28-07-2012
Rano wstaliśmy wściekli, bez mała ciskając błyskawice z oczu. Co z tego, że właściciel przyszedł przepraszać i tłumaczyć, że co on mógł zrobić? Ludzie przyjechali się wyluzować ect, ect.... A to, przepraszam bardzo, nie trzeba ogólnodostepnego kempingu otwierać, tylko działkę dla znajomków, bo na normalnych kempingach takie postępowanie jest nie do przyjęcia

. Także jeśli ktoś chciałby w tamtych terenach pobiwakować, to szczerze odradzam kemping w Jeleniu. Na szczęście kempingów tam jest trochę więcej

.
Otwarcie powiedzieliśmy, że sorry batory, ale będziemy szukać czegoś innego.
A że objazdówkę mieliśmy w planach Selmenowymi ścieżkami, więc po drodze i normalny kemp się znajdzie

.
W pierwszej kolejności pojechaliśmy do Bornego Sulinowa. Jak zapewne każdy wie, wieś była do 1992r. zamieszkiwana wyłącznie przez żołnierzy radzieckich i ich rodziny.Do 1993r. tego miejsca nie było w ogóle na mapie. Po wyjeździe Armii Radzieckiej , w 1993 roku nastąpiło uroczyste otwarcie miasta i otrzymanie praw miejskich. Jadąc przez Borne Sulinowo aż rzuca się w oczy wojskowy , skoszarowany charakter miasteczka. Wiele z budynków przystosowano na normalne mieszkania, ale wiele budynków popadło w ruinę. Prawie nad samym jeziorem mieścił sie kiedyś Dom Oficera, czyli kasyno. Musiało być naprawdę ładne i robić wrażenie swoim przepychem i wielkością, ale teraz to obraz nędzy i rozpaczy. A tak niewiele lat upłynęło od opuszczenia tego miasteczka przez sowietów.
Największe jednak wrażenie zrobił na nas Radziecki Cmentarz Wojskowy. Powstał w 1945 r. i chowano tam dorosłych ludzi do 1970r. Potem już tylko dzieci. Jest tam ponad 340 grobów żołnierzy radzieckich, zmarłych w czasie służby w garnizonie i ich rodzin. Ponad 140 grobów to osoby o nieustalonej tożsamości, dziwne, bo przecież to nie była wojna, a dokumentów brak. Najwięcej mogił datowanych jest na lata 1956-1959. Sami młodzi ludzie, przed 30-tym rokiem życia, małe dzieciątka , niejednokrotnie nie przeżywszy nawet roku. Chodzą słuchy, że prowadzono tam jakieś eksperymenty z bronią jądrową, ale żadnych dokumentów, potwierdzających te pogłoski nie ma. I tylko pozostały groby żołnierzy, ich rodzin,zmarłych w kwiecie wieku i sił oraz tajemnica, dlaczego tak wielu w tak krótkim czasie.
Podobno niedaleko za Bornem Sulinowem jest miasteczko - Gródek , całkowicie opuszczone i nie zamieszkane po opuszczeniu przez Sowietów, ale o tym dowiedzieliśmy się później, więc nie zdążyliśmy zobaczyć.
Z mieszanymi uczuciami opuściliśmy Borne , nad którym wisiała jakaś dziwna atmosfera i troszkę na okrętkę ruszliśmy do Starego Drawska. W tymże miasteczku, czy też wsi, znajdują się ruiny zamku. Z zewnątrz nic ciekawego. Ot takie sobie ruinki. Ale ktoś miał niezły pomysł, żeby zagospodarować dziedziniec i wyszło coś niespotykanego i tak klimatycznego, że z przyjemnością wspomina się tam spędzony czas. Szczegóły na fotkach.
Pokręciliśmy sie po tych Selmenowych ścieżkach i po drodze znaleźliśmy przyzwoity kemping w Czaplinku. Więc szybciutko pojechaliśmy spakować majdan i się przenieść.
W Czaplinku sporo kamperów z Niemiec, więc szanse , że sie wyśpimy wyraźnie wzrosły

. Nawet przed deszczem udało nam się cztery litery w jeziorze zamoczyć

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 012Dzien9#29-07-2012
Jak było do przewidzenia deszcz sobie popadywał przez calutki dzień , w większym lub mniejszym natężeniu. Godzinną przerwę w deszczu czym prędzej wykorzystaliśmy, żeby coś zjeść w miasteczku i zrobić jakieś zakupy. A potem już świat oglądaliśmy z namiotu grając w karty

. Był moment strachu, kiedy opad był naprawdę niezły i woda zdawała się tworzyć małe jeziorka przy przedsionku namiotu. Na szczęście nic nie przemokło

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien10#30-07-2012
Przy dużym wietrze składaliśmy namiot, który miał tendencje do uciekania

. Na szczęście nad ranem przestało padać, a wietrzysko zrobiło swoje i namiot był suchutki

. Kierowaliśmy się na Witnicę przez Stargard Szczeciński.No i przez Cedynię rzecz jasna

. Przed Cedynią trafiliśmy na miasteczko Chojna, które okazało się gratką nadprogramową

. Otóż jest tam szlak zapomnianych cmentarzy żołnierzy Armii Radzieckiech. Przy jednym z nich przepiękne ruiny XV w. kaplicy szpitalnej im. św.Gertrudy. Znaleźliśmy też jedną z XV wiecznych bram tzw. bramę "świecką". Nader malowniczą notabene. Do Cedyni mieliśmy bliziutko, a zaraz za miasteczkiem znajduje się sławna góra Czcibora z największą stojącą rzeźbą orła w Polsce, upamiętniającą bitwę pod Cedynią, w której w roku 972 brat Mieszka I, Czcibor rozgromił wojska margrabiego Hodona.
Do Witnicy droga wiodła nas wzdłuż granicy z Niemcami. I proszę sobie wyobrazić, że w miasteczku Osinów Dolny, przy samej granicy, wszystkie nazwy usług, sklepów są w języku niemieckim, a na stacjach benzynowych ceny w euro

. A przecież to jeszcze Polska. Przejeżdżając przez Kostrzyń juz trafiliśmy na objazdy , mimo że do Woodstocku zostało parę dni. Młodzieży sporo zjawiło się wcześniej.
Kemping w Witnicy nie bez kozery miał nazwę " Leśne Ustronie ". Praktycznie już za miastem, częściowo na obrzeżach rezerwatu przyrody , po prostu nas zachwycił

. Przed kempingiem jest hotel, z zewnątrz nic szczególnego, w środku bardzo ładny, a miejsce kempigowe urocze. Sześć domków 4-osobowych, czyściutkich, z ganeczkami, pełnym wyposażeniem i wszystkim, czego sobie można zażyczyć. Pole namiotowe niestety bez drzew, ale wiata, miejsce na gril i sanitariaty eleganckie. I tak sobie pomyślałam, że jakby w tych stronach robić PNPC, to miejscówka idealna

. A poniżej przepiękne jeziorko z liliami wodnymi, ptactwem wodnym i... wędkarzami

.
Bardzo cichutkie, urokliwe miejsce

.
Mieliśmy tam być tylko 1 noc, więc zaszaleliśmy i wzieliśmy domek. Jak się okazało słusznie, bo w kwadrans po wniesieniu tobołów zaczął padać rzęsity deszcz. Namiotu rozbić byśmy nie zdążyli

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien11#31-07-2012
Na ten dzień zaplanowany był przyjazd do Głogowa, ale nie głównymi drogami, tylko raczej bocznymi , prze Żagań. Zanim wyjechaliśmy poleciałam obfotografować jeziorko, bo też i warte tego było

.W Żaganiu mieliśmy do zwiedzania zamek. Z zewnątrz przepiękny. Właścicielem jest miasto. Zamek od kilka lat pomalutku jest przywracany do dawnej świetności, ale jeszcze trochę potrwa, zanim naprawdę będzie co oglądać. Cały parter zajmują przeróżne urzędy, natomiast zwiedzać można górę, która póki co jeszcze mizernie wygląda. Jest za to w piwnicach bardzo ciekawa Galeria Dobrego Diabła. Prezentuje ona diabełki najróżniejszych zawodów. Były też diabełki piłkarze z tegorocznego Euro

. Po zwiedzeniu zamku, w kafejce spotkaliśmy się z Adamen Żagań, którego baaardzo przepraszam za pominięcie we wstępie mojej skrobaniny

.Adaś, śliczne dzięki, że poświeciłeś swój czas, żeby się z nami spotkać

. Potem po drodze mieliśmy Szprotawę, gdzie mogliśmy zobaczyć 2 kościoły, katolicki XVI w., który jest w świetnym stanie, oraz protestancki XVII w., który po wysiedleniu Niemców popadł w ruinę. I znów szkoda, bo zbudowany został na fundamentach starego zamku, a sądząc po ruinach, musiał się pięknie prezentować . Wieczorkiem, kole 18.oo dotarliśmy do Głogowa, do Jinseyów

. Marcin już stał porzy Gwiazdeczce gotowy wyjechać nam naprzeciw

. Nie zdążył

.
Dorotka jeszcze w pracy była, ale spokojnie na nią poczekaliśmy, a potem spędziliśmy milutki wieczór przy drinkach i whisky, a także przepysznych daniach, które serwował niezrównany szef kuchni - Jinsey

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien12#01-08-2012
Obudziliśmy się raniutko, przy kawce kontemplowaliśmy poranek i budziliśmy się ze snu

. Razem z Dorotką i Marcinem chcieliśmy zrobić objazdówkę po przepieknym lubuskim. Traska miała wynieść ok. 300 km. Można by ją nazwać " szlakiem ruin ".
Droga wiodła przez najpiękniejsze lasy w kraju przeplatane łanami zboż. Słoneczko pięknie świeciło, humory nam dopisywały, czegóż więcej chcieć ?
Na początku dotarliśmy do miejscowości Siedlisko. Tam też znajdują się częściowo już odremontowane ruiny zamku. Ma ten obiekt prywatnego właściciela i do środka nie można było wejść, ale cała budowla warta zobaczenia nawet z zewnątrz. Gdyby nie komary, które całymi chmarami krążyły wokół nas, pewnie dłużej byśmy tam zabawili.Następnie dotarliśmy do Zatonia, gdzie znajdują się bardzo malownicze ruiny kościoła i pałacu. Pałac grozi co prawda zawaleniem i nie widać, żeby ktokolwiek miał ochotę o to choć trochę zadbać, więc tym bardziej warto było go zobaczyć

.
Następne były Brody z imponującym pałacem Bruehla oraz przepiękną i niespotykaną bramą wjazdową do miasteczka. Całość robi wrażenie, tym bardziej, że widać gołym okiem dbałość o utrzymanie tego pięknego zabytku. Wart obejrzenia

.
Natomiast Kożuchów nas bardzo rozczarował. Resztki elewacji może i ładne, ale na samym środeczku przed nimi stoi śmietnik, w którego wręcz wysypują się śmieci. Dobrze trzeba było się napracować, żeby fotki jakoś wyszły

.Natomiast pałac w Drwalewicach, pobudowany na modłę angielską , prześliczny. Też tylko z zewnątrz można było obejrzeć, bo prywatny właściciel i też w remoncie ( Zamek, rzecz jasna, nie właściciel

). Miejmy nadzieję, że przywróci mu dawny wygląd, bo zameczek uroczy

. Z Drwalewic szybciutko wróciliśmy do Głogowa. W chłodnym domku Dorotki i Marcina odpoczęliśmy od upałów smakując pyszne jedzonko i oglądając olimpiadę w Londynie
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien13#02-08-2012
Dzień zwiedzania Głogowa. Wcale nie spieszylismy się z wyjściem, bo wszystko na miejscu i piechotką

. Dorotka i Marcin robili za przewodników. Głogów to piękne miasto, choć bardzo mocno ucierpiało w czasie II Wojny Światowej. Starówka została w całości odbudowana i prezentuje się naprawdę pięknie. Obejrzeliśmy fosę przerobioną raczej na deptak, bardzo ładny. Z daleka było już widać ruiny protestanckiego kościoła, ale ku naszemu zdumieniu, zaczęli go remontować. Nie wiadomo, czy tylko po to, żeby ruiny przetrwały w obecnym stanie, ale raczej tak, bo zniszczeń jest sporo. Nie mniej wygląda imponująco

. Przy Ratuszu jest wieża, z której rozciąga się panorama na całe miasto. Przy pięknej pogodzie było co oglądać .
A na okrasę zwiedziliśmy zamek w Głogowie, który mimo, że skromny , to jednak wart zobaczenia. Akurat trafiliśmy na wystawę czasową , prezentującą odkrycia archeologiczne , na które nartafiono przy budowie autostrady z Katowic do Krakowa. I niczego bardziej przeboleć nie mogę, jak tego , że wykopano co sie dało, a długachny pas wykopalisk, bardzo interesujący, zalano asfaltem, żeby broń Boże nie zwiększać kosztów budowy autostrady

. Po prostu zbrodnia ! Wystawy niestety nie udało się uwiecznić na fotach, bo aparat akurat miał fanaberie i zdechł

. Potem wróciliśmy do domku naszych gospodarzy i delektując się chłodkiem rozmawialiśmy , jednym okiem patrząc na wysiłki olimpijczyków. Wieczorkiem zaś gril w ogródku

. Kiedy późnym wieczorkiem siedzieliśmy w domku, zaczęło błyskać i grzemieć

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien14#03-08-2012
No i nadszedł dzień wyjazdu z Głogowa

. Z Dorotką pożegnalismy się już wczoraj, bo raniutko leciała do pracy, ale Marcin akurat z niej wrócił

. Nieco pochmurzone niebo było, a że wczoraj zaledwie pucowałam motorek z much i kurzu, więc ledwie wyjechaliśmy z Głogowa na Sławę, zaczęło padać

. Najpierw troszeczkę, potem coraz bardziej. Marcin jechał z nami, mieliśmy pożegnać się w Sławie, ale niestety....10km. przed , trzeba było stanąć i wykorzystać wiatę autobusową na założenia przeciwdeszczy. I na przystaneczku pożegnaliśmy się z Jinseyem, żeby nie mókł bez potrzeby. My zaś ruszyliśmy do Stęszewa. Nie było mowy o zwiedzaniu Wolsztyna w tym deszczu, a lał sobie rzetelnie. Zajechaliśmy na kemping, o rozbijaniu namiotu nawet mowy nie było.Motocykl wyglądał jak świńskie koryto

. Wzięliśmy pokój, bo ciuchy trzeba było trochę podsuszyć. Rękawiczki można było wykręcać, buty zdążyły zmoknąć zanim się poubieraliśmy, spodnie do kolan też , chustka jak żaba

. W jakąś godzinkę później przestało padać i wyjrzało słoneczko

. A niedługo potem zjawił się Mike

. Bardzo fajnie czas z nim spędziliśmy, ciekawie bardzo opowiadał . Przy kawusi, ciasteczku i tostach czas nam minął niczym z bicza trzasnął. Mike wrócił do domku, a my rozwiesiliśmy w maleńkiej kliteczce ciuchy, co by jakoś doschły.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien15#04-05-2012
A raniutko pogoda udawała, że o deszczu to może i słyszała, ale nie pamięta za bardzo

. Rękawiczki i buty nadal były mokre, ale przy takim ciepełku to nie problem, same po drodze wyschły

. I ruszyliśmy najpierw zwiedzić Rogalin, a potem Kórnik. Pałac w Rogalinie przepiękny, wnętrza częściowo odremontowane, ale jeszcze wyposażenia brak. jednak pieniądze z Unii akurat dostali i w trzy lata mają się z tym uporać.Trochę się uchowało, a resztę pewnie dokupią.Warto będzie tam wrócić i pozachwycać się znów

. Bo stiuki, rozetki, odrestaurowane herbarze przecudnej urody

. A pałac narodu polskiego, bo były prezydent Edward Raczyński w testamencie narodowi zapisał i chwała mu za to

.
Zamek w Kórniku prezentuje się dużo mniej okazale, ale wnętrza zachwycają. Dębowe, rzeźbione drzwi, futryny, szafy gdańskie, obrazy.........napatrzyć się nie mogłam i z rozdziawioną gębą te wszystkie cudeńka oglądałam

.
I tak dobiegł końca ostatni etap naszej eskapady. Do domku już autostradą śmigęliśmy, bo wygodniej i szybciej, do samiuśkiej Warszawki bez jazdy przez miateczka po drodze , które bardzo spowalniają. A że czasem lubię manętkę podkręcić, więc sama radość

.
https://picasaweb.google.com/1091932081 ... 12Dzien16#Przez te 2 tygodnie nawinęliśmy 3400km. Pogoda nam dopisała, bo padalo raptem 2 dni, a i to tylko raz zmokliśmy. Plan zwiedzania prawie w całości udało się zaliczyć. Ominął nas tylko ten Wolsztyn i Świnoujście - Stawa Młyny, co i tak uważam za sukces

. Obejrzeliśmy całe mnóstwo ciekawych miejsc, krajobrazy zapierały dech w piersiach, żadnych niespodziewanych awarii, nasze kochane KCM-y uprzyjemniały czas , jednym słowem cud, miód i orzeszki, a nie urlop. Chciałoby się więcej , więcej i więcej.....

I tym optymistycznym akcentem.........
