
Po dzisiejszym dniu znów go "doktor" czeka. Przednie zawieszenie do roboty, a może tylko drobne wyprostowanie bo trochę krzywo mu się jedzie. Zaliczyłem dziś glebę i to jest jej efekt. A tak ładnie szło, i w Sanoku na skrzyżowaniu beemka dała po hamulcach i ja też. Nic by się nie stało żeby nie to, że hamowanie wypadło mi na przejściu, na farbie. Przyczepności brakło i ryp, na prawy bok. Całe szczęście, że prędkość była mała, coś koło 30-40 na godzinę. Ciuchy wytrzymały, kask łeb ochronił. Plastiki w motku całe bo cały impet wzięła na siebie kiera, ciężarek przytarty dość i końcówka klamki sprzęgła. A z tyłu wszystko wziął na siebie kufer, aż się biedny otworzył. Muszę podjechać do serwisu, nie junaka, namierzyłem po Łańcutem taki co tylko chińczykami się zajmuje, podobno. Niech popatrzą co się dzieje. W każdym razie motek o własnych siłach dojechał do domu

Kurde, a już miałem się w Zagrodzie Chryszczata przebrać i na zdrapkę pojechać, ale lenistwo mnie jakieś poobiednie objęło i dałem sobie spokój. Moje szczęście.
Ale kilometrów trochę na liczniku przybyło, zrobiłem dziś 419 km.