NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Wycieczki krajowe i zagraniczne oraz relacje z ich przebiegu

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: zdzichu125 dodano: 08 wrz 2024, 16:20

:( :_hura:
Awatar użytkownika
zdzichu125
Forumowicz
 
Posty: 662
Rejestracja: 27 mar 2014, 22:08
Lokalizacja: Kraków
Motocykl: K750, R1150RT, JL250V, ADV250
Płeć: mężczyzna

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: Luca dodano: 10 wrz 2024, 14:20

To ja jeszcze tylko dodam, że parę lat temu pojechałem z rodziną na Węgry z moim ulubionym telefonem i jak wracałem z Węgier to go jeszcze miałem a jak dojechałem do Polski to już go nie było. Do dziś nie wiem gdzie i co się z nim stało. Pewnie szybko znalazł nowego właściciela, bo przy próbie dzwonienia, sygnału już nie było. _bezradny
Awatar użytkownika
Luca
Klubowicz
 
Posty: 5105
Rejestracja: 25 mar 2008, 09:30
Lokalizacja: KIELCE okolice
Motocykl: Jinlun250*XVS*GL1500*HD
Płeć: mężczyzna

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: NIKT dodano: 15 paź 2024, 12:09

Wybraliśmy bardziej budżetową formę wakacji – namiot, ale TAKIEGO namiotu to ja jeszcze nie widziałem … 3 łóżka dla 5ciu osób, lodóweczka, kuchenka gazowa, sztućce i garnki – nie ważne czy jedziesz w 2 czy w 5 osób płaci się za namiot. Nawet był plan aby Rodzice pojechali do Warszawy na lotnisko i przylecieli do Nas, ponieważ nocleg już zapłacony a lotnisko od kempingu było ok 10 km  Niestety się nie udało 

Kemping nazywał się „Fabulous village” https://maps.app.goo.gl/QzaXyusCiJsC8W7F6 teren ogrodzony ok 700 m x 300 m

Mega polecam to miejsce w skrócie - namioty, miejsca dla kamperów, domki (nawet z klimą), restauracje, basen, korty tenisowe, boiska do gry w piłkę, siatkówka i piłka plażowa i wieczorne koncerty, ponadto jest market na terenie oraz dostaje się wjazdówkę aby samochód zaparkować na terenie i pizzeria.
Na recepcji jest ok 3-5 osób bardzo dobrze rozmawiających po angielsku, garść informacji przekazana na wstępie, dodatkowo należało zapłacić haracz za możliwość zwiedzania Rzymu (jednoroczna opłata turystyczna pobierana w zależności od długości pobytu ale maksymalnie za 5 dni), na miejscu kupiliśmy bilety komunikacji miejskiej na 72h (autobus jest ok 500m od bramy wjazdowej i ma krańcówkę na przystanku metra). Na wielkim planie kempingu (naliczyliśmy na mapie terenu ponad 1 tys. miejsc) został zaznaczony długopisem nasz „domek” i dostaliśmy informacje, że WiFi jest tylko w częściach wspólnych typu restauracje i sanitariaty. Całkiem przypadkiem nasz namiot był ok 20m od sanitariatów i WiFi sięgało bezproblemowo :D
Po rozpakowaniu się zapadła decyzja – idziemy za radą gondoliera i robimy sobie spaghetti na obiad zwłaszcza, że nasza dieta składała się głównie z pokarmów suchych bo w kufrze się nie ugotują (Karolina nie może już 3ci miesiąc patrzeć na salami) :D
Zwiedzanie szło bardzo i udało się naprawdę przychylnie dla nas. W głównej mierze jest to spowodowane imprezą kolarską „Giro d'Italia” organizowanego od 1909 roku. Komunikacja miejska jeździła dzięki temu bardzo sprawnie, ulice odgrodzone od ruchu samochodów więc można było chodzić bezproblemowo przy głównych atrakcjach turystycznych Rzymu.
Dość istotna informacja – nie dajcie się naciągać na kupowanie butelek wody od ciapatych, w całym Rzymie jest od groma „nasoni” czyli ulicznych kranów z orzeźwiająco chłodną wodą pitną. Do wielu z nich w historycznym centrum ustawiają się kolejki. Jest ich w sumie około 2500. Do obsługi nie potrzeba butelki ani kubka, zatykamy palcem wylot wody i z dziurki na górze rurki zaczyna tryskać woda, wystarczy zbliżyć usta i pić.

filmik
https://www.youtube.com/watch?v=mME-XWoHMJc
"Boso ale w ostrogach"
Awatar użytkownika
NIKT
Zarząd KCM
 
Posty: 1617
Rejestracja: 10 lut 2013, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 661557838
Płeć: mężczyzna
Wiek: 35

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: NIKT dodano: 25 paź 2024, 14:59

Pierwszy dzień przeznaczyliśmy na Watykan,
dojechanie do Niego było niby łatwe ale w praktyce okazało się trudne ze względu na przesiadkę. Teoretycznie bardzo łatwą przesiadkę bo wysiadamy z linii metra B i schodzimy piętro niżej na peron linii metra A. JEDNAK pytając ludzi ubranych w kurtki (najłatwiej w ten sposób rozpoznać tubylców) jedni mówili, że należy wyjść i iść na stację gdzieś indziej, Panie w informacji potwierdziły zeznania tubylców więc ochoczo poszliśmy kilometr dalej na dworzec PKP gdzie nas skierowano. Na miejscu nigdzie nie ma znaku linii A metra, pytamy ludzi każdy zdziwiony i roztwiera ręce unosząc jednocześnie ramiona. Wychodząc napotykamy żołnierzy podchodzę do nich, ale byli wyjątkowo nieskorzy do rozmowy. Na zewnątrz stoją 2 karetki i 6 medyków – raz kozie śmierć. Słyszą angielski i wołają jednego ze swoich, który tłumaczy bezproblemowo, że należy wrócić na stację metra i zejść piętro niżej …. Po ok 30 minutach byliśmy już w okolicy Watykanu. Nadeszła pora karmienia więc udaliśmy się do jadłodajni serwującej w głównej mierze na wynos ale w pudełkach otwartych od razu do jedzenia :P Wleciały 2 różne rodzaje makaronów i ze smutkiem stwierdzam, że takiego NIEDOGOTOWANEGO makaronu dawno nie jadłem. Jadłodajnia ma 4.9 gwiazdki jakieś lokalne i światowe nagrody, smaki obu – MEGA tylko ten surowy makaron w mojej porcji :/ Karolina miała aldente :P
Następnego dnia zamknęli linię metra A na długi czas, ponieważ zaczął się remont.

Kolejne dwa dni minęły Nam na zwiedzaniu Rzymu bez żadnych problemów i całkiem sprawnie to szło, nawet znaleźliśmy Lidla, który był oddalony od stacji metra 1 km więc co powrót na kemping to wizyta na zakupy :P Sporo atrakcji Rzymu można obejrzeć za darmo, z tarasów widokowych bez potrzeby kupowania biletu i czekania (czasami) kilku godzin aby wejść do środka. Fontannę (no ludzi jak w ulu) można obfotografować ze sklepu z ubraniami vis a vis lub wchodząc na podwójne płaskie poręcze dzięki, którym stopa ma 2 punkty podparcia :P Ciężko jest przegapić „Fontanna di Trevi” idziesz sobie uliczką, jest cisza spokój nagle ruch się zagęszcza i w niedalekiej oddali słychać przytłumione dźwięki ludzi, idziemy dalej i nagle widok jakby rozdawali coś za darmo. Ludzi chmara, każdy do siebie mówi głośno aby się zrozumieć do tego dochodzi różnorodność językowa – na rynku jak przekupki krzyczą jest ciszej niż tutaj :P Stanęliśmy aby ocenić sytuację, pkt 1 saszetki z portfelami należy dodatkowo zabezpieczyć położoną na niej dłonią, telefon służący za aparat kurczowo ściskać w dłoni (się naczytał człowiek jak to przy fontannie można łatwo stać się lżejszym o dobra materialne, a lata chodzenia w łodzi po ryniaczu wyrobiły już taki odruch bezwarunkowy na widok tłumu). W moim odczuciu była to najbardziej zatłoczona atrakcja w całym Rzymie, jednocześnie najbardziej zadbana fontanna.
Forum Romanum oglądaliśmy z tarasów widokowych i nie żałujemy, zdania odnośnie wchodzenia do środka są podzielone. Jedni pieją z zachwytu, a drudzy mówią że „szału nie ma, dupy nie urywa” w naszym odczuciu należeli byśmy do tej drugiej grupy.
Koloseum (amfiteatr Flawiuszów) no robi robotę (bardziej w nocy). Najprzyjemniejsza cześć to odległość od stacji metra – wychodzimy ze stacji i na wprost mamy „wizytówkę Rzymu”. Ludzi jest tutaj od groma ale jest tyle przestrzeni, że się tego nie odczuwa. Idąc w lewo i po schodach na górę można sobie cyknąć fotkę tego przybytku. Wejście do środka sobie odpuściliśmy, ludzi w kolejce było mniej niż do Watykanu ale pierwszeństwo mieli ci z biletami internetowymi, a kolejka do kasy jakaś nieruchliwa była.

Ostatni dzień Rzymskiego zwiedzania przeznaczyliśmy na próbowanie lokalnych przysmaków (postaram się zrobić listę lokali i smaczków oraz kilka słów na temat każdego) co Nas bardzo uderzyło – no gdzie mogą makaroniarze to dają pistacje ale są też inne smaki do wyboru :P Połączyliśmy ten dzień ze zwiedzeniem miasta nocą. Wtedy można poczuć prawdziwy klimat i nacieszyć oczy jak wszystko jest podświetlone. Powrót na kemping przed północą i dzień obijania się aby nabrać sił na powrót do domku :)
"Boso ale w ostrogach"
Awatar użytkownika
NIKT
Zarząd KCM
 
Posty: 1617
Rejestracja: 10 lut 2013, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 661557838
Płeć: mężczyzna
Wiek: 35

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: Szubi dodano: 26 paź 2024, 11:10

Rzym - moje ukochane miasto :* :* :*
Największe szczęście w świecie, na końskim i motocyklowym siedzi grzbiecie . . .
Awatar użytkownika
Szubi
Klubowicz
 
Posty: 2788
Rejestracja: 08 sie 2011, 18:28
Lokalizacja: Oborniki
Motocykl: Fernando
Płeć: mężczyzna
Wiek: 51

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: NIKT dodano: 21 lis 2024, 12:13

San Marino

Wracając do Padwy musieliśmy udać się do San Marino bo jest „po drodze”. Nawigacja chciała Nas pokierować lokalnymi drogami ok 100 km, ale pojechaliśmy trasą szybkiego ruchu i przyatakowaliśmy od tyłu bo wsiami wyszło wtedy ok 40 km. Drogi dość kręte, zachęcające do zabawy ale waga zestawu + jakość asfaltu i częstotliwość występowania żwiru w zakrętach skutecznie zniechęcały prawy nadgarstek. W drodze wyjątku udało Nam się zrobić zdjęcie nazwy miejscowości „San Marino” (na marne poszło poszukiwanie Rzymu i Zagrzebiu). Kolejne bardzo przyjazne miejsce dla motocyklistów, praktycznie wjeżdżamy na sam szczyt i znajdujemy parking ze szlabanem ALE dla motocykli przewidziany jest darmowy parking  Odpuściliśmy sobie wchodzenie na wieże widokowe, ponieważ ze skarpy i tarasu widać przepiękną panoramę całej okolicy. Tutaj też zjedliśmy sobie obiadek, kupiliśmy wino dla Rodziców (sprzedawca zapewniał „premium KŁALITI) oraz wino w podziękowaniu za znalezienie telefonu dla Andrzejka i Alicji lecz zadanie było nie łatwe, ponieważ są Oni bardzo BIO – pasta do zębów, ręczniki, srajtaśma, mydło cały dom w BIO :P Pytanie do sprzedawcy czy mają bardzo dobre wino bio – patrzy jak w zaklętych, chwila namysłu i pyta czy to nazwa, odpowiadamy coś w styli „bio, organic, natural” w odpowiedzi słyszymy „AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA BIJO” i czy też chcemy dobry towar premium ? Oczywiście że tak ! ale bez szaleństw ^^
Zdjęcia zrobione, miasto zwiedzone, brzuszki najedzone – pora ruszać.
W Vigonzie wjechaliśmy jak do siebie, okazało się, że Alicja już śpi – bardzo podziękowałem za telefon oraz dałem wino w podziękowaniu. Mina Andrzejka – bezcenna, jakby pierwszy raz w życiu coś takiego dostali od kogokolwiek za okazaną pomoc. W tel zostało 2% baterii i +99 WhatsUp, kilka meili o próbach włamywania się na konta, i ta możliwość sprawdzenia salda na koncie Revolut :D
Pora się ogarnąć po podróży i przepakować do namiotu bo jeszcze nie mieliśmy okazji zjeść prawdziwych tradycyjnych potraw Włoskich (nie mówię tu o pizzy czy makaronie).
W Padwie byliśmy przed wyjazdem do Rzymu, aby zrobić pranie i uzupełnić zapasy jedzenia, popróbować lokalnych bułek i słodkości. Kolejnego dnia po przyjechaniu mieliśmy jechać nad jezioro Garda, następnie Padwę na powrocie ALE tak zaczęło lać nad jeziorem, że zrezygnowaliśmy z tej części wycieczki :(
Został Nam 1 dzień na regenerację, kolejny na pojechanie MPK do Padwy aby 3ciego ruszyć na Lublanę i pozwiedzać w 2-3 dni.
Dzień regeneracyjny minał Nam na zwiedzaniu Vigonzy, znaleźliśmy aptekomat oraz zobaczyliśmy, że w stawie w parku nie ma ryb, a są żółwie :D Tyle z ciekawostek okolicznych.

Padwa była zwiedzana w mżawce, strugach deszczu, słońcu, pocie, zwykłym deszczu, wietrze więc urozmaicony pogodowo dzień :P
Zwiedzamy zawsze w trybie pieszym bo można więcej zobaczyć, jedynie nawigowanie było męczące używając telefonu w deszczu bo nie jest wodoodporny :/ W Padwie znaleźliśmy na google jakąś jadłodajnię, która okazało się że będzie zamknięta za jakieś 40 minut ale czytając opisy będzie można „zjeść tradycyjne jedzenie i się zbankrutować”. Znaleźliśmy lokal i weszliśmy do środka – okazuje się że mają jedzenie jak w jadłodajniach w Polsce - na wagę, bierze się tackę i Pan nakłada co się pokaże palcem :D Pytaliśmy czy zostaniemy jeszcze obsłużeni bo zostało mało czasu do zamknięcia. Kelnerka zaprosiła do stolika i pokazała gdzie iść po rozebraniu się po tackę. Tutaj mega wielkie zaskoczenie bo jedzenie nie jest na wagę a płaci się za porcję – ile nałoży Pan to płaci się za talerzyk. Ludzie pisali, że porcje potrafią być małe ALE być we Włoszech i spróbować tylko pizzy i makaronu ?? Nie bardzo za Nami ta wersja przemawiała … Więc uznaliśmy, że zaszalejemy ostatniego dnia po zalogowaniu się na Revoluta :D
Jedzenie mega smaczne !!! Kasza, mięso, sosy posypane serem, niebo w gębie. Dla mnie najsmaczniejszą potrawą całej wyprawy była „trippa” w tradycyjnej odmianie „alla fiorentina”.
Do wyboru tego dania doszło dość komicznie bo dla mnie wyglądało apetycznie i intrygowało swoją konsystencją gęstego sosu pomidorowego. Po zapytaniu „a to, co to takiego?” usłyszałem „Trippa” a „co to jest Trippa ?” w odpowiedzi słyszę cośw stylu „Trippa to Trippa” …. Patrzę jak sroka w gnat z miną debila na co zobaczyłem uśmiech na ustach mojego rozmówcy, odsunął się do tyłu o krok i gestami wytłumaczył – Wbił sobie w brzuch niewidzialny nóż, rozkroił go, przyłożył pięści do niewidzialnej rany i rozkładając palce, dodatkowo wydając dźwięk „łyyyyyyyyyyy” powiedział nagle Trippa. No to skoro miałem tak mega zareklamowane flaczki nie wypadało by nie wziąć zwłaszcza, że uwielbiam flaczki :D

No istne niebo w gębie posypane świeżo startym serem, który się rozpuścił na wierzchu dania w trakcie oczekiwania na swoją kolej, (trzeba było spróbować innych potraw). Gdybyśmy nie dostali tak wielkich porcji do jedzenia to leciał bym po flaczki jeszcze raz mimo, że już zamknęli wydawanie jedzenia. Warto było iść przed samym zamknięciem, ponieważ kucharz nie żałował Nam nakładania na talerz. Takie kopce Nam założono, przy tym policzyli Nam za zwykłą porcję …. No nasze kopy jedzenia były śmiało 2x większe niż te widziane w opiniach na google.
Po powrocie do domu szukałem z 3 dni przepisu na Trippę i znalazłem, przetłumaczona z Włoskiego na Nasz zrobiła Robotę.
Zjadłem ją na obiad + dokładka, na kolację + dokładka i zostało jeszcze na drugi dzień. Tyle tego narobiłem ( składniki z przepisu x 2), że dałem pół garnka Rodzicom i Tata zajadał jak ja :D
Na pewno to danie zagości do mojego jadłospisu na stałe.
"Boso ale w ostrogach"
Awatar użytkownika
NIKT
Zarząd KCM
 
Posty: 1617
Rejestracja: 10 lut 2013, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 661557838
Płeć: mężczyzna
Wiek: 35

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: NIKT dodano: 21 lis 2024, 15:12

"Boso ale w ostrogach"
Awatar użytkownika
NIKT
Zarząd KCM
 
Posty: 1617
Rejestracja: 10 lut 2013, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 661557838
Płeć: mężczyzna
Wiek: 35

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: Szubi dodano: 23 lis 2024, 13:50

ja byłem z ekipą przy wulkanach błotnych w Rumunii, właścicielka pensjonatu też się pytała czy nie chcemy flaków pokazując przy tym na brzuch :D
Ciekawe w jaki sposób by pokazali jakąś inną zupę, np. rosół, pomidorową, żurek :rotfl:
Największe szczęście w świecie, na końskim i motocyklowym siedzi grzbiecie . . .
Awatar użytkownika
Szubi
Klubowicz
 
Posty: 2788
Rejestracja: 08 sie 2011, 18:28
Lokalizacja: Oborniki
Motocykl: Fernando
Płeć: mężczyzna
Wiek: 51

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: NIKT dodano: 30 lis 2024, 09:39

Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak by pokazali, że zupa pomidorowa jest "zaklepana śmietaną" :P

Baterie naładowane pora wracać do domku, ale pierw Lublana, Wiedeń i dopiero domek. Szybkie zapoznanie się z pogodą i ostatniego dnia Naszego pobytu we Włoszech ma być przepiękna pogoda. Do pokonania tylko 270 km, więc na spokojnie mieliśmy się pakować nie od rana lesz ok godziny 10.
Mapa pogodowa ponownie pokrzyżowała plan pierwotny……………..
przed samym snem zapadła decyzja – Jedziemy nad „Jezioro Garda” bo we Włoszech na 99% już nie będziemy motocyklem.
W taki oto sposób spakowani ok 7 rano wyjechaliśmy aby zrobić zamiast 250 km ok 700 km, bo jeszcze pokręciliśmy się po okolicy przez zamkniętą trasę „Strada della Forra” dzięki uprzejmości Google Maps. Drogę wybraliśmy „na bogato”, ponieważ lecieliśmy autostradą aby zaoszczędzić czas (zamiast 12h samej jazdy lokalnymi drogami, jechaliśmy „tylko” 8h dodatkowo cały czas bez krępacji i obawy o fotoradary poniżej 140km/h nie schodziło z licznika).
Na miejscu widoki momentami zapierały dech w piersiach, motocyklistów mijaliśmy całe gromady. Drogi bardzo kręte wjeżdżając w stronę górzystą, podjazdów i zjazdów również sporo, w gratisie bez żwiru na asfalcie, mimo obładowania można było sobie pozwolić na troszkę agresywniejszą jazdę na drodze powrotnej, aż w interkomie nie usłyszało się niezadowolenia i nastąpił powrót do trybu zwiedzania. Naprawdę nie żałujemy, że zdecydowaliśmy się na to „lekkie” naddanie drogi i każdemu polecamy wycieczkę w to miejsce :P
W Lublanie na docelowe pole namiotowe za 16 Euro dojechaliśmy ok 21:20. Zgodnie z opiniami na internecie wjeżdża się jak do siebie, kamperów stoi bardzo dużo, dzwoni się na nr. tel. z kartki naklejonej na szybie, rozmawia się z córką właściciela po angielsku bardzo sprawnie, tylko jest jeden malutki problem…. Cały teren jest wysypany białym gresem tak ugniecionym przez kampery, że nie ma opcji wbić chociażby jednego śledzia….
Szybki telefon do Beniamina, ponieważ w czeluściach myśli odnalazła się informacja o aplikacji, w której ludzie umiejscawiają możliwe noclegi (kempingi, dzikusy, parkingi etc.) ponadto pomógł szukać na szybko (mimo pory dnia/nocy) miejsca przyjaznego namiotom. Dzwonię szybko do właścicielki i opowiadam, że na stronie mieli napisane, że mają miejsca namiotowe i że jesteśmy dzięki tej informacji w ciemnej czarnej Duuuuuuuuu…… , zapytałem czy możemy rozbić namiot przed bramą bo jest sporo trawy, ale dowiedziałem się, że to teren szkoły i właściciele sobie tego nie życzą i wszystkie takie sytuacje zgłaszają do służb…. Na szybko przeszukana cała okolica w internetach i albo wszystko daleko o niewiadomej infrastrukturze, albo bardzo kiepskie opinie albo strach się bać. Ok 2 km od tego kempingu był inny, ale taki „mega super hiper ultra premium, że ho ho” co to namiot kosztował Nas 50 euro zamiast 16 od nocki. O godzinie 21:57 zapłaciliśmy za możliwość przespania się, a gdy wyszedłem z recepcji zostały za mną zamknięte drzwi na klucz. Niby tylko 50euro za nocleg ale to było aż 50 euro za nocleg więc….. Jako typowy przedstawiciel cebulandii mieliśmy najcieplejszą noc z dotychczasowych na tej wyprawie – farelka dawała czadu całą noc bez wyłączania, Suzi nawet nie była rozpakowywana, ponieważ plan 3ch noclegów w tej miejscowości umarł dodatkowo zmotywowany zniszczeniem się Naszego materaca…
Z samego rana zapadła kolejna szybka decyzja. Dzwonię do Mepy i lecimy do Dubu (jeśli Nas Paweł i Jana przenocują) zamiast do Wiednia. Paweł zgodził się Nas przenocować więc dodatkowo zmotywowani szybko się ogarnęliśmy z samego rana i ruszyliśmy w kolejne 700 km powrotu, lecz aby coś jednak wspomnień ze Słowenii przywieźć skoczyliśmy nad Jezioro Bled.
Nic nadzwyczajnego nie działo się przez 90% drogi, autostrady i autostrady z prędkościami 120-140 km/h.

Na wysokości Brna Suzi zaczęła jakby szarpać sporadycznie po odpuszczeniu gazu i dodaniu go ponownie na niższych obrotach, ale dalej ochoczo jechała, rzuciło mi się w oczy wskazanie napięcia rzędu 12.2 V zamiast standardowego 13.4, potem wzrosło na 12.6 i się utrzymywało. Po zjechaniu z autostrady w stronę Prościejowa szarpanie jakby się nasiliło, a ok 3 km od Mepy moim oczom ukazało się na wskaźniku 8,5V…… Szybkie zdanie raportu taktycznego Karolinie i myśl temu towarzysząca „NO TO JESTEŚMY W OKU SAURONA…. (aby nie pisać W DUPIE)”. Ponownie było ok godziny 22, ogarnęliśmy się szybko (w tym Paweł podłączył prostownik do Suzi) i zaczęliśmy nadwyrężanie gościnności Naszych gospodarzy. Zjedliśmy bardzo smaczny i mega duży obiad (trochę się Nas naczekał) porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy spać. Z samego rana już czekało na Nas śniadanie – aż Nam się zrobiło głupio, a jeszcze bardziej ten stan pogłębiło moje pytanie czy możemy wyjechać dopiero następnego dnia. Paweł i Jana bez mrugnięcia okiem się zgodzili i w taki oto sposób utwierdza się człowiek za każdym razem, że - Klub Chińskich Motocykli to jednak Nasza motocyklowa rodzinka (to był dopiero początek rodzinnych klimatów). W międzyczasie uznałem, że ładujemy Suzi ile się da, dojeżdżamy najdalej jak to tylko możliwe na tym akumulatorze i dzwonimy po lawetę bo wykupiliśmy assistance – plan doskonały :D
Po ubraniu się w przeciwdeszcze, pożegnaniu się i rozpięciu wtyczki z jednej żarówki (55W) ruszyliśmy przed siebie. Całe Czechy przejechaliśmy na ładowaniu rzędu 12.4-12.6V. W Polsce na granicy zatrzymaliśmy się na tankowanie i dalej w drogę, za ok 20-30 km ładowanie spadło na 11.9 i tak się utrzymywało. Przed Gliwicami przestało padać, ładowanie umarło ponownie więc przy wskazaniu 10V na poboczu wyciągnąłem wtyczkę z drugiej żarówki i jechaliśmy na pozycyjnych, a akumulator ponownie wskazywał 11.5V. Szybkie obliczenia w głowie i przy utracie 0,5V na każde 30 minut powinniśmy dojechać do Jędrka i Donaty na umówiony obiad, lecz trzeba było przyspieszyć aby zwiększyć zasięg i od Nich już na spokojnie dzwonić po lawetę. W taki oto sposób na wysokości Pyrzowic przy napięciu 7.8 V zegary postanowiły się wyłączyć i dysponowałem wyłącznie obrotomierzem natomiast w okolicy miejscowości Łazy (chyba) przy 7.2V Suzi zgasła, a my siłą rozpędu dotoczyliśmy się na MOP. Przepchnęliśmy motorek na miejsce parkingowe przyjazne lawetom i dzwonimy do znajomego laweciarza czy ma umowę assistance z moim ubezpieczycielem lecz ten nie odebrał. Zostaje Nam zadzwonić na infolinię i czekać, aby było ciekawiej odpalam PDFa w celu znalezienie numeru i zerkam na tabelkę, w której widzę, że assistance podróżne skończyło się 2 dni temu – HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA. Telefon do Jędrka i przedstawienie sytuacji, telefon do Maksia i prośba o nocleg, aby Mój Tata na spokojnie ogarnął przyczepę i przyjechał po Nas kolejnego dnia.
W oczekiwaniu na Jędrka, który miał przyjechać z pomocą i zapasowym akumulatorem przepchnęliśmy Suzi pod bramę na drogę serwisową i wepchnęliśmy ją pod górę. Przekręcając kluczyk akumulator pokazywał 9V ale nie reagował rozrusznik, natomiast zegary wróciły do życia.
Czekaliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się aż w net zjawił się ON !!!! JĘDREK we własnej osobie !!
Nasz wybawca z opresji ! Karolina zeszła na dół przywitać się, a ja usiadłem na Suzi aby stoczyć się za Nią. Przekręcam kluczyk i widzę 10,2V – naciskam starter - słychać pstryknięcie i NIC. No to odpycham się nogami, zaczynam jechać w dół i nagle myśl „ej Ty ! zapnij 2jkę i puść sprzęgło”. W tym samym momencie Suzi budzi się do życia !!! Ponownie słychać Jej 2 wielkie wydechy, a napięcie spada na ok 9V. Szybka wymiana słów i dzida ile fabryka dała na autostradzie byle dojechać do Donaty i Jędrka o własnych siłach, szanowna małżonka została porzucona na MOPie wraz z Jędrkiem :P Ponownie spotkaliśmy się za 20 minut już na miejscu i Suzi dostała w nagrodę prostownik na klemy.
U Maksia i Naszych gospodarzy pełne obłożenie łóżek. Perspektywa spania w namiocie na ogrodzie była kusząca ale zostawiliśmy u Mepy nasz popsuty materac. Donata zaczęła uruchamiać kontakty noclegowe, mimo przeogromnej gościnności podjęta została decyzja, że lecimy do domu ile się da. Z Jędrkiem znaleźliśmy przewód i dostałem 2 małe akumulatory na zapas jak mój umrze ponownie, dolałem 5L paliwa z kanistra aby po drodze nie brakło bo czasowo trzeba będzie podgonić aby prądu nie brakło. Przy okazji telefon do Taty i zdanie raportu technicznego i prośba aby był pod telefonem bo w razie czego podjedzie autem z akumulatorem samochodowym. Wszystko gotowe, Nasi wybawcy pożegnani ciepłymi uściskami – no to lecimy dalej z tą przygodą :D

Do domu brakło Nam 2 km… Z 500m przed stacją benzynową śmieję się do Karoliny „wypadało by zjechać i zatankować ale szkoda kusić losu skoro Suzi jeszcze jedzie”. Nagle szarpanie jak świński galop, maneta do oporu nabieramy prędkości i Suzi gaśnie, sprzęgło i dotoczyliśmy się na luzie pod sam dystrybutor. Zatankowałem, przepchnęliśmy moto aby wyciągnąć akumulatory i kabel, a Karolina spotkała chrzestnego więc chwilkę porozmawiali, ja podpiąłem drugi aku pod ten w Suzi, pakujemy się na moto przekręcam kluczyk, starter – suzi ledwo zakręciła rozrusznikiem ale odpaliła – znowu mamy 10V :D I w taki oto sposób zatankowani dojechaliśmy do domu :)



Filmik
https://youtu.be/n5TMgEVlFFU?feature=shared
"Boso ale w ostrogach"
Awatar użytkownika
NIKT
Zarząd KCM
 
Posty: 1617
Rejestracja: 10 lut 2013, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Motocykl: Keeway Cruiser
Tel. kom.: 661557838
Płeć: mężczyzna
Wiek: 35

Re: NIKTów wyjazd 2024 – Rzym

Postautor: jacek.rc dodano: 02 gru 2024, 09:23

Qrna ,ja to myślałem ,że KAŻDY ,kto raz wałęsał się po Alpach motocyklem ma wpisane w DNA powrót do tych magicznych ( wychodzi ,że nie dla wszystkich _boisie ) miejsc . Może przez to wsze zap...e autostradami nie poczuliście tego klimatu , ale od razu pisać , że " już nie motocyklem" ,w tak młodym wieku ??? . Ja czytam i już się nakręcam na przyszły rok :motor: ,ale spoko jestem tolerancyjny ,rozumiem ,że są czasy wolności zdań wszelkich :foch: .
Show Must Go On
Awatar użytkownika
jacek.rc
Forumowicz
 
Posty: 2315
Rejestracja: 16 sie 2012, 22:36
Lokalizacja: Wodzisław Śląski
Motocykl: KSL ,Cruiser ,VT-750,ADV -250
Płeć: mężczyzna

PoprzedniaNastępna

Wróć do Podróże

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości