Samotna podróż 2012
Po kilku miesiącach mało pamiętam ale lepsze to niż nic...
Pomysł na jakąś zagraniczną wycieczkę zaczął kiełkować w mojej głowie w tamtym roku.
Co do konkretnych planów to dopiero maj czerwiec zacząłem się poważnie przygotowywać - załatwiałem paszport, ubezpieczenie, planowałem trasę itp.
Z różnych powodów plany wyjazdu przeciągneły się do początku lipca 2012; nie wiedziałem kiedy wyjadę aż do popołudnia 10.07.2012r.
Jak się okaże później bezmyślny i nieopanowany głód pokonywania coraz to większych odległości spowoduje wiele komplikacji.
Dzień I
Tego dnia zapowiadała się nie ciekawa pogoda - było pochmurno.
Wyruszyłem po 17.00 i na wieczór przyjechałem na przejście graniczne Hrebenne.
Ponieważ był to mój pierwszy przejazd przez przejście graniczne z odprawą paszportową miałem wiele obaw związanych z procedurami.
Zrozumiałem że jestem blisko gdy zobaczyłem ok 2km kolejkę tirów, póżniej jescze gęstszą osobowych. Postanowiłem że spróbuję się prześliznąć...
Kiedy miałem już w zasięgu wzroku szlaban oficer SG zaczął machać do mnie i zwalniając usłyszałem coś w rodzaju "Masz ich pieniądze,bo na przejściu się przydadzą!".
Zmieniłem kurs na przydrożny kantor i wymieniłem 100zł; wbiłem się niepewnie do kolejki, poczym podjechałem pod otwarty szlaban a tam znów ktoś z SG tyleże z wrzaskiem że nie czekałem w kolejce. Powiedziałem że jeden z jego kolegów kazał mi wymienić kasę...pobrzdąkał i mnie przepuścił.
Dalej znowu kolejka i co kilka metrów stanie 5-10 minut.
Nagle słyszę ryk motocyklowej V-ki...motocyklista przejechał obok, przystaną i zamachał żebym jechał za nim - więc pojechałem.
Podjechaliśmy pod same budki z Polską kontrolą, kolega dobrze mówił po polsku okazał się ukraińcem, przeworzącym przez granice "to i owo". Co ciekawe jechał odpowiednikiem naszego polskiego Keeway Cruisier-a; podobno u nich kosztuje tyle samo co u nas. Kolega pomógł mi przebrnąć przez oba przejścia i odprowadził mnie kilka km.
GPS wskazywał dalszą drogę w mroku, dojeżdżając do Lwowa zaczeło padać. Kolega z przejścia radził żeby szukać motelu za Lwowem bo tam jest 2x taniej. Od przejścia droga była dosłownie "first class", w okolicach Lwowa zrobili nową nawierzchnię i kiedy tamtędy jechałem nie było namalowanych białych pasów; noc, szosa wilgotna, brak oświetlenia drogi i brak halogenów sprawiły że przez 10 km punktami orientacyjnymi były auta jadące z naprzeciwka...
W kilku motelach po drodze było drogo i przyjmowali tylko gotówkę którą ja oczywiście częściowo przepuściłem na wahę... kilka busów wystarczyło by z kolein na drodze pełnych wody wychlustać na mnie ilość wody wystarczającą do przemoczenia bielizny. W pewnym miejscu ,znalazłem za 140 ichnyh piniędzy ale musiałem kawałek wracać do bankomatu...
Kiedy w końcu wlazłem do pokoju była 23.40. Aparat wytrzymał chociaż był wilgotny.
Porozwieszałem co mogłem, zjadłem kanapkę i poszedłem spać.
6h z przerwami w siodle.