Dziennik podróży
Luca wyjechał z domu ok. 17.Wyjazd poprzedziła ceremonia pożegnania, na którą złożyło się zadanie co najmniej 100 razy pytania:Tato a kiedy przyjedziesz tudzież Tato, a co mi przywieziesz, sesja fotograficzna z Pyzami na jelonie, ukradkowe całusy z żoną, życzenia wszystkiego dobrego od reszty rodziny. Brakowało tylko orkiestry dętej i koła gospodyń wiejskich.
Około 19 w krótkim meldunku Luca doniósł, że przekroczył Mielec, pogoda bez burzowych szaleństw, jedynie drobna mżawka dla odświeżenia. O 21 dojechał do domu rodzinnego bez żadnych przygód. Teraz pewnie stara się odpocząć, choć jak go znam będzie się jeszcze długo kręcił w łóżku, bo adrenalina nie da mu zasnąć. Jutro chyba najcięższy dzień wyprawy: zacznie w Bieszczadach a skończy w okolicy Wałbrzycha, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Podsumowanie:
przejechane ok. 240 km,
tuziny "mrówek", "supłów" i innego tałatajstwa nawiedzające okolice mojego żołądka na myśl o wyprawie - jest szansa, że zgubię brzuszek chociaż mleczna wedlowska kusi by się nią pocieszyć
21.45 - obie Pyzy śpią jak aniołki
tylko łóżko jakieś takie smutne i puste, chyba zaczynam tęsknić

--
-- Dzisiaj, 22:03 --
Wpadam na sekundkę na forum i wypadam i nie zauważyłem... Ewa, witam Cię serdecznie! Nareszcie wśród nas!
Jak będziesz miała kontak z Łukaszem, powiedz mu żeby do mnie zadzwonił jak minie Katowice czy Wałbrzych, chętnie wyjadę mu na spotkanie! No, chyba że chce miec zaliczoną wyprawę jako strickte samotną, to zrozumiem i nawet się nie pogniewam.
W każdym razie nocleg u mnie ma zapewniony!

[/quote]
Dzięki Wodzu za powitanie,myślę,że Młody z przyjemnością z Tobą pośmiga, dam mu cynk, żeby się do Ciebie odezwał
Wszystkim wielkie dzięki za życzenia i dobre słowo. Jesteście niesamowici
-