Tak na Mikołaja, dla tych co lubią czytać.
Dzień pierwszy, sobota 31 sierpnia.Jeszcze w to nie wierzę ale wygląda na to, że to prawda. Zaraz ruszam w świat, tym razem na zachód. No, ale nie tak zaraz, bo południe już mija a ja nadal wrzucam toboły na Jelona.
Normalnie to już dawno byłbym w trasie, ale normalnie to być jakoś nie może. O urlopie dowiedziałem się dopiero w czwartek przed wyjściem z roboty, zaraz potem pobiegłem do PZU by wykupić asistans w razie co.
Oczywiście uprzejmy pan pod krawatem powiedział, że chętnie ubezpieczy Jelonka za jedyne dwieście parę złoty. Trochę drogo, ale dowiaduję się co za to będę miał:
- hotel maksymalnie trzygwiazdkowy, jeśli takowy będzie w okolicy, góra do trzech dób (trzeba się uważnie wsłuchać w to co pan mówi, żeby nie pomylić z dup, (była kiedyś taka scenka w kabarecie i od razu mi się przypomniała)).
No i to jest najdroższa usługa na jaką mogę liczyć, ciągnie dalej pan z PZU.
- naprawa motocykla w serwisie wskazanym przez ubezpieczyciela
- a do jakiej kwoty, pytam?
- do 500zł
- do 500zł a nie przypadkiem do 500euro, pytam zdziwiony?
- maksymalnie do 500zł
- no to co ja za taką kwotę np. w takiej Francji naprawię, lampkę w kierunkowskazie?
- możemy też zaholować pański pojazd we wskazane miejsce.
- no to super a do ilu kilometrów?
- do 150 maksymalnie
- coo, znaczy się słucham?
- mamy też pakiet rozszerzony do 1000 km, ale na motocykle to nie dajemy
- no to po kiego mi takie asistans? Dwieście parę złoty zapłacę i nic z tego nie mam, jedynie co to holowanie z autostrady może się przydać i nic więcej.
Podziękowałem panu w krawacie za asistans i wziąłem tylko ubezpieczenie od kosztów leczenia. Oczywiście pan policzył mi drożej bo skoro motocykl, to wziął z tabelki sporty motorowe. Tłumaczę panu, że żadnych sportów motorowych nie będę uprawiał, tylko jadę najzwyczajniej turystycznie.
Mogę zatem wziąć zwykłe ubezpieczenie, ale jak mi się przytrafi coś na motocyklu to ubezpieczyciel umyje ręce. No to wziąłem to droższe i zamiast zapłacić sześćdziesiąt parę złoty zapłaciłem sto czterdzieści dwa złote.
Tego dnia nic wiele więcej nie załatwiłem, może tylko małe zakupy prowiantu na drogę.
W piątek po pracy przeglądnąłem Jelona, czy się kupy trzyma i wymieniłem uszczelniacz i łożyska w przednim kole. Stary uszczelniacz puścił, dostała się woda i na rdzę nie trzeba było długo czekać. Wprawdzie jedno było tylko uszkodzone ale wymieniłem oba.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 679873.jpgSmarowanie łańcucha i lulu, więc całe pakowanie zostało na sobotę.
Do tego jeszcze rozciąłem sobie kciuka przy zamykaniu scyzoryka na samym opuszku.
Na drugi dzień przy pakowaniu dowiedziałem się co to znaczy brak sprawnego jednego palca u ręki. Co chwilę o coś go urażałem. Niby nic wielkiego, ale bolące kłopoty sprawia.
Miałem wyruszyć po śniadaniu a okazało się to możliwe dopiero po obiedzie. Przynajmniej głodny szybko nie będę. BabaLuca pysznie gotuje, to żal by było zrezygnować z degustacji.
Szybkie uściski z dzieciakami i z moją drugą połową i ruszam.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 098506.jpgNadal nie wierzę, że stało się to możliwe, że dzieci są na tyle zdrowe by je zostawić, że żona zgodziła się zostać sama z gawiedzią na dwa tygodnie, że mam ten urlop na który wcześniej nie było najmniejszych szans.
Jadę w stronę cywilizacji, więc ustaliliśmy z żoną, że gdyby w domu coś się złego działo to po prostu zostawiam wszystko i przylatuję najbliższym możliwym samolotem.
Zapłon, starter i w mgnieniu oka maszynownia poszła w ruch. Jedynka, sprzęgło i ruszam.
Pierwsze kilka metrów i się zatrzymuję w bramie, by jeszcze pomachać córeczkom. Nie ma już odwrotu, jadę na spotkanie z przygodą, obym tylko cały wrócił.
Muszę wrócić, nie wiem jak ,ale muszę zrobić wszystko by wrócić do rodziny w jednym kawałku. Niebezpieczne to hobby mam. Wyrzuty sumienia gryzą mnie przez pierwsze kilometry a jak się coś stanie i na zawsze zostawię ich samych?
Przez kilka minut modlę się do Pana Boga by jeszcze tym razem pozwolił mi wrócić do rodziny.
Kilometry uciekają. W Jędrzejowie zmieniam kierunek wprost za zachód. Od razu poczułem zmianę kierunku, silny wiatr wieje wprost na mnie. Z boku był mniej odczuwalny, ale teraz zmniejsza przyjemność z jazdy. Niebo mocno zachmurzone, o słońcu nie ma co nawet marzyć. Rano sporo padało to może się już wypadało i teraz już nie będzie?
Źle mi się jedzie, wiatr szybko mnie męczy i robię małą przerwę w Olsztynie przed Częstochową.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 098124.jpgPrzy okazji spałaszowałem połowę prowiantu przygotowanego przez najukochańszą żonę świata a jak ogórki smakują w takich okolicznościach przyrody to każdy musi się przekonać sam.
Adrenalina trochę spadła i strach przed nieznanym też. No fajnie, zaczyna kropić. Pora się stąd zbierać, może dalej będzie bardziej sucho?
Przez Częstochowę przejechałem bez większych problemów, choć objazdy przeciągnęły mnie po jakichś peryferiach. Szybciej byłoby, gdybym pojechał po swojemu.
Kciuk przy manipulowaniu kierunkowskazami boli jak nie wymienię co, że też musiałem się pochlastać przed samym wyjazdem.
Gdzieś na trasie mignąłem podwórko z garbuskami. Takiego rarytasu nie mogłem pozostawić bez odpowiedniej fotki. W lusterkach czysto to ostre hamowanie i lewa na burt. Wracam się parę metrów by uwiecznić ten obrazek.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 038945.jpgWiększość garbusków przyrastała trawą, ale nie wszystkie. Ten ciemny z lewej miał podniesioną klapę, obok niego było porozrzucanych pełno kluczy a pod nim rozścielony był jakiś koc. Pewnie właściciel właśnie przeprowadził mały remont. Na zdjęciu tego nie widać ale za domem garbusków było jeszcze ze trzy razy tyle.
Śmigam dalej. Co jakiś czas kropi deszczem, ale nie na tyle by ubierać przeciwdeszczówkę. Martwi mnie skrzynia biegów, wyje na piątym biegu, tak przy 80km/h, więc unikam tej prędkości i jadę szybciej, tak koło 100 na godzinę.
Chiński łańcuch też już nie jest pierwszej młodości. Przejechał prawie 24tyś to może jeszcze trochę wytrzyma. Opony i klocki hamulcowe też już pod koniec swojego życia, ale tym się jakoś nie martwię. Najbardziej martwi mnie ta skrzynia, że niespodziewanie coś gruchnie i zablokuje tylne koło podczas jazdy.
W ogóle to jadę z takim przeświadczeniem, że Jelon tam w dalekich krajach dokona żywota i będę go musiał zostawić samego na jakimś strasznym złomowisku.
Opole przejechałem bez problemu. W mieście znacznie mniej wieje, ale wystarczy tylko wyjechać poza zabudowania i znowu ten dokuczliwy wiatr prosto w twarz. Czuję już zmęczenie w rękach od tego dodatkowego naporu powietrza.
Ledwo co zobaczyłem tablicę Wrocław i niespodziewanie lunęło z nieba pełnymi wiadrami.
Zanim zdążyłem się schować na najbliższej stacji, byłem cięższy o co najmniej dwa kilo. Czarna skóra napiła się tyle wody ile chciała. Opad był tak nagły i intensywny, że nie zdążyłem nawet pomyśleć o założeniu przeciwdeszczówki.
Na stacji serwuję sobie gorącą kawusię i hot-doga, ale hot-doga nie ma. Dopiero co była wycieczka i zjadła wszystko.
No i musiałem trochę poczekać na gorącego psa w różnych sosach a przy okazji się conieco podsuszyłem.
Z nieba lać tak szybko jak zaczęło tak i przestało. Droga mokra, przejeżdżające samochody chlapią po wszystkich stronach, ale mi to nie przeszkadza, bo i tak jestem razem z Jelonkiem mokry i usyfiony szarym brudem drogowym.
Daleko nie musiałem jechać w tych warunkach, bo druga połowa Wrocławia była zupełnie sucha. Nie spadła tam ani jedna kropelka deszczu.
Przy wjeździe z miasta szerokim łukiem ominąłem faceta, który olewał podwójną ciągłą i to dosłownie. Nie był to nawet jakiś typowy menel, tylko przeciętny polski homo sapiens sapiens, który chyba za dużo wypił i odezwała się w nim kozacza natura, albo po prostu odreagowywał stres po tygodniu pracy. Stanął okrakiem między dwoma przeciwległymi pasami ruchu i najnormalniej w świecie linię podwójną ciągłą sobie olewał, strumieniem ciągłym. Jak dorwie go policja to ciekawe jaki mandat dostanie? Za wydalanie w miejscach publicznych, czy może za przekraczanie podwójnej ciągłej he he?
Humor mi się trochę poprawił, ale nadal gryzie mnie to, że skrzynia w Jelonku już dogorywa i jest prawie pewne, że będę go musiał zostawić na obczyźnie, bo naprawiać w kraju gdzie walutą jest euro się na pewno nie opłaci a wysłanie z Polski lawety dwukrotnie przekroczy wartość chińskiego motocykla.
Może uda się znaleźć jakiegoś polskiego tira, wracającego do kraju i wrzuci się Jelona na pakę a ja wrócę samolotem albo z tirem?
Pytanie ile może kosztować bilet na samolot z takiej Francji? Kupowany awaryjnie może być drogi, nawet ze 2tyś, tak sobie rozmyślam pokonując kolejne kilometry.
Za tyle to ja może kupię jakiś mały samochód, np. takiego porozwalanego rzęcha. Jelonka rozkręcę i spokojnie w częściach przywiozę w osobówce he he.
No teraz to mogę spokojnie jechać nawet na koniec świata. Ta myśl przywróciła mi wiarę w powodzenie wyprawy.
Za Legnicą dzień mi się skończył, więc zapuszczam radar na dobrą miejscówkę do spania.
Te krzaki nie, to pole też nie bo na widoku. Jest lasek ale nie ma wjazdu to też odpada, trzeba jechać dalej. W końcu jest jakaś mała droga w prawo no to dawaj na prawo. Jakaś ogrodzona szkółka leśna i pilnujący jej szczekający pies. Nic tu po mnie.
Dalej są ładne pola, czyli jest nieźle. Szukam dobrego wjazdu i miejsca osłoniętego od drogi. Udaje się dopiero za drugim razem.
Jakieś ściernisko ale jest równo i niedaleko strumyczka, zatem dzisiejszej nocy tu będę spał.
Nawet nie wiem w jakim stanie jest namiot, jak go złożyłem w zeszłym roku po Ukrainie, tak do niego nie zaglądałem.
Metalowe elementy trochę pordzewiały, ale poza tym to ujdzie. Mój wigwam dumnie stoi na ściernisku, już po kilku minutach.
Zjadłem przy latarce łapczywie ostatnie kanapki od BabaLucy, umyłem ząbki i poszedłem sobie spać.
Pierwszy dzień wyprawy za mną, ciekawe co mnie jutro czeka, jak daleko uda się dojechać i gdzie też następnym razem będę spał?
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 402, jazda tylko przez połowę dnia, chyba nieźle jak na początek
Widzianych krajów: Polska
Awarie: Skrzynia trochę wyje, ale jedzie.
http://chomikuj.pl/Luca/St+Tropez+2013/ ... 030592.JPG 