Udało mi się jeszcze coś naskrobać, tak do poczytania na Święta
c.d.
Zanim jednak zacznę podziwiać piękne okoliczności przyrody, muszę gdzieś bezpiecznie zaparkować Jelona. Obok jeziora jest spory budynek, wyglądający na schronisko, ale nic nigdzie nie pisze, czy można wejść i co tam jest. Wokół budynku jest parking, sporo mniejszy niż ten na dole. Teraz stoi na nim kilka starych, niezniszczalnych, radzieckich Ład, jeden wypasiony SUV i furmanka z żywym koniem. Jak się komuś nie chce schodzić piechotą na dół, to spokojnie może zjechać na tradycyjnej furmance.
Zaparkowałem Jelona jak najdalej od łażących turystów i wyruszyłem na podbój jeziora.
Było już dosyć późno i dzięki temu przy jeziorze zostało niewiele ludzi. Gdy wyjeżdżałem to sporo turystów schodziło pieszo na dół, czyli teraz będzie bardziej kameralnie.
Z drewnianego pomostu pięknie było widać całe jezioro, skąpane w zachodzącym słońcu.
Miałem szczęście, bo trafiłem na młodą panią fotograf z której fotograficznych zdolności nie omieszkałem skorzystać.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 548678.jpgCzego efektem było uwiecznienie zdobycia (w pocie czoła) Jeziora Synewyr, dopiero za drugim podejściem oczywiście. Jakby nie patrzeć, zajęło mi to caluśki okrągły rok.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 548675.jpgWoda wygląda na krystalicznie czystą, więc mała kąpiel na pewno mi nie zaszkodzi.
Niestety przed nurkowaniem powstrzymał mnie skutecznie zakaz, dostrzeżony niemalże w ostatniej chwili.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 548023.jpgPływać nie wolno, łowić nie wolno, łapać raka za ogon nie wolno, to co tu wolno? Otóż wolno chodzić. To też wziąłem nogi za pas i postanowiłem przejść na drugą stronę jeziora. Nie po wodzie tak jak sobie myślicie, tylko kulturalnie brzegiem jeziora dookoła. Obok była nawet ścieżka, ale tuż przy tafli jeziora było ciekawiej i przy okazji mogłem się zaprzyjaźniać z rybkami. Zaprzyjaźniania z rybkami przecież nie zabraniali, łowić tylko nie wolno było.
- panie a co pan tak upychasz te ryby po kieszeniach?
- aaa to są moi przyjaciele i bardzo chcą iść ze mną …
Nie śpiesząc się, doszedłem w miłych okolicznościach przyrody na drugą stronę jeziora.
Można też wybrać inną opcję i wylądować na wysepce na samym środku jeziora, ale to trzeba najpierw wypożyczyć tratwę i trochę powiosłować.
Mój wybór pieszego desantu nie był taki zły, bo klimat na drugiej stronie jeziora okazał się równie przyjemny.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 546907.jpgSłońce zachodziło i cień zaczął pożerać, najpierw jezioro a potem las, zmieniając w mgnieniu oka otoczenie na bardziej tajemnicze i mroczne.
Po drugiej stronie jeziora ktoś wybudował z potężnych bali jakąś dziwną konstrukcję.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 547532.jpgNa pierwszy rzut oka ciężko określić co to jest, bo ani to schronienie przed deszczem ani nic służącego do wypoczynku po niemałym spacerze.
Dopiero jak podszedłem bliżej i zobaczyłem z drugiej strony, mogłem to zakwalifikować do kategorii dzieła sztuki. Czyli nikomu do niczego nie potrzebne, ale oko cieszy ,bo jest.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 547529.jpgMoja ignorancja była tylko chwilowa, bo jak się stanie pod tymi potężnymi balami o średnicy ponad metra i wysokości, że łochocho to robi wrażenie. Mało tego, jak się później dowiedziałem to te rzeźby nie są tak wydłubane od niechcenia, tylko wiąże się z tym pewna historia, o której wówczas nie miałem pojęcia.
Otóż dawno, dawno temu, żyła sobie córka lokalnego hrabiego o imieniu Syń i ta córka, któregoś dnia spotkała biednego pasterza o imieniu Wyr i się w nim bezgranicznie zakochała.
Gdy się o wszystkim dowiedział hrabia ojciec, to kazał zabić biednego pastuszka. Wynajęte zbiry szybko pozbawiły młodzieńca życia, zrzucając na niego dużą bryłę skały.
Gdy Syń, córka hrabiego poszła na umówione spotkanie z ukochanym i zobaczyła go martwego, to zaczęła rzewnie płakać i tak płakała i płakała i płakała, aż ze strumienia łez utworzyło się wielkie jezioro o wodzie czystej jak miłość ukochanej i błękitnej jak jej oczy, a lokalna ludność na pamiątkę tego tragicznego wydarzenia, nazwała powstałe z łez jezioro jako Synewyr od imion Syń i Wyr. Podobno w słoneczny i bezwietrzny dzień, czasami widać na środku jeziora tą skałę, która pozbawiła życia młodzieńca.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 546904.jpgOficjalna wersja jest jednak taka, że jezioro powstało w skutek silnego trzęsienia ziemi, które miało miejsce dziesięć tysięcy lat temu. Jezioro jest też nazywane Tajemniczym Okiem Zakarpacia, leży na wysokości 989 m n.p.m. i w najgłębszym miejscu ma 22m. Nasze Morskie Oko jest wyżej, bo na 1395 metrach i w najgłębszym miejscu ma prawie 51m głębokości. Jednak to są Tatry a tu bardziej Bieszczady, by brać pod uwagę, bo niemalże ten sam klimat. Czyli weźmy takie nasze Jeziorka Duszatyńskie, z których to położone najwyżej jest na wysokości 701m n.p.m. i ma maksymalnie sześć metrów głębokości.
Gdy byłem centralnie po drugiej stronie jeziora, niespodziewanie usłyszałem głośne Pii Pii Piii. W Jelonie włączył się alarm ostrzegawczy. Kradną, pomyślałem. Na Jelonie zostały wszystkie bambetle i ktoś się do nich dobiera. Jelon ma alarm z czujnikiem drgań i wystarczy, że niepowołana osoba go poruszy to od razu odzywa się alarm ostrzegawczy. Nie wiem co mam teraz robić, czy biec co sił w nogach czy zacząć lamentować? Bieg o ile dam radę zajmie mi kilka ładnych minut a w tym czasie to złodziej będzie już daleko. Na szczęście skończyło się na sygnale ostrzegawczym i alarm ten właściwy (czyli ciągłe wycie) się nie uruchomił. Znaczy się napastnik został skutecznie odstraszony, lub po prostu zabrał co chciał i już go nie ma.
Nie biegnę, ale idę przyśpieszonym krokiem z walącym sercem od adrenaliny. Po kilku minutach alarm ostrzegawczy znowu się odezwał, trzema głośnymi piknięciami i zamarł. Dźwięk po wodzie dobrze się niesie to wszyscy nad jeziorem słyszeli. Na wszelki wypadek sprawdzam, czy dokumenty i kasę mam przy sobie, bo może się okazać, że do przemieszczania się zostały mi tylko stare, wojskowe buty, które właśnie mam na nogach.
Dobiegłem w końcu do parkingu na którym zostawiłem Jelona. Kamień z serca, Jelon tak jak stał, tak stoi i kompletnie nic nie zginęło. Pewnie jakieś dzieciaki oglądały sprzęta i jak to dzieciaki, trzeba za kierownicę złapać, pokręcić manetką, sprawdzić ile ma max na liczniku itp., itd. Z tego szczęścia postanowiłem się napić kwasu z widokiem na jeziorko.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 546421.jpgMimo, że tym razem zamówiłem kwas malenkij to i tak był to najdroższy kwas jaki do tej pory piłem. Zazwyczaj płaciłem za 0,5L siedem, osiem hrywien, no maksymalnie dziesięć a tutaj zapłaciłem całe dwadzieścia za 0,3L (czyli jakieś 3,40zł). Normalnie zdzierstwo, ale jak się chce delektować smakiem kwasu, prosto z dystrybutora w takim miejscu z taakim widokiem to trzeba słono bulić. Z resztą u nas nad Morskim Okiem to pewnie za zwykłą wodę mineralną zapłaciłbym więcej.
W górach po zachodzie słońca, dzień się kończy wyjątkowo szybko a ja nadal nie mam noclegu, więc trzeba się zbierać stąd.
Zostały już tylko resztki turystów, schodzących pośpiesznie w dół. Postanowiłem nie hałasować i zjechałem na dół z wyłączonym silnikiem. Oba hamulce jednocześnie trzymały Jelona w ryzach, żeby za bardzo się nie rozpędził i to w zupełności wystarczyło.
Przy zjeździe nie obyło się bez małej, niewinnej przygody. Otóż zjeżdżałem sobie po cichu, bez warkotu silnika, omijając poszczególnych turystów. Niektórzy mieli nawet spore plecaki z pełnym ekwipunkiem. Z reguły udawało mi się wszystkich bezpiecznie omijać aż do dwóch zajętych rozmową, młodych turystek. Szły środkiem drogi i były tak zagadane, że nie zwracały uwagi na otoczenie. Nie chciałem im przerywać, tej pewnie interesującej rozmowy, więc się przez kilkanaście sekund toczyłem za nimi, ćwicząc przy okazji technikę wolnej jazdy.
W pewniej chwili jedna z nich się odwróciła, w mgnieniu oka zrobiła wielkie oczy i natychmiast wrzasnęła z całych sił, jednocześnie odskakując na pobocze drogi. Najnormalniej w świecie się przestraszyła i to całkiem solidnie. Całe szczęście, że nie wszystkie kobiety tak reagują na mój widok.
Pewnie sam bym się przestraszył, gdybym niespodziewanie za sobą zobaczył czarnego motocyklistę. Znaczy się ubranego na czarno a w środku to zupełnie biały, no może lekko opalony.
Na dolnym parkingu to już nikogo nie było. Jest za to jakiś ogromny hotel, czy też pensjonat, ale jak nie muszę to zazwyczaj szukam tańszego rozwiązania.
Przypomniało mi się, że jak tu jechałem to minąłem grupkę motocyklistów, palących ognisko nad rzeką. Może tam mnie przygarną?
Panowie drogowcy zaczęli już sprzątać swoje zabawki. Nawet całkiem ładny kawałek asfaltu zdążyli położyć. Jeszcze raz było mi dane, zaciągnąć się bezcennym zapachem roztopionej, gorącej smoły, którą dzisiaj niemalże zostałem oblany.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 544642.jpgTeraz na wszelki wypadek ominąłem smolarzy szeroookim łukiem.
Do obozowiska ukraińskich motocyklistów, dojechałem dosyć szybko i bez żadnych niespodzianek. Oczywiście miałem wejście smoka. Wjechałem między ich motocykle, zgasiłem maszynę i poszedłem się przywitać. Wszystkie oczy są zwrócone w moją stronę i śledzą co też tu przyjechało? Przywitałem się ze wszystkimi, kulturalnie po polsku i od razu walę prosto z mostu. Czy mogę tu obok waszych namiotów rozbić i swoją pałatkę?
Oczywiście pokiwali głowami, że nie mają nic przeciwko temu, żebym spędził z nimi noc a że byli gościnni to od razu chcieli mi dać kielicha na powitanie. Niestety musiałem odmówić pod pretekstem, że zaraz się ściemni i po ciemku nie dam sobie rady z rozstawieniem namiotu. Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem i od razu poszedłem rozstawić namiot, po uprzednim ustaleniu położenia mojej nowej parceli, tuż nad rwącą, górską rzeczką.
Wszyscy zebrali się wokół ogniska, bo wraz z zapadnięciem zmroku zrobiło się dosyć chłodno. Nie dało się wmieszać w towarzystwo niezauważenie, bo tylko czekali aż przyjdę, by mi podarować kolejnego kielicha. Trochę głupio tak nie skorzystać z cudzej gościnności, ale musiałem odmówić. Wyjaśniłem jednak, że od czterech lat już nie piję (a może to już od pięciu?) i dlaczego i o dziwo bez problemu uszanowali moje wyrzeczenie.
Jak nie chce pić no to może przynajmniej coś zje? Nagotowali makaronu w kociołku nad ogniskiem i jeszcze coś zostało. Miałem jednak ukraińską kiełbasę, którą wiozłem cały dzień w słońcu, to do jutra raczej nie przetrzyma, więc upiekłem nad ogniskiem. Potem dopiero sobie uświadomiłem, że dzisiaj jest piątek a ja w piątek mięsa raczej nie jadam. Za to chętnie pijam herbatę i gorącej herbaty już nie odmówiłem. Woda zagotowana nad ogniskiem w kociołku, tylko, że pokrywka nie była właściwie położona i miałem herbatę z bonusem w postaci sadzy i kawałków zwęglonego drewna. Pluł przecież przy ludziach nie będę, bo w końcu się obrażą, że nawet ich herbata mi nie smakuje, zatem łykałem grzecznie herbaciany płyn, razem z kawałkami niedopalonych patyków.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 541942.jpgJak się okazało była to tylko namiastka inicjacji w łykaniu osobliwości, wbrew własnemu rozsądkowi.
Z każdą godziną robiło się coraz weselej i bariera językowa robiła się coraz mniejsza a pod koniec to już jej wcale nie było. Każdy gadał co chciał i zakładał, że wszyscy wszystko rozumieją.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 541938.jpgOczywiście były rozmowy polsko-ukraińskie i ukraińsko-polskie, ale staraliśmy się unikać tego co nas dzieli a bardziej skupiać na tym co nas łączy. Było wszystkich ze dwadzieścia osób, łącznie z kilkoma motocyklistkami a zapamiętałem tylko jedno imię Sasza. Resztę zapomniałem. Okazało się, że jest ich prawie drugie tyle, tylko reszta śpi gdzieś w bardziej cywilizowanym miejscu. Nie wszyscy chcieli pod namiotem i część ma załatwiony dach nad głową na tą noc.
Pytali dlaczego tu przyjechałem i dlaczego jadę sam i czy się nie boję? Pytali też dlaczego tak mało motocyklistów z Polski tutaj zagląda? Stwierdziłem, że pewnie przez wojnę nie chcą tu jeździć i temat zszedł na Putina. Oni się tam boją, że Ruskie wjadą czołgami i zagarną cały ich kraj. Jeden z motocyklistów podszedł do mnie i powiedział, że jest wojskowym i właśnie jest na przepustce. Nie był bezpośrednio na froncie, ale jego koledzy byli i tylko ze strachem czeka, kiedy przyjdzie jego kolej.
Zazdroszczą nam, że my jesteśmy za tą wielką, bezpieczną granicą i że możemy być wolni i możemy jeździć sobie motocyklami gdzie tylko chcemy, po całej zachodniej Europie.
Potem zaczęli mi pokazywać zdjęcia i filmiki, że oni też mają fajne góry i po nich śmigają.
Widziałem świetne zdjęcia z połonin, jak zdobywali je na swoich maszynach. Mają jaja, bo kilka fotek było z naprawdę karkołomnych podjazdów. Na jednej z nich kierowca siedział na obłoconym motocyklu, dwóch z przodu ciągnęło linę a trzeci jeszcze pchał z tyłu.
Fajnie się bawią, tak z fantazją. Podoba mi się takie podejście do Karpat. Dziewczyny też dają radę i nie ustępują w górskich zmaganiach. Aż się normalnie rozmarzyłem, że ja też tak chcę, jak kozica, skakać po niedostępnych górach.
Zrobiło się już bardzo późno, bateria w bumboxie padła, ognisko przygasło i zrobiło się dosyć zimno. Już nie pamiętam, czy była druga, czy trzecia w nocy, jak skapitulowałem i poszedłem do namiotu spać. Cieszyłem się jak nie wiem co, że mam go już rozłożonego i nie muszę robić tego teraz.
Zostało mi jeszcze tylko umyć zęby w zimnej, górskiej rzece i to zupełnie po ciemku. Niewiele brakło i miałbym bardzo orzeźwiającą kąpiel. Tak to jest jak się chodzi po nocy po śliskich rzecznych kamieniach.
Wracając natknąłem się na sesję zdjęciową. Aparat na statywie, skierowany w stronę gwiazd z długim czasem naświetlania. Nie wiedziałem, że można tak świetne zdjęcia gwiazd zrobić przy pomocy zwykłej lustrzanki.
No dobra, bo zaczynam już smęcić. Pora zakończyć ten dzień.
Acha, miało być jeszcze o tych wyrzeźbionych niedźwiedziach co je po drodze spotkałem, ale to może przy sobocie o tym wspomnę.
Podsumowanie dnia:
Przejechanych kilometrów : 276
Widzianych krajów: Słowacja i Ukraina
Awarie: Jelon nadal śmiga
Mapka sytuacyjna
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 541647.JPG