Dzięki za komentarze.

Motywuje mnie to do dalszej pisaniny.
W sumie to już został tylko sam powrót o którym można, by napisać, że szczęśliwie wróciłem do domu i temat zakończyć, ale, że są chętni do czytania to się jeszcze trochę postaram.
No to lecimy dalej:
Dzień piąty, niedziela 7 sierpnia.Zaczęło już świtać, wiatr nadal wieje i jest tak zimno, że nie chce się wychodzić z ciepłego śpiworka. Nie chcę jednak przegapić wschodu słońca i zmuszam się do wstania, co po dwóch nocnych balowaniach, nie było takie łatwe. Zbieranie starych, zastałych kości trochę mi zajęło, ale w końcu odważyłem się i wysunąłem łeb z namiotu. Co jest? Przecież miał być ładny widok z rana? Nie ma nic, kompletnie nic. Gęsta, biała mgła dookoła i tyle. To ja tu koczuję całą noc, jak jakiś dzikus, po to tylko, by rano obudzić się przy pięknych widokach a tu takie kwiatki? Znaczy się nie kwiatki, tylko mgła, bo kwiatków też nie widać.
Byłem prawie pewien, że skoro tak szybko wczoraj chmura sobie przyszła, to i szybko odejdzie.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 810466.jpgNawet moi nowi znajomi twierdzili, że rano ładnie będzie. Nic to, góra utarła mi nosa i tyle. Nie zawsze przecież musi być, tak jak się chce. Za to jak się innym razem coś uda, to człowiek się bardziej cieszy i docenia sprzyjające okoliczności przyrody.
Przy ognisku nie ma nikogo. Alosza gdzieś poszedł i ognisko zgasło a zarzekał się, że będzie całą noc podkładał do ognia.
Ubrałem się solidnie i udałem na mały rekonesans. Jelonek tak jak stał, tak stoi. Sprawdziłem wczorajszy przebieg i wyszło zaledwie 197 kilometrów. To i tak lepiej jak w zeszłym roku. Kilometrów nakręciłem niewiele, ale co z tego jak i tak wczorajszy dzień solidnie mnie zmęczył. Potwierdza się reguła, że czym mniej kilometrów, tym więcej niezapomnianych wrażeń.
Zataczam coraz większe kręgi w poszukiwaniu moich nowych znajomych i zastanawiam się gdzie też się podziali? Musiałem jednak wrócić się do namiotu po kask, bo tak wiało, że zaczęła mi marznąć łysina. Chodziłem potem jak kosmonauta po księżycu i odkrywałem coraz to nowe połacie ziemi pod stopami.
W końcu z mgły wyłonił się zarys czegoś kanciastego. Podszedłem bliżej i kopara mi spadła do samej ziemi.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 810460.jpgFord Escort, tutaj? Czego, jak czego, ale Eskorta to bym się w życiu nie spodziewał. Myślałem, że natrafię bardziej na jakaś ciężarówkę 4x4 a nie na osobowego Eskorta. Trochę mam doświadczenia w ujeżdżaniu tego typu sprzęta i wiem, że to auto nie miało prawa tu wjechać, jeszcze z czterema dorosłymi osobami na pokładzie. Przy czym Aloszę to można było spokojnie policzyć za dwie osoby. Szyby zaparowane, słychać tylko jak radio cicho gra, czyli pewnie wszyscy jeszcze śpią. Chyba mnie zobaczyli, bo drzwi się otworzyły. Alosza się znalazł. Zasnął przy ognisku i ognisko zgasło, a jak zgasło to zimno go sponiewierało i w nocy potulnie przyszedł do Saszy, prosić o azyl w samochodzie.
Nadal nie dowierzałem oczom, że oni przyjechali tu Escortem i mówię o tym Saszy a on dumnie odpowiedział:
- inny nie da rady a ja dam, trzeba umieć jeździć
- no Sasza, ale ja wiem jak niskie zawieszenie ma Eskort i jak łatwo przywalić o coś spodem a tutaj na płytach betonowych to można rozpruć całą podłogę na pół.
Sasza dumny jak paw, jeszcze bardziej niż przed chwilą, że na kimś zrobił wrażenie, powtórzył.
- a ja dam radę wszędzie, wot co
Sasza oprowadził mnie dookoła samochodu i pokazał co poprzerabiał w samochodzie, żeby móc jeździć tam, gdzie zwykła osobówka jeździć nie powinna. Głównie podniósł całe zwieszenie, żeby zwiększyć prześwit. Tak na oko z dziesięć, może nawet piętnaście centymetrów auto poszło do góry.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 810459.jpgPrzy okazji dowiedziałem się co oni tutaj robią? Otóż przyjechali na wieczorne i poranne zbieranie borówek, czy jak kto woli jagód. U nich nie jest to zakazane i można sobie zbierać na połoninach za pomocą specjalnego grzebienia.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 810458.jpgPamiętam, że gdy byłem mały to i u nas w Bieszczadach zbierali borówki właśnie takimi grzebieniami. Widziałem jak potem rozsypywali je na kocach i wybierali liście. Teraz już tego robić nie wolno.
Wróciliśmy wszyscy do ogniska, by się trochę ogrzać, bo chyba każdy miał dosyć tego nocnego zimna. Po Jelonie dobrze widać jaki wiaterek mieliśmy i to w osłoniętej niecce.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 809343.jpgKoło samochodu wiało znacznie bardziej. Nawet nie chce myśleć co się działo na szczycie.
Zamarzyła mi się gorąca zupka z rana i od razu podjąłem odpowiednie czynności. Jak to bywa w takich chwilach, gdy człowiek czegoś bardzo chce to napotyka na niespodziewany opór materii. Tak i tym razem, zupka postanowiła żyć swoim własnym życiem i rozprzestrzeniła się po całym dobytku.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 809340.jpgTorebka musiała gdzieś strzelić na wertepach i teraz makaron jest wszędzie. I tak nie mam co narzekać, bo znam takiego co mu się śledzie odkręciły podczas jazdy Jinlunem 250 i cała garderoba nadawała się potem tylko do prania. Makaronu się szybko pozbyłem w krzakach. Niech sobie ptaszki zjedzą. Ponieważ podczas mojego podróżowania nie jednego już doświadczyłem, schowałem jeszcze jedną zupkę w innym, bezpiecznym miejscu. Taka zupka na czarną godzinę, gdybym niespodziewanie utknął gdzieś w głuszy bez jedzenia. W prawdzie czarna godzina nie nadeszła, ale chęć zjedzenia czegoś gorącego, wzięła górę i już z cieknącą ślinką, grzałem wodę na gorące danie. Jak widać na zdjęciu to mogłem sobie do zupki dodać świeżych pięciopalczastych ziół.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 809337.jpgMoi towarzysze najpierw się trochę śmiali z mojej kuchenki turystycznej, myśleli, że odpalam ją po to, żeby się od niej ogrzać, ale później z zazdrością patrzyli na gotującą się wodę. Zwłaszcza, że nie mogli rozpalić ogniska, bo drzewo zawilgło, mimo, że było pod dachem w garażu. Taka mgła potrafi się jednak wszędzie wcisnąć. Sami potem rozpalali cienkie patyczki od ognia Prymusa i z pożyczonego żaru w końcu udało się rozpalić ognisko. Oczywiście chciałem częstować zupką, ale z kurtuazji nikt nie chciał, więc zażerałem się sam.
Gdy się ognisko rozpaliło na dobre, od razu zrobiło się przyjemniej. Moi towarzysze zjedli wczorajsze resztki, pozostawione przy ognisku, po czym pokręcili nosami i stwierdzili, że pogody już dzisiaj nie będzie i trzeba wracać. W takich warunkach jagód zbierać nie będą.
Pożegnaliśmy się wylewnie i zniknęli we mgle. Nie marnując czasu, nastawiłem drugą porcję wody, tym razem na kawę w celu dopełnienia rozkoszy kulinarnej, tego poranka. W tym zimnie, gorąca, chińska zupka z Radomia, smakowała jak nigdy a o pysznej kawusi to już brakuje mi słów.
Zanim woda zdążyła się zagotować to słyszę takie chełt, chełt chełt i cisza. Rozrusznik przestał kręcić i Turbo Eskort nie chce odpalić. Tak to jest jak się na zimnie, całą noc słucha radia w samochodzie.
Pobiegłem we mgłę, szukać osamotnionych rozbitków. Samochód o tyle niefortunnie był zaparkowany, że z jednej strony było lekko pod górkę a z drugiej stromo w dół. Trzeba było najpierw wypchać samochód pod tą górkę w stronę drogi betonki, żeby móc go rozpędzić na łagodnym pochyleniu. Wszyscy mieliśmy co pchać, ale jak tylko zaczął się spadek, silnik od razu zaskoczył. Jeszcze raz przyszedł czas pożegnania i dziękowania za nocne towarzystwo.
Byłem przekonany, że teraz to już rozstajemy się na zawsze, ale jak się okazało byłem w błędzie. O tym jednak opowiem później.
Odnalazłem drogę do kawusi i pomału zabrałem się za zwijanie obozowiska. Składanie, mokrego namiotu i upychanie go do hermetycznego wałka nie jest przyjemne ani przy wkładaniu, ani później przy wyciąganiu. Zwłaszcza, gdy wszystko potem przechodzi wilgocią i po całym dniu potrafi się również zaśmierdzieć. Czyli idealne warunki do rozwoju bakterii gnilnych na moim nowiutkim namiocie.
Chwilami jakby zaczynało się trochę przecierać, po czym znowu mgła gęstnieje i odbiera nadzieję na ujrzenie okolicznej panoramy. Cudnie byłoby, gdyby mgła trochę opadła i widoczne byłyby tylko same szczyty, ale takie widoki zdarzają się niezmiernie rzadko i trzeba mieć dużo szczęścia, żeby akurat trafić na taką gratkę krajobrazową.
Odnalazłem w kufrze komórkę BabyLucy z GPS-em i wybrałem się na szczyt. Aparat telefoniczny za nic nie chciał się uruchomić. Po kilka razy wyciągałem baterię i w końcu zaskoczył. Być może zawilgotniał tak jak wszystko w około.
Na szczycie bez kasku się nie da wysiedzieć, bo uszy odmarzają i resztkę włosów mi wywieje, a to przecież środek lata jest. Mimo, że nic nie widać to jednak satelity złapałem.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 809331.jpgZaskoczony jestem, że Połonina Równa jest tak blisko Polski. Pewnie gdy widoczność jest dobra, to nasze polskie góry są jak na dłoni. Niestety teraz to mogę sobie tylko podziwiać mleczną otchłań.
Ponieważ we mgle otaczające nas ukształtowanie terenu nie jest takie oczywiste, wybrałem się na poszukiwanie najwyższego miejsca, jednocześnie wpatrując się we wskazania GPS-a .
Wychodzi na to, że tam gdzie jest krzyż, to faktycznie jest najwyżej. Telefon pokazał 1519 metrów nad poziomem morza. Z ciekawości sprawdziłem później w domu i Net twierdzi, że Riwna, czyli najwyższy szczyt Połoniny Równej ma odrobinkę poniżej 1500m n.p.m. a ja tu mam powyżej i nie wiem dlaczego?
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 808738.jpgMoże błąd w obliczeniach i komunikacji z satelitami, albo po prostu nie jestem na Połoninie Równej, tylko na jakiejś innej he he. No co, we mgle może się człowiekowi pomylić.
Dłużej czekał na poprawę pogody nie będę, bo już dziesiąta dochodzi. Objuczony Jelon już na mnie czeka. Cały mokry od mgły, ale odpalił od pierwszego. Stary, poczciwy Jelonek, nie zawodzi, nie to co jakieś naszpikowane elektroniką, nowoczesne wydumane smartfony.
Taki dźwięk pracującego silnika w takim miejscu od razu dodaje otuchy i na sercu robi się cieplej. Naprawdę lubię ten motocykl i czuję z nim silną więź emocjonalną. Tyle fajnych przygód co z nim miałem, to drugiego takiego już chyba nie znajdę.
Pora wracać do domu. Szybko odnalazłem we mgle ‘betonkę’ i rura z górki na pazurki.
http://chomikuj.pl/Luca/Kryptonim+Synew ... 808729.jpgc.d.n.