Na ten dzień mieliśmy zaplanowany nocleg w okolicach Lugo (ravenna), i mieliśmy do przejechania tylko 200km, a to się akurat dobrze składało bo był czas aby “zobaczyć” Wenecję.
Jacka zaczyna boleć lewy bark, ale w trakcie jazdy na motocyklu jakoś nie boli.
Musiał coś przewiać albo przeziembić.
Od właściciela kampingu dowiedziałem się że z końca półwyspu do Wenecji pływają statki i że można kupić u niego bilet na autobus + statek za 18Euro. Stwierdziliśmy jednak że na koniec cypla pojedziemy już spakowanymi motocyklami i zobaczymy jak tam cenowo wygląda.
W Punta Sabbioni znajduje się parking automobil klubu weneckiego. Koszt pozostawienia motocykla to 5 Euro, parkingowy poinformował nas również że jest też darmowy parking dla motocykli kawałeczek dalej. Parking nie był stricte strzeżony, ale podjazdowy miał oko na motorki bo stały w zasięgu jego wzroku.
Nadszedł czas na kupienie biletów na statek, podchodze do okienka, Pani nie rozmawia po niemiecku, trudno trzeba się gimnastykować po angielsku. “I need two tickets to Wenecja …”.
Dobra bilet w jedną stronę 6,5Euro (w obie 11 euro, ale wtedy trzeba konkretna godzinę powroty zarezerwować). Wziąłem bilety w jedną stronę, wrócić możemy tramwajem wodnym, płynie co godzinę.
W tym momencie podchodzi
Jacek i pyta:
“ I jak załatwiłeś bilety”,
na to Pani odpowiada w języku polskim: “tak, bilety macie kupione, trzeba było od razu po polsku mówić”. (A co ja jasnowidz jestem?).
W oczekiwaniu na statek:
A tu już widok ze statku:
W wenecji byliśmy chyba ponad godzinę, wystarczyło na zrobienie kilku fotek:
W każdym bądź razie nikt mi nie powie że nie byłem w Wenecji, choć te tabuny ludzi nie zachęcają do zwiedzania. Miasto zakochanych? W takim tłumie? Tutaj raczej trzeba pilnować żeby nikt cię nie oskubał z kasy bo w takim tłoku o to łatwo. Nie powiem bo architektura robi wrażenie, ale nie wyobrażam sobie stania w kolejkach do muzeów, czy innych atrakcji.
Okazało się ze w Wenecji dosyć trudno kupić kartki pocztowe, znaczy w jednym straganie były i planowałem kupić je na powrocie z miasta, ale nie zdążyłem. Tramwaj już prawie odpływał.
Okazało się jednak że w Punta Sabbioni mają kartki z Wenecji, tyle że 30% drożej niż w samej Wenecji.
Z Punta Sabbioni kierowaliśmy się w kierunku Lugo jadąc “via Adriatica” i to tutaj stawialiśmy pierwsze kroki w poruszaniu się motocyklem we Włoskim stylu.
-Dlaczego Włoski motocyklista cieszy się na widok podwójnej ciągłej?
-Bo jest szersza od przerywanej i łatwiej się przepychać
Linia ciągła, podwójna ciągła, wysepka, pas do skrętu w lewo czy w prawo to wszystko służy do jednego, do wyprzedzania (U nas za takie manerwy zabierają prawko).
Co ciekawe samochody osobowe “pilnują” motocyklistów i jak tylko widzą jakiegoś w lusterku zjeżdżają maksymalnie na prawo. Dzięki temu można spokojnie mijać 80-tką samochody jadące w korku. Niedość tego, gdy wyprzedzasz samochodu lewym pasem a pojawi się na nim TIR, to automatycznie samochody robią Ci miejsce abyś mógł się bezpiecznie schować.
Dalej, przed każdym czerwonym światłem samochody zostawiają 3 metry wolnego miejsca dla wyprzedzających motocykli i czekają kilka sekund aby wszystkie stojące obok samochodów motocykle bezpiecznie odjechały. W Italii króluje Aprillia, Piaggio, Burgman, Ducatii i BMW, a potem dopiero cała reszta. I co zauważalne że mając nawet potwora mocy, Włoscy motocykliści jechali niewiele więcej ponad 100km/h, żadnych szaleństw, żadnych wheelie, stoppie czy innych durnot. Im moc potrzebna jest do wyprzedzania. Oczywiście krótkie spodenki i koszulki na motocyklu to tam podstawa, częściej skuterzyści mieli ubrane jakieś letnie kurtki z meshem.
Na miejsce noclegu dojeżdżamy wieczorem.
Rozbijamy namioty w ogórdku Pani Krystyny i Soliedo.
Pani Krystyna mieszka we Włoszech 12lat, wyjechała za pracą i zostałą. Ułożyła sobie życie z Włochem. Solideo też kiedyś miał motocykle, zawsze Kałażaki (Kawasaki), jak wpsomniałem że my mamy Chińskie Keeway (benelli) to stwierdził że jak on w końcu lat 60 początku 70 miał Kawasaki to każdy mówił że Japońskie motocykle to badziew jakich mało. Wtedy liczyły się angielskie maszyny. A On nie miał żadnych problemów z Kawasaki, był tańszy od Angielskich i tak samo dobry.
Pani Krystyna też jeździ:
Jak tylko przyjechaliśmy Pani Krystyna zadzwoniła po innych Polaków mieszkających niedaleko Piotrka i Anetę: “Przyjechali już, chodzcie porozmawiacie po Polsku”.
W Lugo czekała na nas prawdziwa wyżerka, Solideo upiekł Piadiny, to takie placki z ciasta drożdżowego pieczone na żeliwnej blasze na gazie.
Do tego były wędliny.ser biały, i inne specjały. Mięso jagnięce i włoskie kiełbaski oraz Włoskie wino własnej produkcji. Po jedzeniu były owoce.
Rozmowom nie było końca, śmiechu co niemiara.
Piotrek powiedział że puszkarze puszczają motocyklistów bo oni wszyscy po powrocie z pracy czy zakupów ubierają skory i jadą polatać. Nie od dziś wiadomo że motocykliści to najlepsi kierowcy.
Na koniec dostaliśmy jeszcze włoskie espresso, ja akurat nie miałem problemu, ale Jacek znów się nie wyspał….