochę wieje i słońce coraz chętniej chowa się za chmury. Zaczynam mieć obawy, czy nie skończy się to jakąś gwałtowną burzą? Nie marnuję czasu na robienie dużej ilości fotek, tylko nieustannie walczę z betonowymi płytami. Zawsze lepsze to pod kołami niż spore kamienie, czy śliskie błoto.
Jestem już dosyć wysoko i z każdym zdobytym metrem wysokości, robi się coraz chłodniej. Po upale nie ma już śladu. Jelonek się cieszy, bo w końcu ma lepsze chłodzenie. Nie muszę teraz robić przerw, tylko piłuję Jelona bez ograniczeń. No może nie całkiem bez ograniczeń, bo kierowca jest ograniczony w swej materii i metabolizmie i od czasu do czasu musi coś zjeść, czy napić się. Są też mniej sympatyczne czynności i właśnie jedną z nich muszę uczynić, bo mi ciśnienie niebezpiecznie skacze na wybojach.
Lubię czasem sobie panoramicznie olać coś z wysokości, zwłaszcza, gdy mam taką piękną panoramę. Jestem tu zupełnie sam, albo mi się tak przynajmniej wydaje i nie muszę się w żaden sposób ograniczać w zraszaniu tejże panoramy.
Najpierw jednak mała sesja fotograficzna z zaciśniętymi zębami, co by były zdjęcia przed a nie po, bo jeszcze mógłbym niechcąco kogoś zdegustować a tego bym nie chciał.
Jak widać na załączonym obrazku jestem już wyżej niż okoliczne góry i panorama robi wrażenie, zwłaszcza na kimś kto jest tam pierwszy raz. Komuś też ten widok się podobał, bo po zgliszczach widać, że siedział tu dłuższą chwilę przy rozpalonym ognisku.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 594873.jpgW oddali wypatrzyłem jakieś ruiny, niewiadomego pochodzenia i zapewne nie tak dawno zainstalowaną wieżę telefoniczną . Przynajmniej o zasięg nie muszę się martwić.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 594863.jpgZrobiłem ostatnie zdjęcie, właśnie to co widzicie pod spodem i musiałem zrobić przerwę na panoramiczne pozbycie się nadmiaru płynu w organizmie.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 594858.jpgPodczas całej akcji nie marnuję czasu, tylko kontempluję okolicę i nie wierzę własnym oczom co zaczyna się dziać. Nagle zerwał się bardzo silny wiatr, tak, że musiałem się ustawić do zawietrznej i zza szczytu góry wyłoniła się duża, ciemna chmura. Momentalnie świat wokół mnie się zmienił na mniej przyjazny. Pośpiesznie zakończyłem to co przed chwilą zacząłem i złapałem za aparat, by zrobić kolejne zdjęcie w tym samym miejscu. Minęło z minutę, może dwie i zobaczcie jak zmieniło się otoczenie.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 594217.jpgPrzerażony zaczynam nasłuchiwać grzmotów. Silnego wiatru i deszczu się nie boję, ale piorunów na górze, na której nie ma się gdzie schować, to się trochę boję. Lekcji fizyki odrobinę w życiu miałem i wiem, że w tej sytuacji będę idealnym celem dla pioruna.
Biję się teraz z myślami, czy uciekać jak najszybciej w dół, aż zacznie się las i tam się schronić, czy jeszcze poczekać i zobaczyć jak się rozwinie sytuacja? Na tej wysokości co jestem, chmury już lubią sobie przechadzać i może po prostu przyszła sobie jakaś zabłąkana chmurka i zaczepiła o wierzchołek góry. Tak jak niespodziewanie przyszła, tak sobie pójdzie i znowu będzie ładnie.
Chwilę poczekałem. Ogarnęła mnie gęsta mgła i momentalnie zrobiłem się mokry od mikroskopijnych kropelek, jednak żadnych błyskawic i grzmotów nie było.
Szczytu nie widać, mimo to mam jakieś takie przekonanie, że jest gdzieś niedaleko i szkoda, by było teraz zawrócić.
Nie ma piorunów, no to jadę, najwyżej zmoknę i zmarznę. Oczywiście przeciwdeszczówki nie chciało mi się wyciągać, bo przecież zaraz będzie szczyt. Wiele nie widać a czasami nawet bardzo niewiele, ale drogę z płyt betonowych na kilka metrów widzę i tego będę się trzymał. Z mgły wyłoniły się niespodziewanie kolejne ruiny, jakiegoś budynku, obrośnięte trującym Barszczem Sosnowskiego.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 591902.jpgKlimat grozy jak się patrzy. Gęsta mgła, zimny wiatr, tajemnicze ruiny i śmiercionośne rośliny. Niech mi teraz coś wyskoczy zza krzaków, nawet niech to będzie niewinny zajec i dostanę zawału. Albo niech z raz piorun walnie i przerażony będę spieprzał na dół w te pędy.
Chwilami płyty betonowe jest widać tyle co pod kołami i muszę ze zdwojoną uwagą patrzeć gdzie puszczam przednie koło Jelona. No tak, kask mi zaparował. Po przetarciu było lepiej.
Skłamałbym pisząc, że nie lubię takich klimatów, tajemniczości i grozy, bo jak widać lubię. Inaczej dawno, by mnie tu nie było. Jest wyzwanie i trzeba mu sprostać. Oczywiście w granicach zachowania odrobiny zdrowego rozsądku. Zrobi się zbyt niebezpiecznie to odpuszczę, tak jak w zeszłym roku. No przynajmniej tak mi się wydaje.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 589307.jpgZa mną droga też szybko zaczyna znikać w białych czeluściach. Pcham się coraz wyżej, jednocześnie produkując coraz więcej adrenaliny.
Nagle widzę jakiś dziwny, duży cień, niemalże bezszelestnie zbliżający się wprost na mnie.
Do ostatniej chwili nie wiedziałem co to jest? Ja byłem widoczny, bo miałem włączone światła, ale to coś było po prostu czymś cieniem we mgle. Tuż przede mną wyłonił się pierwszy rowerzysta a zaraz za nim cała banda.
Zatrzymali się obok mnie, zmoczeni i zziębnięci. Ich chyba też ta pogoda zaskoczyła. Ciężarówka wywiozła ich pod szczyt i zjeżdżają teraz na luzie na sam dół. Gdzie ciężarówka się podziała w tej mgle, tego nie wiem. Korzystając z okazji, zapytałem czy daleko jeszcze?
Podobno nie daleko, około trzy, cztery kilometry i mają być jakieś duże budynki i tam obok będzie szczyt Połoniny Równej.
Podziękowałem za bezcenne informacje, oni ruszyli w dół a ja dalej się wspinać.
Walczę z nierównymi, betonowymi płytami, wyłaniającymi się ze mgły i od czasu do czasu Jelonek obrywa spodem, płacąc za moje błędy i pośpiech. Raz tak się wrąbałem przednim kołem w rów, między płytami, że musiałem zsiąść z Jelona i wyszarpać go do tyłu, bo do przodu nie dało rady. Przeskok na inną trajektorię i się udało przedostać. Jadę zatem dalej.
W pewnej chwili z wysokich traw, wyskoczył ćwierkający mały ptaszek i zaczął lecieć tuż przed moim przednim kołem. Tak blisko, że obawiałem się, że w końcu go przejadę, więc przyhamowałem. Ptaszek taki podobny do małego wróbla, ale to nie wróbel, choć się na ptakach zbytnio nie znam. Gdy tylko przyhamowałem ptaszek odleciał kawałek i siadł sobie na płycie betonowej, tak jakby czekał na mnie. Jak tylko ruszyłem, szary ptaszek znowu leciał tuż przed moim przednim kołem. Bawić się chce, czy jakiś kamikadze i życie mu nie miłe?
No i jechaliśmy sobie spory kawałek razem, znaczy się ja jechałem a on sobie leciał, po czym nagle odbił w stronę wysokich traw i zniknął.
Później dopiero, gdy w domu przypadkiem oglądałem jakiś program przyrodniczy, usłyszałem, że są takie ptaki co specjalnie wystawiają się na cel, żeby odciągnąć drapieżnika od gniazda z młodymi.
Przypuszczam, że właśnie to była taka akcja, ptaszek uznał mnie za niebezpiecznego drania, ubranego w czarne skóry, jadącego na kopcącym, ryczącym wierzchowcu i chciał mnie odciągnąć jak najdalej od swego rodzinnego gniazda. A ja głupi myślałem, że mu się nudzi i szuka trochę adrenaliny w towarzystwie obcokrajowca.
Miało być trzy, cztery kilometry a ja jadę i jadę i końca nie widać, bo wszystko we mgle.
Po jakimś czasie droga zaczęła tak, jakby opadać lekko w dół, czyli jakbym zaczął już zjeżdżać z góry, po czym się wzięła i skończyła.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 587048.jpgPostawiłem Jelona w poprzek drogi i poszedłem sprawdzić jak się sprawa ma. Dalej to już były tylko błotne koleiny, prowadzące w dół z kałużami o nieznanej głębokości. Niektóre były naprawdę spore i mogłoby się okazać, że Jelon cały się utopi.
Przy braku widoczności i niewiedzy, gdzie tak naprawdę się znajduję, postanowiłem zarządzić taktyczny odwrót. Nie będę się dalej pchał, bo coś czuję, że skończy się to źle.
Mówi się trudno. Rowerzyści mówili, że betonowa droga będzie prawie na sam szczyt a mi tu coś nie gra. Droga idzie coraz bardziej w dół a nie na szczyt i nie ma na niej ani jednej betonowej płyty. Coś tu jest nie tak i najrozsądniej będzie się wycofać.
Spodziewałem się pięknych widoków ze szczytu połoniny a tu wielki guzik widać, nawet szczytu nie mogę namierzyć.
Wracam z podkulonym ogonem i po około trzystu metrach, dostrzegłem we mgle kilka płyt betonowych, położonych po prawej stronie. Wjechałem na nie i okazuje się, że są kolejne i kolejne. Czyli to była krzyżówka. Znowu wspinam się do góry, czyli jest dobrze.
Płyty się skończyły, jednak we mgle dostrzegłem jakiś krzyż. Chyba to szczyt, zatem jadę tam. Jelon dzielnie wyciągnął na sam wierzchołek. Po drugiej stronie była przepaść w białą nicość w której nie wiadomo co się kryje.
Jest zimno mokro i wieje jakby chciało głowę urwać a Jelonek się cieszy, co widać na załączonym obrazku.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 586513.jpgNo dobra, ale rowerzyści mówili o jakiś dużych budowlach a ja tu niczego nie widzę. Zostawiłem Jelona na szczycie, niech sobie podziwia widoki a ja zrobię mały rekonesans.
Długo nie musiałem chodzić, bo już pierwszy zarys czegoś niedokończonego, wyłonił się z gęstej mgły.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 586510.jpgPotem poszło już jak po sznurku, co krok to coś interesującego i zarazem tajemniczego wychodziło się z białych czeluści.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 586038.jpgWygląda to na jakieś dziwne bunkry, czy cuś? Potem dopiero się przekonałem, że są to wywietrzniki a reszta jest ukryta pod ziemią.
Chodzę i niedowierzam własnym oczom, bo tajemniczy kompleks jest ogromny i co kawałek coś interesującego mnie zaskakuje.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 575199.jpghttp://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 457856.jpgCiekawość to jednak spora siła i wszedłem do środka. Teraz dopiero zrobiło się jak z filmów grozy. Lepiej pójdę do Jelona po latarkę. Żebym się tylko nie zgubił w tym labiryncie.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 457849.jpgW pewnej chwili usłyszałem coś na kształt ludzkiej rozmowy. Uciekać, czy może jednak nie?
Ciekawość znowu wzięła górę i poszedłem w stronę ludzkich odgłosów.
Dostrzegłem człowieka w żółtym ubraniu. Zdążyłem nawet zrobić zdjęcie, zanim mnie zauważył.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561597.jpgMacha przyjaźnie to ja też odmachuję. Iść się przywitać, czy lepiej trzymać się z daleka?
Może to jakiś okoliczny rzeźnik, czekający na swoją niewinną ofiarę w tak dziwnym, pełnym mroku miejscu? Wolę nie ryzykować i badam teren nadal, trzymając nowego znajomego na dystans. Po jakimś czasie znowu się na niego napatoczyłem, tym razem woła bardziej zachęcająco. Przywitaliśmy się jak ludzie, podając prawicę. On zdziwiony, a ty to Poljak? Oczywiście potwierdziłem. Po czym prowadzi mnie do jakiegoś kompleksu, umiejscowionego w wielkim dole. Od razu zrobiło się o wiele ciszej, bo silny wiatr nie miał tu wstępu i wiał gdzieś górą a tu docierały tylko nieliczne podmuchy.
Z mgły szeregowo wyłoniły się ciemne otwory, pozostałe po wielkich drzwiach. Środkowy otwór był jakby nieco jaśniejszy i tam właśnie prowadził mnie mój nowy, ukraiński znajomy.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561596.jpgWszedłem do środka i szczęka mi opadła. Centralnie w dużym pomieszczeniu rozpalone było ognisko, przy którym stała kobieta i dwóch mężczyzn. Właśnie kończyli piec ziemniaki. Czego jak czego, ale gorących, pachnących pieczonych ziemniaków na szczycie bezludnej łysej góry, przez którą właśnie przechodzi Armagedon, to bym się w życiu nie spodziewał.
Oczywiście zaraz po przywitaniu się, dostałem na rozgrzewkę pół szklanicy swojskiego bimbru. Niestety z przykrością musiałem odmówić, choć w takiej sytuacji głupio mi było.
Jak zawsze w takich przypadkach muszę tłumaczyć, dlaczego odmawiam gościnności. Namawiali potem jeszcze ze dwa razy, a potem stwierdzili, że ten dziwak tak ma i już. Za to gorące, pieczone ziemniaczki, wprost z ogniska były wyśmienite, choć nie było soli.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561334.jpgW ogóle to sól została tematem przewodnim dzisiejszego wieczoru. A zaczęło się to tak, że mąż tej kobiety, nazwijmy go Sasza, bo mimo to, że wszyscy się przedstawili to zapamiętałem tylko imię Alosza, ale to nie był Alosza, więc niech będzie Sasza, a jego żona na przykład Nadieżda. No i Sasza widząc mnie, jak pierwszy sięgam po gorącego ziemniaka, krzyczy do swojej małżonki:
- Nadieżda dawaj sól, Nadieżda krząta się po czym mówi
- soli niet
- Kak to soli niet? Odpowiada zdziwiony Sasza
- a no niet, ostała się w doma.
- Wódka jest, słonina jest, ogórki są, ziemniaki są, chlieb jest, a soli niet i Sasza złapał się za głowę, wymownie nią kręcąc a cała reszt parsknęła gromkim śmiecham.
Później przy każdym toaście Sasza powtarzał swoją frazę, tuż przed wychyleniem kielicha: Wódka jest, słonina jest, ogórki są, ziemniaki są, chlieb jest a ssoooli niet i za każdym razem kiedy to mówił i komicznie potrząsał głową, wszyscy wybuchali śmiechem a ja razem z nimi.
Ziemniaczki były palce lizać, zwłaszcza w takiej scenerii, gdy tuż obok szalała mgła z wiatrem. Zaczęło się też ściemniać i wszyscy zgodnie stwierdzili, żebym został z nimi na noc, bo oni tu dzisiaj nocują. Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać, zatem poszedłem poszukać Jelona w tej gęstej mgle. Chyba się nie zrozumieliśmy, bo gdy odchodziłem, moi nowi znajomi, zaczęli mi machać na dowidzenia i życzyć szczęśliwej drogi. A ja poszedłem tylko poszukać swojego stalowego rumaka, bo zjeżdżać z tej góry we mgle i ciemnościach nie miałem najmniejszego zamiaru.
Gdy tylko wyszedłem z niecki, to wiatr chciał mi oderwać głowę, że aż musiałem ubrać kask. Jelonek został gdzieś na szczycie i odnalezienie go wcale nie było takie oczywiste. Odrobinę się musiałem naszukać. Jednak przypomniałem sobie, że mam pilota od alarmu w kieszeni.
Jelonek zrobił znajome PIP PIP i już wiedziałem w którą stronę mgły mam iść.
Zjechałem kilkanaście metrów w dół i namierzyłem zjazd pod sam bunkier. Towarzystwo przy ognisku wesoło przywitało mnie jeszcze raz, jakby mnie nie widzieli z rok. Od razu zabrałem się za rozstawianie namiotu. Koniecznie chcieli, żebym rozbił namiot na betonie w środku bunkra, ale jakoś nie chciałem spać w tych betonowych czeluściach i wolałem na zewnątrz, tuż obok. Motocykl ustawiłem, tak, by chronił mnie od wiatru i biorąc poprawkę na ewentualną przewrotkę, rozstawiłem namiot tuż za.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561319.jpg- no dobra ja mam pałatkę a wy gdzie będziecie spać?
- a my w maszynu.
Co za maszynu oni mają, że nadaje się do spania to ja nie wiem, może to ta ciężarówka co wywiozła rowerzystów?
Przyszła pora na dalszą część imprezy i częstowanie czym chata bogata.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561331.jpgByły świeże pomidorki, ogóreczki i oczywiście wszystkiego musiałem skosztować, jednak dla lepszego smaku sól by się przydała, ale soli niet.
Słynnym ukraińskim przysmakiem jest słonina, tak i tu nie mogło jej zabraknąć. Druzja zaczęli pieczołowicie opiekać nad ogniskiem spory kawał słoniny. Gdy tylko się zarumieniła, przyszła pora na degustację.
Jak myślicie kto dostał pierwszy, wielki kawał słoniny do przełknięcia? No oczywiście, gościnność nakazuje, żeby pierwszy spróbował gość. Za nic nie chcę tego jeść, no może jeszcze cienki plasterek to bym przełknął a nie taki pięciocentymetrowy. Wódki wcześniej odmówiłem, to czuję, że pod żadnym pozorem nie mogę odmówić słoniny, bo się obrażą, albo i zdenerwują, że gardzę ich życzliwością a niektórzy są już dobrze zainfekowani bimberkiem, więc wolę nie ryzykować.
Wziąłem kawał gorącej słoniny, nabiłem na swój traperski nóż i robię pierwszego gryza.
Miękka, wściekle tłusta konsystencja i to jeszcze z twardą skórą na której widać pozostałości owłosienia. Żuję w ustach paskudne draństwo i czuję jak rośnie mi w ustach. Jak oni mogą coś takiego jeść i jeszcze mieć to za przysmak?
Zagryzłem chlebem i żuję i żuję i żuję i widzę, że wszyscy na mnie patrzą jak się zajadam ze smakiem. Twarda, owłosiona skóra nie chce się rozdrobnić i czuję jak zbiera mnie na wymioty. Nie wypluję tego przecież na oczach wszystkich, zatem pozostała mi tylko jedna droga. Muszę to za wszelką cenę przełknąć a po trzeźwemu jest to wyczyn. W końcu się zmobilizowałem i łykam. Cholera stanęło mi w połowie gardła. Taki impas, z jednej strony chce mi się wymiotować a z drugiej strony siłą woli chcę to w końcu przełknąć. Nie wiem, czy znacie taką chwilę wahania, czy pójdzie na dół, czy do góry? Na szczęście poszło na dół.
Obserwatorzy chyba się skapnęli, że raczej coś nie teges, bo do następnego gryza dostałem słoiczek z czymś w rodzaju czerwono białej, drobno posiekanej sałatki w occie, przy czym tego czerwonego było znacznie więcej niż białego. Ostrzegli mnie jednak, żebym nie brał dużo, bo wściekle ostre. Nie wiem co to było, ale nawaliłem na słoninę ile się tylko dało. Piekło jak diabli, ale dzięki temu mogłem jakoś zmęczyć resztę słoniny.
Reszta towarzystwa też już się zajadała pozostałymi kawałkami pieczonej na ognisku słoniny. Po wszystkim został jeszcze jeden, ostatni kawałek słoniny i jak sądzicie kto go dostał? No właśnie, gościnność nakazuje dać go gościowi. Nie zdradzę jakie mi się wtedy kłębiły w głowie niecenzuralne słowa. Jeszcze bez tej owłosionej skóry to może bym dał radę, ale nie tak ze wszystkim. Wepchałem na siłę w swój otwór gębowy i żuję i żuję i żuję i nie jestem się w żaden sposób zmusić, żeby to po raz kolejny przełknąć to tłuste świństwo.
Korzystając z tego, że zrobiła się noc, udałem, że muszę po coś iść do motocykla i szybko w ciemnościach wyplułem wszystko, a to co jeszcze miałem w ręce poleciało jak najdalej. Może jakiemuś niedźwiadkowi się trafi. On taki wybredny nie będzie i zje ze smakiem.
Pogrzebałem trochę w kufrach i znalazłem dużą czekoladę, którą dzisiaj kupiłem w tej omyłkowej wsi. Nie ma to jak odwrócić uwagę przeciwnika. Nie sądziłem, że im tak posmakuje, bo zjedli do ostatniego okruszka. Przyjaźń polsko-ukraińska zawiązana. Teraz były rozmowy o wszystkim. O tym jak jest w Polsce a jak na Ukrainie o tym co nas łączy i dzieli. Dowiedziałem się też conieco o tych bunkrach, że jest to opuszczona sowiecka baza rakietowa. Podobno widać tylko część tej bazy a reszta została zasypana ziemią i jest gdzieś głęboko. W czasach ZSRR ten obiekt był objęty ścisłą tajemnicą i okolicznej ludności nie wolno się było zbliżać. Ludzie pamiętają jak pewnego dnia po prostu przyjechało pełno wojska z ciężkim sprzętem i zaczęli układać płyty betonowe, po czym przyjechało jeszcze więcej wojska z jeszcze cięższym sprzętem i zaczęli coś budować na szczycie góry.
Moi nowi znajomi twierdzili, że w ziemi były schowane rakiety i w razie co byli gotowi na atak. Cywilnym samolotom też nie wolno było się zbliżać do obiektu, pod groźbą zestrzelenia. Kto wie co tam pod stopami mieliśmy? Obok mnie jakieś stalowe rury szły gdzieś w dół, tak, że pod spodem na pewno coś jeszcze jest. W Internecie natknąłem się na zabawną anegdotkę, że Ruscy specjalnie wkopali całą bazę w ziemię, żeby nie płacić żołnierzom większego żołdu.
Podobno, gdyby stacjonowali powyżej 1500m n.p.m. to byliby wtedy żołnierzami wysokogórskimi i należałby się im wyższy żołd. Raczej wkopanie w ziemię całej bazy miało bardziej znaczenie militarne, ale kto ich tam wie he he?
Baza nawet tylko z tą częścią, która jest widoczna robi wrażenie. Zwłaszcza w tej mgle i ciemnościach a tam gdzie palimy ognisko to były kiedyś garaże na pojazdy wojskowe.
Sasza mnie zapytał, czy widziałem malunki? Jakieś tam różne na murach widziałem, ale on mówi o takich dużych. Wziął latarkę, ja aparat i w środku nocy poszliśmy penetrować bunkier. O ile dobrze pamiętam to było to w tym samym kompleksie co garaże w których paliliśmy ognisko.
Weszliśmy do dużego pomieszczenia i Sasza latarką zaczął mi pokazywać malunki a ja nie namyślając się robiłem im fotki z lampą błyskową. Coś jednak było nie tak z tymi ściennymi malowidłami. Przyglądnąłem się uważniej i po plecach przeszły mi ciarki. To co tam zobaczyłem było z ciemnej strony mocy. Normalnie zacząłem się bać i chciałem to jak najszybciej wyrzucić z głowy. Szybko zniszczyłem fotki w aparacie tak, że ich nie zobaczycie. Zastanawiałem się przez dobrą chwilę, czy nie zwinąć namiotu i nie spieprzać stamtąd w środku nocy. Później pomyślałem, że skoro nie tak daleko na szczycie góry jest krzyż to nie może to być tak całkiem złe to miejsce. Cieszyłem się, że namiot rozstawiłem na zewnątrz a nie w garażu tak jak mnie namawiali.
Pogoda nic się nie zmieniła na lepszą, tak jak wiatr z mgłą szalał, tak ciągle szaleje. Pewnie przez noc wiatr wszystko wywieje i rano nie będzie nawet śladu po chmurze. Czeka mnie piękny wschód słońca i cudne widoki, to chyba warto przemęczyć jedną noc?
Zrobiło się tylko jeszcze zimniej, ale przy ognisku jest cieplutko i towarzystwo się bawi w najlepsze. W końcu jednak wódka się skończyła i zagrycha też. Alosza, chyba młodszy brat Saszy, stwierdził, że nie chce już tu siedzieć, że chce do domu. Nalegał, żeby Sasza go zawiózł a Sasza stwierdził, że nie może, bo jest pijany i jeszcze go milicja złapie. Tak jakby milicja miała po nocach grasować w tej górskiej, niedostępnej okolicy. Sasza w końcu ryknął na Aloszę, że jest pijany i pijany jeździł nie będzie.
Alosza się jednak nie poddał i startuje teraz do mnie. Ty nie piłeś to mnie odwieziesz. Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Jak to ja? Jadąc tu samemu robiłem w gacie a teraz mam w środku nocy, we mgle zwieźć na dół, niemalże dwumetrowego dryblasa o wadze jakieś 120kg?
Przecież mi Jelona dociśnie do samej ziemi i pierwsza lepsza, wystająca betonowa płyta zetnie mi od spodu silnik do połowy. Tłumaczę mu, że się boję jechać po nocy we mgle. On jest sporo cięższy ode mnie i podpity, wystarczy, że się zachwieje i polecimy gdzieś w przepaść. Sasza stanął po mojej stronie i obaj tłumaczymy Aliosze, że nie da rady. W końcu stanęło na tym, że prześwit w motocyklu mam za niski a on dużo waży i motocykl na dołach nie da rady. W końcu Alosza się pogodził z myślą, że będzie musiał tu zostać na noc. Stwierdził, że będzie spał przy ognisku, bo w aucie nie lubi. Przy okazji dowiedziałem się, że na drogę z płyt betonowych tubylcy mówią betonka.
Ja już drugą noc z rzędu baluję, więc gdzieś po pierwszej padłem ze zmęczenia. Sasza wziął swoją żonę i drugiego brata, czy też kolegę i zniknęli gdzieś w czarnej mgle. Słyszałem jeszcze tylko w oddali jak mówi podniesionym głosem: Chlieb jest, słonina jest, ogórki są, ziemniaki są a soli niet iiii iii wódki też niet. Potem były trzy trzaśnięcia drzwiami i nastała cisza. Zostałem sam z Aloszą. Chwile pogadaliśmy i poszedłem spać do namiotu, szarpanego wiatrem. Naciągnięty pokrowiec na Jelona skutecznie mnie osłaniał od wiatru, tak, że w namiocie nie miałem zbyt dużego przeciągu, tylko nieco wzmożoną wymianę zużytego powietrza. Słyszałem jeszcze jak Alosza podkłada kawałki drewna do ogniska i jak sobie coś nostalgicznego śpiewa pod nosem i odleciałem.
Więcej z tego dnia nie pamiętam, poza tym, że gdzieś po dwóch godzinach obudziłem się trzęsąc z zimna i musiałem pozakładać na siebie co tylko znalazłem pod ręką. Reszta nocy przebiegła już spokojnie. Oczywiście nie licząc szalejącego wiatru.
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 197
Widzianych krajów: Ukraina
Awarie: Jelon śmiga niczym górska kozica
Mapka sytuacyjna
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 561125.JPGJeszcze tylko na koniec fotka Jelona na szczycie, bo jakoś tak zapomniałem wstawić.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 587042.jpg