
Przechodząc do rzeczy...po trasie do Lublina - 100km motocykl stał pod chmurką ok 7 godzin na bocznej stopce. Padał deszcz, grad i wiał mocny wiatr.
Kiedy do niego wróciłem, spotkałem kolesia oglądającego mojego wraka na 2 kołach, okazało się że jeździ identycznym tylko ma przebieg 8tys.
Pogadaliśmy a ja w trakcie próbowałem swojego odpalić, po odpaleniu gasł. Doszło do tego że rozgrzał się wystarczająco do tego żeby poparzyć mi rękę ale mimo to gasł po przekręceniu manetki - trzymał tylko ustalone minimalne obroty. Wykorzystując ukształtowanie terenu zacząłem się toczyć na luzie po chodniku i rozruszać go wbijając bieg po rozpędzeniu - nie pomogło, tylko puls podskoczył po natknięciu się na policję (standardowo udaję że coś naprawiam i czekam aż pojadą). Zdecydowałem się na powrót do mieszkania ponieważ z Poniatowskiego do ul Północnej jest z górki na skróty. Trochę chodnikiem, trochę ulicą i przejściami doturlałem się pod mieszkanie i zadzwoniłem po brata żeby przywiózł klucze (10, wkrętak płaski i krzyżakowy) bo ja oczywiście miałem tyle co właściciel Toyoty z reklamy - kluczyk do stacyjki. Zachowanie wskazywało na gaźnik więc go wykręciłem i rozebrałem (polecam poluzowanie króćca dolotowego i odkręcenie gumy od filtra żeby ułatwić demontaż) UWAGA! Guma łącząca filtr z gaźnikiem jest mieszanką plastików i podważanie śrubokrętem może ją uszkodzić.
Gaźnik wyglądał na drożny; wykręciłem dysze od strony pływaka i wszystko przedmuchałem. Przy przepustnicy ssania pojawiły się kropelki wody która prawdopodobnie dostała się podczas ulewy. Poskręcałem wszystko i założyłem gaźnik - sytuacja opanowana i wszystko zaczęło działać.
Teraz zmagam się z gaśnięciem na zimnym silniku - po rozwiązaniu problemu dam znać.