Dzień 4 (poniedziałek 01.08.2016 roku)
Kap, kap, kapie sobie deszczyk od rana. Szmaciane domki doznały podtopień a w głowach kłębią się pytania: co robić? jak żyć?
No i mała zagadka na zdjęciach czy ten dodatkowy fotel do DL-a to oryginał

? Tak, bo fotel ma też znaczek Suzuki więc oryginał

Przejazd przez Grossglockner kosztuje 25 € od motocykla- dużo. Deszcz pada, mgła, zimno- co tam zobaczymy? Z drugiej strony nie wiadomo czy jeszcze kiedyś będziemy mieli okazje tędy jechać? Po dwóch godzinach rozważań, pakowaniu się w deszczu i rozterek, postanawiamy jechać pod bramki wjazdowe i tam podjąć decyzję. Wdziewamy kondomy, ruszamy w strugach deszczu i liczymy na zmianę pogody. Zmiany pogody nie ma. Co po niektórzy marzyli o zmianie trasy, a niektórzy marzyli o jej przejechaniu. Niestety Ci co marzyli o jej przejechaniu, mieli mapy, znali trasę, mieli kasę i nawigację.... no nazywali się Kierownik Wycieczki

Widoki z trasy oglądniemy w atlasie jak wrócimy do domu, deszczyk, mgła, jakieś tam zakręty ale bez szału, nawet przy takiej pogodzie człowiek ze strachu się nie spocił. Na górze 7 st, śnieg i wierzchołki gór wyglądające za mgły. Szału nie ma, nie były to najlepiej wydane przez nas pieniądze. W nie najlepszych humorach udajemy się w kierunku granicy, w miejscowości Lienz przepychając się przez korki, w strugach deszczu stajemy na popas. Obiad iście królewski

Miejsce: wiata pod sklepem na "L", menu: wursty na zimno, świeże buły i koktajl mleczny. Kolejne kilometry pokonujemy ze zmieniającą się pogodą. Ok 16 jedziemy już w południowym upale, co zmusza nas na postój w klimatyzowanej knajpce, na lodowatą kawę mrożoną, gdzie Lucyfer zadziwia nas swoimi zdolnościami lingwistycznymi. Parę minut przed 18 stajemy na tankowanie, i całe szczęście, stacja benzynowa (jedna z większych co nie znaczy z liczniejszych, bo było ich stosunkowo mało) czynna do 18. Po krótkiej pogawędce z napotkanym polakiem rozpoczynamy szukanie noclegu. Nie jest dobrze. No naprawdę. Albo zajęte albo ceny iście kosmiczne coś koło 50€ od pary. I tak sobie podróżujemy w cieniu zachodzącego słońca, lekko zmęczeni porannym deszczem i popołudniowym upałem. Ciągniemy na wcześniej upatrzony kamping, żeńska część wyprawy nie szczędzi słów "uznania", Kierownik wyłącza radio, Grzeno ma gorzej

po dwudziestej docieramy na miejsce. W środku głuszy, duży kamping, dużo aut, dużo ludzi. Dużo szczęścia Kierownika, który wytargał ostatnie miejsce pod dwa szmaciane domki. Wieczór trwa krótko, kąpiel, papu i lulu w asyście kołysanek śpiewanych przez wzmocnionych trunkami holendrów. Cel na jutro przełęcz Passo del Stelvio.
Wyjazd 10:00 Fusch Austria
Przyjazd 20:20 Prato allo Stelvio Włochy