No i zaczął się dzień ,który jak się miało okazać, był dłuższy niż standardowe 24h

.

Na wyjazdach przeważnie jestem kak nakręcony ,że budzę się dosyć

wcześnie .Potem ,jak co dzień pakowanko obozu i mała taka "nasza" odprawa . Aha ,dzień prędzej przyszedł do nas Jacor z pytaniem czy może jechać z naszą grupą ,liczyłem na to że przyłączy się prędzej

. Do tej pory jechał z grupą (bodajże) "Junaki" ,ciekawe bo na Junaku jechał tylko on

.Z tego co mówił grupa OK ,tylko lubili jazdę autostradami i Jacek zaczął się obawiać jak długo jeszcze jego silnik te 130 + wytrzyma

.Tak więc było nas sześć motocykli ,zaproponowałem żeby podzielić się na trzy grupki ,bo na tak długim dystansie możemy się rozjechać .Brałem pod uwagę ,to że litrowcy ,po kilkuset kilometrach robili się nerwowi -jedna grupa ,Johny jechał z żoną ,a Ziółko też japonią - druga ,a dwa Jacki - trzecia .Uf ,po odprawie ,plan (podobno) wszystkim pasował więc jak co dzień ,poszliśmy wymodlić jak najmniejsze straty

.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem ,że będę jednym z niewiniątek

dorżniętych .Potem śniadanko

i czekanie na swoją kolejkę do wyjazdu ,oczywiście troszkę się przeciskając

,nie nasza wina ,że niektórzy mają rułę

.Do pierwszego ,chociaż nie ,bo pierwsze tankowania były na tych ichniejszych bezobsługówkach

,drugie ,po około 200 kilometrach i jechaliśmy cały czas grupą .Na postoju ,kawusia gadu gadu i w drogę

,po chwili zorientowałem się ,że nie mam rękawiczek

.To już jest chyba taka włoska tradycja ,bo zawsze gdzieś je posieję .W zeszłym roku Da-Jan powiedział że sprawi mi takie na sznureczku ( obiecanki

) .Nic powiedziałem żeby jechali ,ja się wrócę ,no i znalazłem leżała na poboczu wpierw jedna ,dalej druga

.I dalej gonić grupę ,co ci którzy jeździli po Włoszech wiedzą ,ze nie jest taką prostą sprawą nawet dla takiego ...wariota ,bezpieczeństwo przede wszystkim
![:] :]](./images/smilies/icon_x.gif)
.Tak serio ,to chińczyki ,ze wzgl na niską masę są tam bezkonkurencyjne , prawie ,bo tylko mocy brak

.Najpierw dojechałem do japońskiej dwójki ,która włączała się właśni do ruchu .Dopiero później miałem się dowiedziec ,że Ziółkowy motong już wtedy miał jakieś muki .Tak szczerze mówiąc jakoś nigdy, do tamtej pory, nie brałem pod uwagę faktu ,że może się motocykl zepsuć ,chyba takie coś wyparłem ze świadomości .Chwilę później dojechałem do reszty .Jadąc około 80 ,czekałem kiedy tyły dojadą ,ale ruch był coraz większy ,TIR za TIR-em ,litrowcy już po chwili stwierdzili ,że się nie będą wlec i

.Z Jacorem zrobiliśmy jeszcze kilkadziesiąt km i małą przerwę

Tam wysłałem do Ziółka eska ,który doszedł do niego na drugi dzień jak siedział obok mnie na placu św.Piotra

.
Dobra dalej będzie później ,bo znowu mnie wyloguje

.