Dzień 2. 06.07.2020
Parę minut po godzinie 9.00 mijam czeską granicę i lecę autostradą na Brno, Mikulov. Jakieś 30 km przed Austrią objazd, dość długi, wioskami i przez Dolni Dunajovice (tu tankuję).
Jedna z trzech tzw. mijanek na objeździe przed Mikulovem

Po stronie austriackiej kupuję za 5,40 winietkę na 10 dni i dalej autostradą kierunek Klagenfurt.

Przed Wiedniem postój, mała cola za 2,50 e i znów w siodle.

Drugi postój na łyk wody (przy pompie z wodą to nie ja

)

Chowam się za tirami, bo wiatr trochę szarpie... Dzięki temu obniżam zużycie paliwa (i tak niskie w Cruiserach), podczas dwukrotnego tankowania w Austrii wyliczam, że średnio pali 2,30/100.



Wpadam na pierwszy kemping nad jeziorem Wórthersee. Wygląda na wypasiony... Rejestracja, dwa stanowiska, kilka osób i tylko ja w maseczce na twarzy. Ściągam, nie będę się wyróżniał

. Moja kolej; melduję że tylko jedna noc, jeden namiot itd. Opłata 15 euro, dostaję mapkę ośrodka z zakreślonym polem namiotowym i łaźniami. Na powrocie okaże się, że miałem farta płacąc 15e, później wyjaśnię o co szło... Jadę rozstawić swój domek.

Kiedy skończyłem... kibelek, prysznic... plecak na plecy i z buta do sklepu. To tylko 200m za bramą. Zakupy robię tuż przed zamknięciem, jestem ostatni, młoda ekspedientka nie wygląda na zmęczoną, wypytuje skąd, dokąd... O, Itali, wonderfully. No tak...
Wychodzę ze sklepiku, a tu kropi deszcz, z szybkiego marszu przechodzę w trucht, bo coraz mocniej pada. Wpadam do namiotu, kiedy już naprawdę zdrowo leje. Piwo piję w namiocie.

Przy okazji okazało się, że muszę pomyśleć o nowym namiocie; kilka kropel wpadło do środka.
I mapka, z tym, że wylądowałem nie na kempingu Bruckler, a "Am Worthersee".
Licznik 25272 km.