autor: Andrew dodano: 05 gru 2012, 22:26
Starałem się podtrzymywać przytomność śpiewając piosenki które przychodziły do głowy; musiało to wyglądać komicznie z perspektywy postronnych osób...
Droga zaczynała się prostować i zobaczyłem światła.
Mając nadzieję że dojechałem do przejścia zatrzymałem się i ubrałem cieplej.
Gdy dojechałem do szlabanów okazało się że to droga z poborem opłat, które swoją drogą pobierano w sposób dla mnie nie zrozumiały.
W jednej bramce zapłaciłem 1 euro w drugiej i trzeciej 0,50 a w czwartej i kolejnych już nic...
Od razu po przejechaniu każdego szlabanu zatrzymywałem się na przydrożnym parkingu by rozruszać nogi i pobudzić krążenie ponieważ wciąż byłem śpiący.
W kilku miejscach były zjazdy z noclegiem ale nie skusiłem się bo ceny były astronomiczne jak na mój budżet albo nie było miejsc.
Skopje o tej godzinie było prawie wyludnione. Zatrzymałem się na tankowanie i smarowanie łańcucha;
na przeciwko w dole było widać centrum miasta oraz dziwną projekcję nad miastem w kształcie krzyża.
Poza miastem, po zjeździe z wygodnej drogi ekspresowej znowu zaczęły się kręte górskie drogi i lasy.
Gdy zaczęło się rozjaśniać ujrzałem po jakiego typu zakrętach jechałem, niemal każdy zakręt był na skraju przepaści na zboczu gór a miejsca na potencjalny
nocleg nie bez powodu były odgrodzone stalowymi "bandami"! Nad ranem na mapie pojawiła się w pobliżu ikona hotelu,
po dojechaniu na miejsce zastałem na obok budynku dwie osoby - okazało się że motel od kilku lat jest zamknięty - to o spaniu.
Po około godzinie zatrzymałem się przy drodze i rozłożyłem kuchenkę na śniadanie - ryż i pasztet.
Pozbierałem śmieci i pokrzepiony posiłkiem ruszyłem dalej.
Do przejścia z Albanią dojechałem przed południem. Po kontroli na drugiej stronie moim oczom ukazały się piękne
widoki, pobliskie miasto było położone w dolinie która kształtem przypominała kopalnię odkrywkową. Zwykła szosa była zatłoczona od turystów z różnych krajów.
Poruszając się po owej dolinie drogą E852 widziałem małe poletka oraz piękne stare domy.
Starałem się w miarę możliwości wyprzedzać co się dało i jechać płynnie. Prawdopodobnie byłem w okolicy turystyczne na co wskazywały stragany,
widoki i wspomniani wcześniej turyści. Po krętych i ciasnych serpentynach wjeżdżałem pod stromą górę uważając na zjeżdżające autobusy i pieszych.
Na górze droga była dalej wąska - około 4m a na krawędziach żwir.
Dalej było ciekawiej, pierwszy raz w życiu widziałem taką drogę (łącznie z TV) - biegła po szczytach gór - pomiędzy szczytami sypano kamienie aby
połączyć góry i wyprostować drogę.
Trasa stawała się tym bardziej oryginalna i nie spotykana dzięki poruszającym się po niej osobówkom, ich kierowcy nie zważając na zagrożenie
związane z wpadnięciem w przepaść lub niezmieszczeniem się na swoim pasie na tej wąskiej drodze zasuwali ile wlazło.
Ja jechałem średnio 60-70 km/h, musiałem się dostosować do panujących tam warunków; przecież ktoś mógłby mnie wyprzedzić gdy
wokół pionowa ściana, ciasne zakręty z murkiem no i oczywiście przepaść...
Po wielu kilometrach serpentyny zaczęły sprowadzać mnie coraz niżej aż dojechałem do kolejnego miasta co znów sprowadziło senność.
Chociaż słońce już nieźle grzało to za miastem znów zaczęło mnie nosić po całej szosie...zatrzymałem się na poboczu, rozłożyłem stopkę
i nie schodząc z motocykla oparłem głowę na kierownicy i w końcu się zdrzemnąłem...
Ostatnio zmieniony 03 kwie 2013, 22:41 przez
Andrew, łącznie zmieniany 1 raz